Do polszczyzny na trwałe wszedł co najmniej jeden zwrot użyty przez czołowego komunistę rządzącego nad Wisłą z nadania Moskwy po II wojnie światowej.
Chodzi o pytanie Edwarda Gierka: „pomożecie?”, na które robotnicy mieli odpowiedzieć: „pomożemy”, co I sekretarz KC PZPR skwitował krótkim „no” (w rzeczywistości nie było tu ani grama spontaniczności, a robotnicy zostali wyselekcjonowani przez bezpiekę i w części byli po prostu członkami partii, o czym pisaliśmy TUTAJ).
Jest jednak jeszcze inne sformowanie, które warto znać, choć – na szczęście – nie weszło na trwałe do języka polskiego. To słowa premiera Józefa Cyrankiewicza z roku 1956.
Wtedy też podczas wydarzeń Czerwca „władza ludowa” skierowała swoje ostrze przeciwko ludowi, który domagał się poprawy swojego położenia. Do akcji przeciwko Polakom oddelegowano Wojsko Polskie (wtedy jeszcze w olbrzymim stopniu zarządzane przez przybyłe z ZSRR osoby pełniące obowiązki Polaków) oraz niesławny Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Cyrankiewicz z kolei w Polskim Radiu w Poznaniu najzwyczajniej w świecie i bez ogródek groził całemu narodowi represjami mówiąc: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej ojczyzny”.
Owa „walka” Cyrankiewicza i „władzy ludowej” o „podwyższenie stopy życiowej ludności” była jednak całkowitą porażką, gdyż robotnicy aż do upadku PRL regularnie protestowali. I to mimo groźby odrąbania im ręki – co generalnie było przenośnią, ale przecież w obliczu licznych ofiar komunizmu nikt nie mógł mieć co do tego całkowitej pewności.