W roku 2016 aż 70 proc. Polaków pytanych przez CBOS o najważniejsze wydarzenie w historii naszego kraju przed rokiem 1918 wskazało przyjęcie Chrztu przez księcia Polan Mieszka I. Zastanówmy się jednak jak potoczyłaby się losy Ojczyzny i Europy Środkowej gdyby władca nie zdecydował się na taki krok.
Nasze dywagacje zacznijmy od faktów, z których najważniejszy dotyczy samej istotny wydarzenia. Oto bowiem gdyby książę Mieszko nie chciał przyjąć chrześcijańskiej wiary, to by jej nie przyjął. Nie chodzi tu jednak o motywacje, które kierowały nim w połowie lat 60. X wieku – religijne, polityczne, ekonomiczne czy jeszcze inne – ale o samo wydarzenie. Wszak przed epoką owego władcy plemienia Polan oraz w jej trakcie i jeszcze po jego śmierci panowało w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej wielu monarchów mających – podobnie jak i nasz książę – kontakty z państwami wchodzącymi w skład cywilizacji chrześcijańskiej i czerpiącymi całymi garściami z tego bogatego dorobku, którzy jednak nie zdecydowali się na zmianę wyznania. Losy owych władców oraz ich potomków i państw stanowią dla nas ważny punkt odniesienia przy tworzeniu hipotetycznej historii Polski tkwiącej w mrokach pogaństwa dłużej niż do roku 966.
Mając świadomość wydarzeń rozgrywających się u naszych sąsiadów oraz politycznych układów, sojuszy i innych czynników, na które musiał reagować ambitny Mieszko, należy rozważyć, czy gdyby książę nie przyjął chrześcijaństwa w roku 966, to jego władza nie załamałaby się w ciągu najbliższych lat a nawet miesięcy. Co prawda bowiem cały czas państwo Polan miało więcej sąsiadów pogańskich niż chrześcijańskich (oczywiście w sensie wyznania przedstawicieli władzy politycznej, gdyż religia ludu mogła być – i często tak się działo – odmienna). Przyjmując najbardziej rozpowszechnione koncepcje dotyczące kształtu państwa Piastów w chwili przejmowania władzy przez Mieszka należy odnotować, że po sąsiedzku monoteiści rządzili wówczas jedynie w Niemczech oraz Czechach, a więc za południowo-wschodnią miedzą, a cały czas w wielu bożków wierzyli Słowianie Połabscy żyjący za Odrą (na jej dolnym, północnym odcinku, gdyż południowy – środkowy i górny – bieg rzeki znajdował się w rękach niemieckiej Marchii Łużyckiej), Pomorzanie z północy oraz Mazowszanie i Lędzianie ze wschodu. Refleksja dotycząca wydarzeń politycznych w Europie Środkowej w latach 60. X wieku pokazuje jednak, że największe zagrożenie dla egzystencji monarchii Mieszka stanowili wtedy nie chrześcijanie, ale poganie!
Oto bowiem dokonana być może jeszcze za panowania Siemomysła – ojca Mieszka – ekspansja Polan w stronę środkowej Odry spowodowała kontakt państwa pierwszych Piastów ze Słowianami połabskimi oraz wzajemne napięcia. Gdy zaś w latach 60. na czele tamtejszych plemion wieleckich stanął saski (niemiecki) awanturnik Wichman Młodszy, poganie dwukrotnie pobili w bitwie oddziały Mieszka, pustosząc Wielkopolskę i zabijając nieznanego z imienia książęcego brata. Co jednak istotne – Wieleci byli sprzymierzeńcami… chrześcijańskich Czechów. Książę Polan musiał więc zrobić wszystko, by odwrócić sojusze i uniemożliwić unicestwienie rodzącej się Polski. Mieszko zdołał temu zaradzić decydując się na przyjęcie Chrztu i sojusz z Czechami przypieczętowany małżeństwem z córką księcia Bolesława I Srogiego – Dobrawą. Gdy więc Wichman (tym razem dowodząc Wolinianami) po raz trzeci uderzył na Polan, natknął się na opór nie tylko drużyny Mieszka, ale też swoich dotychczasowych czeskich sojuszników i zginął w bitwie. A działo się to… zaledwie rok bo chrzcie naszego księcia! Bez czeskiego wsparcia związanego ze ślubem i przyjęciem chrześcijaństwa państwo Polan poniosłoby najpewniej sromotną klęskę i możliwe, że uległoby rozpadowi.
Załóżmy jednak, że Mieszko nie zdecydowałby się na zmianę sojuszy, porzucenie pogańskiej wiary i wprowadzenie swojego księstwa do rodziny chrześcijańskich państw Europy – co niewątpliwie było jednym z jego głównych celów. Mógł przecież szukać wsparcia u jednego ze swoich pogańskich sąsiadów.
Jako najpoważniejsi kandydaci do udzielenia pomocy przeciwko Słowianom połabskim jawić mogą ciągle pogańscy wtedy jeszcze Rusini lub także nieochrzczeni Węgrzy. Oba ośrodki państwowe – mimo trwania przy plemiennych kultach – miały w owym czasie duże znaczenie w europejskiej polityce wynikające z militarnej siły. Nie da się jednak wykluczyć, że za pomoc (załóżmy, że byłaby wystarczająca i skuteczna) wystawiliby Mieszkowi rachunek niewiele mniejszy niż cena, jaką przyszłoby zapłacić za trzecią porażkę w walce z Wichmanem.
Ruś Kijowska była wszak w X wieku jedną z największych potęg kontynentu, a oddziały słowiańsko-skandynawskie (pamiętajmy o wikińskiej genezie owego państwa i ciągle intensywnych kontaktach z dawną ojczyzną kniaziów) przez całe stulecie groziły samemu Cesarstwu Bizantyjskiemu, czego dowodem są niezwykle korzystne dla ruskich kupców porozumienia handlowe zawierane między stronami (tzw. dogowory). Dodatkowo w chwili przyjmowania Chrztu przez księcia Mieszka ruski kniaź Światosław Igorowicz likwidował niegdysiejszą potęgę Kaganatu Chazarskiego oraz pustoszył czarnomorskie wybrzeże Bułgarii i rozważał… przeniesienie tam swojego państwa. Czy miałby więc problem ze zmuszeniem Mieszka do podległości oraz zajęciem części terenów wielkopolskich Polan, którym zagrażali znacznie słabi od Rusi Wieleci? Wolne żarty. Słowem: gdyby Mieszko postanowił trwać przy dotychczasowej wierze i szukać sojuszników wśród pogańskich Rusów musiałby zadowolić się rolą rządzącego jedynie na ograniczonym obszarze poddanego kijowskich kniaziów lub… pakować walizki i próbować kariery w roli najemnika.
To może w takim razie Węgrzy? W końcu dwa bratanki… Cóż, to rozwiązanie jawi się jako lepsze, ale tylko nieznacznie. Co prawda ów wariant niósł mniejsze ryzyko „połknięcia” piastowskiej monarchii przez silniejszego partnera – szczególnie, że po klęsce na Lechowym Polu (955) Madziarzy nie byli już taką potęgą jak wcześniej – jednak ewentualny sukces niewiele zmieniłby w europejskiej polityce. Cały czas Praga parłaby bowiem na północ korzystając co prawda z sojuszu z poganami, ale przecież zawiązanego przeciw innym poganom. Jeśli więc nawet w ewentualnej bitwie Polan i Węgrów z Czechami i Słowianami połabskimi zginąłby Wichman, to rychło znalazłby się inny awanturnik zainteresowany atakami na wątłe państwo nad Wartą i bez problemu zgłosiliby się do niego sojusznicy zainteresowani udziałem w podziale łupów.
A co gdyby Mieszko uformował potężną koalicję obrońców pogaństwa i na jego wezwanie odpowiedzieliby nie tylko Węgrzy, ale też Mazowszanie, Lędzianie, Prusowie, Pomorzanie i Jaćwingowie, a Piastowie sięgnęliby ponadto po nordyckich najemników? Sukces mógłby być znaczny, a Słowianie połabscy i Czesi zapewne leczyliby rany nieco dłużej. Nie da się jednak wykluczyć, że w obliczu stworzenia tak potężnego sojuszu pogan tuż za granicą niemieckiej strefy wpływów sprawą zainteresowałby się sam cesarz, który nie wspierał przecież awantur zbuntowanego przeciw niemu Wichmana. W takiej sytuacji – chociażby z powodów czysto geograficznych – Imperium skierowałoby swoje pierwsze uderzenie na nikogo innego, tylko na państwo Mieszka i nawet jeśli wojna nie zostałaby zdecydowanie przegrana przez pogańską koalicję, to z racji toczenia jej w Wielkopolsce monarchia piastowska odczułaby ją najbardziej dotkliwie. Jeśli jednak mimo tego Mieszko utrzymałby się przy życiu i władzy oraz uporał się z niezadowoleniem poddanych wynikającym z grabieży dokonywanych przez obce wojska oraz kosztami utrzymywania własnych oddziałów, to i tak na trwanie przy pogaństwie było na dłuższą metę niemożliwe.
Przyjęcie chrześcijaństwa dawało bowiem władcom tak wiele różnego rodzaju korzyści politycznych, społecznych i gospodarczych – o własnym życiu duchownym nie wspominając – że prędzej czy później Polanie albo zrozumieliby, co jest dobre dla ich państwa i co może istotnie wzmocnić jego stabilność oraz siły albo zostaliby podbici i zmuszeni do zmiany wiary. Jednoznacznie wskazuje na to los tych, którzy próbowali trwać przy bożkach – Słowian połabskich oraz Bałtów.
Szczęśliwie dla nas książę Mieszko wykazał się doskonałym rozeznaniem realiów i wprowadził swoje państwo w rodzinę narodów chrześcijańskich w tempie wręcz błyskawicznym. Od kiedy bowiem Piastowie uzmysłowili sobie, że czesko-wielecki sojusz wkrótce zapuka do bram Wielkopolski i w odpowiedzi na zaistniałą sytuację zaczęli budować w swoim państwie potężne grody, do czasu przyjęcia Chrztu i stania się pełnoprawnym uczestnikiem zachodnioeuropejskiej polityki upłynęło niespełna 30 lat. Owa stanowczość władcy oraz jego gorliwość w krzewieniu wiary okazała się kluczem do sukcesu, o czym niech świadczy fakt, że biskupstwo w państwie Polan pojawiło się wcześniej niż w ochrzczonych blisko 100 lat wcześniej Czechach.
Michał Wałach
Bardzo ciekawie napisane. Trochę może zbyt przesiąknięte historią alternatywną, ale któż jej nie lubi? Przyjęcie chrztu Polski było wówczas wydarzeniem porównywalnym do odzyskania niepodległości w 1918 kiedy to Piłsudski mógł formować obronę państwa i administrację oraz podobnym w skutkach do rozpadu związku sowieckiego i doczołgania państwa do NATO i UE – widać to po stopniowym trawieniu przez Rosję tych państw które wybrały inaczej. Chrzest dał Piastom legitymację do podbijania plemion ościennych i wcielania ich do nowoformującego się organizmu państwowego. Co ciekawe, kolejny przykład że Polska jest na tyle silna, na ile ma silną armię.