Lockdown i kwarantanna to nie wynalazki XXI wieku! Poznaj długą historię walki z epidemiami

0
225
Wiedeński lazaret, obraz nieznanego autora z roku 1680.

Izolacja i kwarantanna naturalnie kojarzą się z wydarzeniami ostatnich lat. To jednak środki zaradcze praktykowane od wieków, na długo przed odkryciami Pasteura, Kocha i Fleminga.

Regulacje przeciwepidemiczne prezentowała Księga Kapłańska, obdarzając je nadprzyrodzoną sankcją, jako objawione i nakazane przez Boga. Podstawowym środkiem zaradczym była czasowa izolacja i obserwacja objawów, po stwierdzeniu choroby chory stawał się trwale nieczysty, musiał zachowywać dystans społeczny. „Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: „Nieczysty, nieczysty!” Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem” (Kpł 13, 45). Nie wszystkie wskazane symptomy odpowiadały trądowi, co prowadzi do hipotezy, że nakazy te egzekwowane były także wobec osób cierpiących wskutek chorób grzybiczych. Więcej: regulacje te posiadały ściśle proceduralny charakter. Kwestią sporną pozostaje to, jak silna była stygmatyzacja chorych i jak duży dystans oddzielał „nieczystych” chorych od społeczeństwa.

Hipokrates, kładąc fundament pod racjonalne praktyki medyczne, dużo miejsca poświęcił wpływowi czynników wewnętrznych (konstrukcji organizmu, odżywianiu itd.) i zewnętrznych, zwłaszcza prądów powietrznych (jak twierdził, najgroźniejszą porą roku jest jesień, a wilgoć przynosi najcięższe choroby!). „Epidemią” była więc choroba, która w danym czasie ze szczególnym nasileniem nękała ludność zamieszkującą dany teren. Zwieńczeniem sztuki lekarskiej było dla Hipokratesa prognozowanie, formułowanie uzasadnionych rokowań: kto wyzdrowieje, kogo czeka śmierć, w jakim przypadku choroba trwać będzie krótko i przebiegać łagodnie, a w jakim długo i ciężko. Obserwacja doprowadziła go do uznania, że w przebiegu stanu chorobowego istnieją dni kryzysowe, przesilenia związane ze szczególną manifestacją objawów. Stąd krok do uznania, że istnieją określone ramy czasowe, w których manifestuję się choroba, i szczególne przesilenie, po którym następuje ozdrowienie lub zgon.

Wiele wieków później, nim na arenę dziejów wkroczyła kwarantanna, praktykowano „trentinę”. Oknem na świat średniowiecznej Europy były Włochy, rozwijające sieć relacji handlowych i dyplomatycznych. To właśnie Włochy jako pierwsze doświadczyły czarnej śmierci. Ta poskutkowała hekatombą, głębokimi zmianami społecznymi i kulturowymi, równocześnie stawiając w centrum zainteresowania włoskich elit politycznych kwestie zdrowia publicznego. Jak trafnie zaobserwowano, choroba zawleczona została drogą morską, stąd izolacji poddawano statki i chorych.

W 1377 roku władze Raguzy zarządziły pierwszą kwarantannę: wszystkie załogi (i statki)  musiały przejść trzydziestodniową izolację; jak uważano, nośnikiem choroby mogli być marynarze i towary. Założenia były proste: każdy podróżny, który przybywał z terenów, na których występowała zaraza, musiał poddać się miesięcznej izolacji w wyznaczonym ku temu miejscu; żaden mieszkaniec nie mógł tego miejsca odwiedzać, złamanie tej zasady oznaczało poddanie się kwarantannie; za stan i zaopatrzenie osób przebywających w izolacji odpowiedzialne były osoby wyznaczane przez władze. Podróżni, którzy nie poddaliby się izolacji, karani byli grzywną, a następnie przymuszany do jej odbycia. „Inspekcję” statków, jak i ocenę stanu zdrowia osób pozostających w odosobnieniu, przeprowadzali urzędnicy. W przypadku stwierdzenia objawów chorobowych odosobnienie przedłużano.

Zmianie uległy same ramy czasowe: okres izolacji wydłużono o 10 dni, „trentinę” zastąpiła 40-dniowa „quarantina”, praktykowana początkowo wobec podróżnych korzystających ze szlaków lądowych, a później także wobec statków i marynarzy. Dlaczego wydłużono okres izolacji? Istnieją różne hipotezy, w tym nawiązania do 40 dniowego postu Jezusa na pustyni, jak i do dziedzictwa Hipokratesa i jego teorii przesileń. Jak zakładano, po upływie 40 dni – nawet jeśli osoba poddawana kwarantannie prezentowała jakieś objawy – można uznać, że jest wolna od zarazy bądź najzwyczajniej cierpi na dolegliwości przewlekłe, które nie stanowią zagrożenia dla innych.

Tak narodziła się kwarantanna, będąca przez wieki podstawowym narzędziem polityki zdrowotnej, realizowanej ze szczególną starannością w miastach portowych. Jak uważano, „morowe powietrze” mogło być zawleczone, przez ludzi i rzeczy. Wyciągnięto trafny wniosek: izolacji poddawać należy osoby i statki przybywające z terenów, na których występuje zaraza. Rodziło to problem praktyczny: wiarygodności zapewnień o tym, że port z którego statek wypłynął, był wolny od zagrożenia. W przypadku wątpliwości także zarządzano kwarantannę, tylko… nieco krótszą. Izolacja mogła mieć miejsce na statku lub w specjalnie wyznaczonym ku temu miejscu. Tak powstały „morowe domy” i lazarety – publiczne izolatoria. W Wenecji „stary” lazaret służył izolacji mieszkańców, w „nowym” izolacji poddawano marynarzy. Instytucja ta stała się tak istotna, że podobne miejsca odosobnienia powstały także w Nowym Świecie. Nowojorskim „lazaretem” była od roku 1799 Staten Island, w wieku XIX na ten cel przeznaczono dwie sztuczne wyspy. Przy nich cumowały statki płynące z portów wiązanych z zagrożeniem, tam także trafiali europejscy imigranci, u których na Ellis Island dostrzeżono objawy chorobowe.

Praktyka kwarantanny dała początek pierwszym paszportom zdrowotnym – oficjalnym poświadczeniom, że osoba dla której dokument ten został wystawiony, podróżuje z miejsca wolnego od zarazy (a często i od plotek o tym zagrożeniu…) lub odbyła obowiązkową kwarantannę. Dokument ten określał także cel podróży. Podobne świadectwa władze portowe wystawiały dla statków; sprawa się komplikowała, gdy ten zawijał w trakcie żeglugi do portu innego niż docelowy. Rzecz rodziła komplikacje: w przypadku statków i handlu wiarygodność takich certyfikatów posiadała kluczowy charakter. Z kolei w przypadku paszportów wydawanych osobom podróżujących drogami lądowymi naturalnie pojawiła się tendencja do… fałszowania dokumentów. Problem ten okazał się na tyle duży, że w ostatnich dekadach XVI wieku Wenecja zaostrzyła kary za takie fałszerstwa.

Kontrola ruchu lądowego stanowiła duże wyzwanie. W sytuacjach nadzwyczajnych rozwiązaniem tego problemu stał się zakaz przemieszczania połączony z objęciem miasta lub regionu siecią posterunków kontrolnych – kordonem sanitarnym. Do tego angażowano już wojsko. W XVI i XVII wieku rozwiązanie to praktykowano na Malcie, w XVIII wieku – w Danii, Prusach; przez sto lat kordon oddzielał monarchię habsburską od Imperium Osmańskiego. W 1821 r. 30 tysięcy francuskich żołnierzy tworzyło w Pirenejach barierę mają zatrzymać żółtą gorączkę.

Kordon sanitarny, izolacja, zakaz publicznych zgromadzeń, kontrole i paszporty zdrowotne – to narzędzia, które za pontyfikatu Grzegorza XVI wykorzystano w Rzymie do walki z cholerą, choć o wiele więcej uwagi poświęca się „reakcyjności” jego pontyfikatu i „religijnemu remedium” w postaci procesji i modlitw. W przypadku hiszpanki rozwiązanie to okazało się nieskuteczne: infekcje postępowały zbyt szybko. Kordony sanitarne nie należą jednak do przeszłości: w 2014 r., w związku z zagrożeniem gorączką krwotoczną, kordon sanitarny objął stolicę Liberii, z kolei w 2020 r. chińskie władze objęły nim Wuhan…

Mateusz Ziomber

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj