Niegdyś – podobnie jak spora część narodów Europy – mieliśmy pełny, kompletny zestaw insygniów koronacyjnych, a więc niezwykle prestiżowych, a zarazem głęboko symbolicznych „narzędzi” służących polskim monarchom przy okazji wstępowania na tron. Do dziś pozostał nam jednak zaledwie jeden element zbioru. Co się stało z resztą?
Królowie Polski, tak jak i władcy innych państw Starego Kontynentu, posiadali insygnia różnego rodzaju. Największa różnorodność panowała wśród koron, które miały konkretne przeznaczenie dostosowane do okazji. Najwyższą wartość symboliczną związaną z ciągłością władzy, nienaruszalnością porządku i stabilnością istnienia państwa reprezentowała w Polsce korona koronacyjna zwana potocznie koroną Chrobrego (choć powstała blisko 300 lat po śmierci naszego pierwszego króla) oraz inne regalia wykorzystywane w chwili obejmowania władzy w państwie.
W rzeczywistości korona łączona z Bolesławem I nie była wykorzystywana przez tego wczesnopiastowskiego monarchę. Przeciwnie: pojawiła się dopiero pod koniec rządów dynastii i użyto jej w roku 1320, w trakcie wstępowania na tron Władysława I Łokietka – pierwszego króla zjednoczonej po okresie rozbicia dzielnicowego Ojczyzny. Ów artefakt służył następnie jego synowi, jedynemu władcy zwanemu w naszym kraju „Wielkim” – Kazimierzowi III. Następnie z powodów politycznych wywiózł ją za granicę Ludwika Węgierski i na powrót korony trzeba było czekać kilka dekad. Potem jednak w miarę spokojnie – i z niewielkimi wyjątkami – służyła polskim królom podczas koronacji, w trakcie których korzystano także z berła, jabłka i szczerbca.
Niestety do czasów współczesnych przetrwał w oryginale tylko niezwykły miecz koronacyjny, który tradycyjnie także łączony jest z osobą pierwszego króla Polski, choć w rzeczywistości stworzył go płatnerz żyjący znacznie później. Zwyczaj mówi bowiem, że Bolesław Chrobry wyszczerbił szczerbiec uderzając nim o Złotą Bramę w Kijowie podczas triumfalnego wkraczania do ruskiej stolicy w roku 1018. Problem w tym, że wtedy nie istniała ani owa brama, ani szczerbiec, którego powstanie eksperci od historycznej broni białej łączą z XII lub XIII wiekiem.
Swoistą ochronę przed podzieleniem przez szczerbiec losu innych polskich insygniów koronacyjnych zapewnił mieczowi fakt niewykonania go z drogocennych kruszców. Nie opłacało się go bowiem przetapiać, a właśnie taki fatalny koniec spotkał pozostałe elementy zestawu wykorzystywanego przez naszych monarchów przy wstępowaniu na tron.
Oto bowiem w roku 1794, gdy Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi i ostatni, trzeci rozbiór był już tylko kwestią miesięcy, do Krakowa, gdzie przechowywano te niezwykle cenne symbole polskości, wkroczyły wojska pruskie. Niemiecki zaborca jeszcze przed likwidacją państwa poczuł się w grodzie nad Wisłą wyjątkowo pewnie, wręcz butnie i początkiem października zrabował insygnia koronacyjne. Doszło do tego w nocy, co pozwala założyć, że już wtedy Niemcy wstydzili się swojego haniebnego czynu. Nie weszli zresztą do wawelskiego skarbca oficjalnie, a niczym pospolici bandyci skorzystali z usług specjalnie sprowadzonego na tę okoliczność ślusarz.
Kolekcjonerzy próbowali co prawda wykupić insygnia od pruskiego króla Fryderyka Wilhelma II, jednak ich starania zakończyły się porażką. Symbole polskości pozostawały w rękach rodu Hohenzollernów do czasu… problemów finansowych tego niemieckiego państwa związanych z wojnami toczonymi przeciwko Napoleonowi Bonaparte. Wtedy też niezwykłe dzieła sztuki o potężnej dla Polaków wartości emocjonalnej Niemcy postanowili… przetopić na monety, zaś klejnoty – sprzedano.
To jednak nie koniec historii naszych insygniów. Szczerbiec przetrwał bowiem menniczy szał pruskiego zaborcy i został wkrótce wykupiony przez Rosjan, którzy wystawili go w petersburskim Ermitażu. Nad Wisłę miecz powrócił na mocy traktatu ryskiego kończącego wojnę polsko-bolszewicką. Z kolei podczas przeprowadzonej w XXI wieku rekonstrukcji naszych insygniów koronacyjnych wykorzystano m.in. pruskie monety wykonane na bazie polskich zabytków narodowych. W ten sposób kopia najpewniej ma w sobie coś z oryginału.
Nic nie zastąpi jednak autentycznych artefaktów, które zostały bezpowrotnie utracone. Warto jednak w tym kontekście pamiętać, że do symboli narodu należy także dziedzictwo niematerialne, w tym liczne pieśnie patriotyczne z hymnem na czele oraz nasz herb i flaga, które swoją historią – podobnie jak insygnia – również sięgają czasów średniowiecza.
Michał Wałach