Jako pierwszy ostrzegał przed rosyjskim imperializmem! Polityka zagraniczna Lecha Kaczyńskiego

0
831
Prezydent Lech Kaczyński (źródło: https://www.prezydent.pl/kancelaria/archiwum/archiwum-lecha-kaczynskiego/zdjecia-do-pobrania)

Rosyjski neoimperializm z XXI wieku zapisał się fatalnie w historii Europy Wschodniej i w krajach byłego Związku Sowieckiego. Coś, co jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się wizją mało prawdopodobną dziś jest po prostu prawdą, z której w niedalekiej przyszłości trzeba będzie wyciągnąć odpowiednie wnioski. Podobnie rzecz ma się z politykami przestrzegającymi przed rosyjskimi zakusami: dawniej często uważano ich za uprzedzonych lub wprost wrogo nastawionymi do Kremla, dziś okazują się wręcz wizjonerami. Dotyczy to także ś.p. profesora Lecha Kaczyńskiego.

Brutalna i wyniszczająca druga wojna czeczeńska była jasnym sygnałem dla Rosjan i społeczności międzynarodowej, że czasy kryzysu lat 90. oraz okres kompromitującej polityki Borysa Jelcyna zakończył się raz na zawsze. Nowy prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin stanowczo zakomunikował, że chce, by jego ojczyzna wróciła do roli gracza w polityce europejskiej, a w niedalekiej perspektywie również i międzynarodowej.

Oczywiście w polityce, a przede wszystkim w gospodarce, zamierzonych celów nie można zrealizować od razu. I choć niniejszy artykuł nie jest poświęcony historii zdobywania i umacniania pozycji Putina w kraju oraz wizji jego polityki zagranicznej, to aspekt rosyjski jest kluczowy w zrozumieniu wizji międzynarodowej roli Polski, jaką zaproponował i do jakiej dążył prezydent Lech Kaczyński.

Obrany kierunek

Jesień roku 2005. Po uroczystej przysiędze złożonej przed Zgromadzeniem Narodowym nowy prezydent wygłosił przemówienie do członków obu połączonych izb oraz przed obecnymi na Sali Posiedzeń zagranicznymi gośćmi i byłymi prezydentami. Jeden krótki fragment mowy wybrzmiał szczególnie i choć wielu utożsamia go z diagnozą odnoszącą się do wewnętrznej sytuacji w kraju, już drugie zdanie jest swoistą deklaracją, dewizą, którą w nadchodzącej prezydenturze będzie kierowała się głowa państwa, przede wszystkim w polityce zagranicznej: Państwo nieprawidłowo wykonuje swe zadanie i dlatego musi być oczyszczone i przebudowane. Nie będę w tych sprawach kierował się lojalnością wobec nikogo więcej poza lojalnością wobec Polski.

Każdy komentator sceny politycznej, każdy politolog, historyk, a nawet socjolog, a przede wszystkim obywatel może na swój sposób interpretować ową lojalność. Patrząc jednak z perspektywy czasu, mądrzejsi o doświadczenia ostatnich kilkunastu lat, musimy stwierdzić, że prezydent Kaczyński pojęcie to utożsamiał z polską racją stanu, z polskim interesem narodowym, który przede wszystkim ma zapewniać dobrobyt państwu i jego mieszkańcom. Patrząc jednak szerzej, prezydent dążył również do jak najlepszego zabezpieczenia interesu państw regionu: krajów bałtyckich i Ukrainy oraz w dalszej perspektywie również i Gruzji.

Historia, położenie geograficzne i sprzeczne interesy sprawił, że kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina oraz w różnej mierze państwa Zakaukazia, największe zagrożenie często widziały (dziś widzą coraz częściej) we wspólnym sąsiedzie: Rosji. Tę diagnozę potwierdza wybitny polski historyk i sowietolog profesor Andrzej Nowak zauważając, że prezydent Kaczyński hierarchizował wyzwania i zagrożenia wobec których stoi państwo polskie i z tej hierarchii, którą otwarcie wyznawał, największe zagrożenie idące dla Polski pochodziło ze wschodu. To zagrożenie wiążące się także z pozostałościami systemu totalitarnego w Polsce i powiązane starymi nićmi z dawną centralą tegoż systemu.

Należy zatem postawić pytanie o jakie zagrożenia chodzi? Z odpowiedzią przychodzi sam prezydent, który w wywiadzie z 2007 roku stwierdził: energetyka może być narzędziem uzależnienia politycznego w tym nowym sensie, czyli bez wyrzucania Polski z NATO, Unii. Rosja idealnie opanowała taktykę zdobywania wpływów w tej instytucji właśnie przez państwa, które Rosja w energetyczny sposób uzależniła, uzależnia od siebie.

Konferencja krakowska

Lech Kaczyński, wspierany przez ówczesny polski rząd, przystąpił do budowania energetycznego porozumienia będącego alternatywą dla rosyjskiego hegemona gazowego i naftowego. Dywersyfikacja dostaw tego surowca (pozyskiwanie go z innego źródła) miała zapewnić Polsce i krajom regionu bezpieczeństwo, a tym samym pozbawić Rosję możliwości stosowania tzw. szantażu gazowego, na którym budowała swoją politykę w Europie, przede wszystkim w krajach Unii Europejskiej.

W latach 2006-2007 przystąpiono do rozmów. Projekt, jak podkreśla Janusz Kowalski, współtwórca biografii Lecha Kaczyńskiego, polegał na budowie korytarza do transportu ropy naftowej z regionu Morza Kaspijskiego do Europy, a Lech Kaczyński był jego architektem. Rurociąg z Baku miał połączyć się z gruzińską miejscowością nad Morzem Czarnym, Supsą, a dalej za pośrednictwem zbiornikowców (ogromnych statków handlowych służących do transportu materiałów płynnych) ropa miała docierać do Odessy. Dalej popłynąć miała ukraińskim odcinkiem rurociągu Odessa-Brody, a dalej polsko-ukraińską częścią z Brod wprost do rafinerii w Płocku (długość nowej nitki miała wynosić około 300 km).

W maju 2007 roku na Wawelu odbyła się konferencja, nazywana później krakowską, gdzie obok prezydenta Polski obecne były głowy państw Litwy, Ukrainy, Gruzji oraz Azerbejdżanu. Podjęto wówczas decyzję o strategicznym znaczeniu. Zdecydowano, że projekt o nazwie Odessa-Brody-Płock będzie realizowany. Następnie rozmowy kontynuowano w Wilnie i Kijowie. 14 listopada 2007 roku miała odbyć się czwarta tura rozmów tym razem w Baku. W wyniku przedwczesnych wyborów parlamentarnych z października władzę przejęła jednak opozycja nieprzyjaźnie nastawiona do budowy ropociągu i wycofała stronę polską z porozumienia (którego Polska była pomysłodawcą!) w momencie, kiedy prace budowalne mogły ruszyć w przeciągu kilkunastu tygodni. Do dziś opinia publiczna nie dowiedziała się, czym kierował się nowy rząd powstały pod kierownictwem premiera Donalda Tuska rezygnując z przedsięwzięcia. Dodać należy, że projekt Odessa-Brody-Płock od samego początku poddany był ostrej krytyce przez media łączone ze światopoglądem liberalnym oraz lewicowym.

Baltic Pipe oraz gazoport w Świnoujściu

Jeszcze rząd Jerzego Buzka, co już wówczas odbierano jako przełomowe, podjął decyzję o budowie rurociągu z Danii biegnącego po dnie Bałtyku do Polski, co umożliwić miało przepływ 3 miliardów metrów sześciennych gazu (długość inwestycji miała wynosić 230 km długości, a rząd polski przewidywał budowę dwóch terminali). Z powodów politycznych projekt porzucono. Idea jego finalizacji odżyła po wyborach parlamentarnych z 2005 roku, a Lech Kaczyński w czasie prezydentury mocno wspierał wskrzeszenie budowy wspomnianego łącznika gazowego. Ostatecznie Rząd Prawa i Sprawiedliwości wraz z koalicjantami podjął decyzję o restytucji niespełnionego przedsięwzięcia, jednakże po zmianie władzy w październiku 2007 roku nowy rząd znów wstrzymał projekt, a niespełna półtorej roku później mogliśmy obserwować huczne otwarcie… pierwszej nitki rurociągu Nord Stream.

W 2006 roku gabinet Kazimierza Marcinkiewicz zadecydował o wybudowaniu w Świnoujściu terminalu LNG mogącego odbierać dostawy skroplonego gazu ziemnego z dowolnego państwa na świecie. Docelowo gazoport miał przyjmować 7,5 miliarda metrów sześciennych gazu, co – jak podkreślał prezydent Kaczyński – dać miało niezależność tak potrzebną nie tylko Polsce, ale i całej Europie.

Należy podkreślić, że Lech Kaczyński nie był energetycznym rusofobem. Chciał prowadzić interesy z Rosją i utrzymywać z nią przyjazne stosunki, ale relacje musiałyby być partnerskie i równe – tak jak miało to miejsce z innymi europejskimi partnerami Rosji. Skoro Niemcy przed budową liczącego ponad tysiąc kilometrów rurociągu po dnie Bałtyku płaciły średnio o 25% taniej za metr sześcienny gazu niż Polska – będąca krajem przesyłowy (przez tereny pięciu województw przebiega bowiem trasa gazociągu Jamał-Europa) – nie powinien dziwić fakt tak zintensyfikowanych prób podejmowanych przez prezydenta mających za zadanie uniezależnić nas od Rosji.

Dziś Gruzja, jutro Ukraina

Młody, ambitny prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili po raz pierwszy piastujący urząd od stycznia 2004 roku przystąpił do walki z korupcją oraz budowy nowoczesnej, gruzińskiej gospodarki. Przy wsparciu Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Banku Światowego przeprowadzane przez Saakaszwilego reformy gospodarcze przynosiły Gruzji długo wyczekiwany czas wzrostu gospodarczego. Jednakże separatystyczne ruchy w Abchazji i Południowej Osetii mocno wspierane przez Rosję nie pozwalały ostatecznie wyrwać się z rosyjskiego uścisku.

Gdy w trakcie najazdu Rosji na Gruzję, w krytycznym momencie inwazji, prezydent Lech Kaczyński wraz z przywódcami Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy przybył do Tbilisi i na tamtejszym placu wypowiedział przełomowe słowa, dla Rosji i Putina stało się jasne, że państwa Europy Wschodniej nie zaakceptują odradzającego się rosyjskiego neoimperializmu oraz że Polska będzie popierać członkostwo Ukrainy i Gruzji w NATO, a później i być może także w Unii Europejskiej.

Lech Kaczyński doskonale rozumiał, że tylko zjednoczeni jesteśmy w stanie przeciwstawić się najsilniejszym i uzyskać podmiotowość w stosunkach międzynarodowych. Widział szansę dla stworzenia silnego bloku państw regionu, w którym obok Polski decydujące znaczenie będzie mieć Ukraina. Dlatego wraz z Wiktorem Juszczenką pogłębiali relacje między oba państwami, czemu służyć miało m.in. Forum Ukraina-Polska. Podczas jednej z wizyt prezydenta w Kijowie padły symboliczne słowa z jego ust: Polska jest krajem wspierającym ukraińskie aspiracje, oczywiście słuszne, Polska jest krajem pobratymczym, a w końcu są wszystkie warunki do bardzo bliskiej współpracy.

Strona polska odbierała ponadto sygnały od wielu mniejszych państw regionu, że to w naszym kraju i osobie prezydenta Kaczyńskiego widzą rzecznika interesów państw Europy Środkowo-Wschodniej. To on spotykał się bowiem z najważniejszymi prezydentami (m.in. prezydentami USA i Francji) oraz kanclerz RFN Angelą Merkel, a także był najwyższym przedstawicielem najsilniejszego państwa w tej części Europy.

Również profesor Antoni Dudek podkreśla, że Kaczyński uważał, iż Polska powinna bardzo mocno, ostro grać na forum Unii Europejskiej i budować obóz równoważący potęgę niemiecką, a z drugiej strony powinna również ostro grać budując z kolei porozumienie państw, które gwarantowałoby jakby bezpieczeństwo przed ekspansjonizmem rosyjskim.
Dlatego tak mocno zabiegał o podmiotowość Polski w Unii Europejskiej i NATO. Oczywiście prezydent Lech Kaczyński nie był marzycielem oderwanym od rzeczywistości. Był realistą, kalkulował najlepsze rozwiązania, a przede wszystkim sądził – jak podkreśla profesor Wojciech Roszkowski – że rola Polski powinna odpowiadać jej sile.

Prezydent dążył – obok należytego zabezpieczenia energetycznego – również do zabezpieczenia militarnego i ekonomicznego. Bezpieczeństwo militarne wiązało się ze zrównaniem naszego statusu bezpieczeństwa z bezpieczeństwem krajów Europy Zachodniej. Determinantę tych postulatów Lech Kaczyński utożsamiał z koniunkturą międzynarodową, która – jego zdaniem – miała nie trwać wiecznie, a zatem bezpieczeństwo trzeba cały czas wzmacniać. Głównym symbolem jego polityki w tym względzie są rokowania podjęte ze stroną amerykańską o dyslokację tarczy antyrakietowej i o obecność amerykańskich żołnierzy na terenie Polski.

Wspominany już profesor Roszkowski sądzi, że za prezydentury George’a W. Busha istniały dosyć poważne nadzieje, że Polska może odegrać rolę ważnego sojusznika Stanów Zjednoczonych we Wschodniej Europie i wszystko wskazywało na to, że USA umieszczą w Polsce wszystkie elementy ogniwa obrony antyrakietowej. Niestety po roku 2007 nowy rząd zarzucił projekt w sposób, który Amerykanie mogli odebrać jako obrazę.

Zagrożenie niemiecko-rosyjskim sojuszem

Profesor Andrzej Nowak już w 2013 roku oceniał, że Polityka realizowana przez prezydenta Kaczyńskiego tworzyła najważniejszy tor przeszkód do pokonania dla polityki Władimira Putina. A to wynika z całej sytuacji geopolitycznej ówczesnej Rosji, która przygrywa współcześnie na wszystkich frontach z wyjątkiem tego jednego, który znajduje się na odcinku łączącym ją z Europą. Przegrywa demograficznie, przegrywa gospodarczo. W Azji Rosja jest spychana do rangi drugorzędnego mocarstwa, które jest nieuchronnie skazane na defensywę i na stopniowe cofanie się. Nie ma możliwości odwrócenia tego trendu. Można go tylko powstrzymywać. Otóż Rosja może prowadzić ekspansję geoekonomiczną i geopolityczną tylko w kierunku zachodnim tak długo, jak ten kierunek pozostaje dla niej otwarty.

Rosyjska ekspansja gospodarcza była możliwa, ponieważ pierwsza dekada XXI wieku to czas, kiedy Amerykanie coraz bardziej wycofywali się z Europy. Jeszcze w latach 90. minionego stulecia odkrywali bardzo ważną rolę w europejskiej polityce. To właśnie wtedy pojawiają się ambicje niemieckie, francuskie oraz rosyjskie, których wyrazem była koncepcja osi Paryż-Berlin-Moskwa. Rosja w trakcie urzędowania kanclerza Gerharda Schroedera zaczęła stawać się ważnym graczem europejskiego porządku, rzucając tym samym wyzwanie USA, a właściwie próbując zając ich miejsce przy wyraźnym przyzwoleniu Niemiec. I o ile Rosjanie w latach 90. musieli przejąć do wiadomości rozszerzenie struktur NATO o nowe kraje z Europy Środkowo-Wschodniej oraz ich przystąpienie do UE, o tyle na początku nowego stulecia chcieli odbudować utraconą w wyniku pieriestrojki strefę wpływów oraz budować idee Europy od Lizbony po Władywostok.

Lech Kaczyński podczas spotkania World Leadership Europe World już po inwazji na Gruzję mówił: nowa elita władzy [w Rosji – przyp. red.], która się wyłoniła po komunizmie, jest elitą wywodzącą się z komunistycznego aparatu, ale w pierwszym rzędzie z jego części siłowej, z KGB czy GRU. Według niektórych obliczeń aż 78% części dzisiejszej elity rosyjskiej władzy ma to pochodzenie. Zatem ta mentalność pozostaje. A to nie jest mentalność państwa obywatelskiego. To wszystko prowadzi do tego, że odrodzenie się tendencji imperialnych było niejako rzeczą naturalną, naturalnym dążeniem elity rosyjskiej. Cytowany już profesor Andrzej Nowak po latach wspominał, że w rozmowach z prezydentem, w których miał przyjemność uczestniczyć, Lech Kaczyński jasno stwierdził, że największym niebezpieczeństwem dla interesu Polski jest sojusz niemiecko-rosyjski. Sojusz ten zawsze musi odbywać się kosztem Polski, ponieważ w najlepszym wypadku Polska będzie jedynie korytarzem dla porozumienia niemiecko-rosyjskiego.

Dlatego budowanie koalicji państw wschodnioeuropejskich miało i nadal ma wielki sens. Wspomniany sojusz dwóch naszych sąsiadów był, jest i będzie ogromnym zagrożeniem dla suwerenności gospodarczej, a później może i politycznej. Wspomniana budowa połączenia ropociągowego z Baku nie mogła odbyć się z pominięciem Gruzji, wobec czego niepodległość tego państwa wypływa na nasze bezpieczeństwo, ale i bezpieczeństwo Ukrainy i krajów bałtyckich. Rozumieli to ich przywódcy, którzy widzieli rzecznika państw naszego regionu właśnie w prezydencie Kaczyńskim. Niestety, konkluzja profesora Andrzeja Nowaka z 2013 roku okazała się prawdziwa: wpływ wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku na kraje Europy Wschodniej był po prostu piorunujący. To, co stało się 10 kwietnia, wysłało niezwykle silny sygnał do stolic tych krajów – pewien etap w historii się skończył, Rosja dzieli i rządzi w Europie Wschodniej. W tym regionie należy liczyć się już tylko z Putinem.

Michał Wolny

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj