Fobie Stalina. Czego bał się jeden z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości?

0
746
Józef Stalin (1937)

Jak każdy dyktator XX i XXI wieku, również Josif Wissarionowicz Dżugaszwili – bo tak naprawdę nazywał się Stalin – obsesyjnie podchodził do kwestii własnego bezpieczeństwa. Ale to nie wszystkie fobie i dziwactwa „czerwonego cara”.

Najbliżsi współpracownicy przywódcy jak np. sekretarka, gospodyni pracująca w podmoskiewskiej daczy, szofer czy żołnierze prywatnej straży, poddawani były skrupulatnej inwigilacji, nawet do kilku pokoleń wstecz, w celu wyeliminowania potencjalnego zagrożenia. Dodatkowo przez cały okres pracy były pod stałą obserwacją sowieckich służb bezpieczeństwa. Strach przed zamachem objawiał się m.in., tym, że Stalin pijał wodę jedynie z własnej, zamykanej na klucz karafki. Polecił również skrócić zasłony we wszystkich pomieszczeniach, w jakich przebywał lub które przemierzał, aby te nie posłużyły zamachowcy jako kamuflaż. Korzystał również z opancerzonych samochodów i ogromnej liczby żołnierzy NKWD, którzy zabezpieczali trasy przejazdu przywódcy.

Oprócz należytego doboru osobistych pracowników, a właściwie ich selekcji, Stalin bardzo często posługiwał się sobowtórami (była to wówczas popularna praktyka – swoje lustrzane odbicie miał również Adolf Hitler). Z ich usług korzystano przede wszystkim podczas świąt państwowych, które odbywały się na otwartej przestrzeni, głównie na Placu Czerwonym. Wszystko dlatego, że frekwencja podczas takich uroczystości była bardzo wysoka, a nie sposób było indywidualnie przeszukać każdego uczestnika i zadbać tym samym o bezpieczeństwo Stalina, ale i całej partyjnej wierchuszki. Oczywiście tajni agencji byli obecni wśród tłumu, a gdy przywódca narodu musiał z narodem się bratać, oddzielał go kordon ochrony. Jednakże obawa o atak na własne życie była tak duża, iż czynił to bardzo rzadko lub wyręczał go wspomniany sobowtór.

Pomimo tego Stalin czuł również dyskomfort i strach w zamkniętych pomieszczeniach nawet wówczas, gdy publika była starannie dobrana. Tak było np. podczas zjazdów WKP(b), na które zawsze ubierał kamizelkę kuloodporną produkowaną specjalnie dla niego w Niemczech.

Stalin był ponadto człowiekiem borykającym się z licznymi kompleksami. Nie został obdarzony wysokim wzrostem – liczył niespełna 164 centymetry. Przejawiało się to wręcz nienawiścią do ludzi wyższych od siebie. Interesujące są fotografie ukazujące wodza ZSRR wraz ze współpracownikami. Niemalże na każdym zdjęciu Stalin jest im równy wzrostem lub ich przewyższa (jak Włodzimierza Lenina czy Nikołaja Jeżowa, szefa NKWD w latach 1936-38) lub jest minimalnie niższy (np. od Wiaczesława Mołotowa czy Sergo Ordżonikidze, ludowego komisarza przemysłu ciężkiego z lat 1932-37). Przypadek? A może fotomontaż? Raczej nie, to po prostu potwierdzenie wspomnianej tezy, iż w otoczeniu Stalina nie było miejsca dla wyższych od niego – jakkolwiek absurdalnie może to zabrzmieć. Co zaś się tyczy fotomontażu, to niewątpliwie mamy do czynienia z pewnymi zabiegami stosowanymi przez fotografów. Odpowiednie kadrowanie pozwala zniwelować różnice wzrostu i sprawić, że ktoś wydaje się wyższy, niż jest w rzeczywistości. A sowiecka propaganda miała w tym dość dużą wprawę. W dzieciństwie Stalin przeszedł bowiem ospę wietrzną, która pozostawiła spustoszenie na jego twarzy w postaci blizn i wżerów. Jednakże na żadnym zdjęciu przedstawiającym ojca narodu tego nie dostrzeżemy. Przeciwnie. Przywódca ma gładką cerę, bujne, czarne włosy i charakterystyczne wąsy, dzięki którym Amerykanie w okresie II wojny światowej określali go Wujkiem Joe. Pozostałości po ospie to nie jedyna pamiątka z czasów dzieciństwa. Podczas zabawy na małego Wissarionowicza przewrócił się załadowany wóz, czego następstwem był lekki niedowład w lewej, krótszej od prawej, ręce. Jeśli włączymy archiwalny materiał z tamtego okresu łatwo dostrzeżemy, jak Stalin stara się ją maskować.

Niski wzrost, a także problem z kończyną to nie jedyne źródło kompleksów dyktatora. Bodaj największym był jego gruziński akcent. Stalin był przecież stu procentowym Gruzinem, czego nie sposób było ukryć. Być może dlatego zawsze tak mało mówił, a więcej słuchał i obserwował. Kompleks ten był na tyle poważny, iż właściwie przywódca ZSRR nie przemawiał do narodu. Dopiero kilka dni po agresji Niemiec na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 roku Stalin zdecydował się za pośrednictwem radia poinformować o napaści i zmobilizować społeczeństwo do walki. Znaczna część usłyszała go po raz pierwszy.

Wszystko to miało pośredni wpływ na śmierć radzieckiego dyktatora. Stalin bowiem przez całe lata pracował do późnych godzin nocnych, nie oszczędzając przy tym zdrowia, a pod koniec życia częściej przybywał w podmoskiewskiej daczy, w miejscowości Kuncewo, skąd kierował całym aparatem państwowym. Co dwa lub trzy dni zwoływał narady, w których uczestniczyli najważniejsi partyjni dostojnicy. Miały one różny charakter. Przeważnie debatowano nad bieżącymi sprawami, a Stalin wydawał zarządzenia czy polecenia, które następnie skrupulatnie wykonywano. Często spotkania przybierały postać suto zakrapianych biesiad. Nie inaczej było w nocy z 28 lutego na 1 marca 1953 roku, kiedy rozmowa z udziałem Berii, Bułganina, Chruszczowa i Mołotowa zakończyło się o 4 nad ranem. 2 marca Stalin cały dzień nie wychodził ze swojego gabinetu, który również spełniał rolę sypialni. Dziwne było to, że nie prosił również o posiłek. Nikt z obecnych w daczy nie ośmielił się jednak wejść do pokoju Stalina, ani tym bardziej zapytać przez uchylone drzwi, czy wszystko w porządku. Być może zaważył o tym incydent, z udziałem wartownika: pewnego razu dyktator przebywając w kuncewskiej daczy spostrzegł przez lekko uchylone drzwi gabinetu cień stróżującego żołnierza, który bezszelestnie zmienił miejsce położenia, by po chwili zabieg ten powtórzyć. Stalin, wyraźnie zainteresowany, wezwał wartownika i spytał, dlaczego nie słyszał jego kroków. Ten odparł, że nie chciał swymi skrzypiącymi butami dekoncentrować pogrążonego w pracy przywódcy i dlatego poprosił żonę o przygotowanie filcowych nakładek, które zneutralizowały nieprzyjemny pogłos. Stalin dopytał żołnierza, czy ten byłby w stanie zabić człowiek. Odpowiedź była natychmiastowa i twierdząca. Dodał ponadto, iż podczas wojny własnymi rękami udusił faszystę. Nie musiał już nic więcej mówić. Jego służba dobiegła końca, on sam został wysłany na Syberię. To niewątpliwie oddziaływało na stróżujący personel. Dopiero w godzinach wieczornych (2 marca) dowódca warty Rybin spostrzegł w pokoju zapalone światło nocnej lampki. Jednak Stalin dalej z niego nie wychodził, nikogo nie wzywał. W końcu, około godziny 23, jeden ze stróżujących żołnierzy wszedł do pomieszczenia, na którego podłodze leżał półprzytomny dyktator. Zgodnie z procedurami wezwano Ławrientija Berię, bowiem tylko on mógł wydać zgodę na przyjazd lekarza. Pijany Beria zjawił się o trzeciej nad ranem i nie podjął żadnej decyzji. Dopiero 6 godzin później, 3 marca, w obecności przybyłych prominentów partyjnych wezwany został lekarz. Diagnoza była jednoznaczna: wylew krwi do lewej półkuli na skutek wysokiego ciśnienia. Stalin umarł dwa dni później, 5 marca 1953 roku.

Zgon nastąpił w straszliwych męczarniach. Gdyby pomoc została udzielona wcześniej, szansa na przeżycie była duża. Jednakże nikt z otoczenia Stalina tego nie chciał. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Stalin szykował kolejną wielką czystkę w szeregach partii. I to czystkę na jej najwyższych szczeblach. Beria doskonale o tym wiedział. Złudzeń na pewno nie miał również Wiaczesław Mołotow, którego teki ministra spraw zagranicznych Stalin pozbawił już w 1949 roku, a ponadto od dłuższego czasu więził jego żonę. Fobia utraty władzy była tak silna, iż w chwili zagrożenia życia wszystkie intrygi podjęte przez przywódcę ZSRR, aby tę władzę utrzymać, obróciły się przeciwko niemu przyczyniając się do jego śmierci.

Michał Wolny

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj