„Ostatni dyktator Europy” przykładnym demokratą? Tak Łukaszenka wywalczył prezydenturę w roku 1994

0
652
Alaksandr Łukaszenka w roku 1997. Fot.: AP Archive/YouTube

Nie zawsze Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka był dyktatorem popieranym realnie przez co najwyżej kilka procent społeczeństwa. Gdy zaczynał swoją polityczną karierę zgrywał bowiem demokratę i ostatniego obrońcę uciemiężonego ludu, co w połączeniu z kilkoma cwanymi zagrywkami pozwoliło mu rozgromić swojego głównego przeciwnika. I to w autentycznie demokratycznych wyborach.

Nawet bowiem gdyby Łukaszenka chciał sfałszować wybory prezydenckie w roku 1994, to zwyczajnie nie mógłby tego dokonać. Pozostawał wszak w opozycji. Jednak ta sytuacja dawała mu wiele przywilejów, które doskonale wykorzystał do swoich celów.

Trudne pierwsze lata białoruskiej niepodległości

Przemiany polityczne, ekonomiczne i społeczne w dawnym Bloku Wschodnim dość powszechnie obniżyły standard życia mieszkańców. Nie inaczej było na Białorusi – do roku 1991 sowieckiej republice.

Początkowo jednak nic nie zapowiadało, że kraj pójdzie tak specyficzną drogą polityczną. Na Białorusi bowiem, tak jak w całym dawnym ZSRR poza krajami bałtyckimi, spore wpływy zachowali byli komuniści przystrojeni teraz w narodowe szaty. Realny przełom przyniósł dopiero… sukces Łukaszenki.

Populista idealny

Sukces Łukaszenki stał się możliwy dzięki zachowaniu obecnego dyktatora. Czego byśmy bowiem o nim nie mówili, to w pierwszej połowie lat 90. XX wieku mówił ludziom dokładnie to, co chcieli usłyszeć i to w sposób najbardziej przystępny. Słowem: robił wszystko to, co powinien czynić demokrata-populista prący do władzy.

Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka, nawet jeśli jego wiedza i kompetencje były silnie ograniczone, wypowiadał się stanowczo na wszystkie tematy i zabierał głos przy każdej okazji. W ten sposób w roku 1993 szerzej nieznany parlamentarzysta mający w biografii kartę stanowienia kołchozowej i sowchozowej kadry kierowniczej zyskał ogólnokrajową rozpoznawalność, a dzięki swojemu bezkompromisowemu podejściu do elit został przewodniczącym antykorupcyjnej komisji.

Wtedy też Łukaszenka – polityk powiązany z partią komunistyczną, ale się od niej dystansujący – wypłynął na szerokie wody i z trzecioligowego populisty stał się jednym z najważniejszych urzędników w kraju. Co więcej, potrafił wykorzystać swoją pozycję, tyle tylko, że głównie w celu budowania własnej siły.

Wszyscy źli, ja – dobry

To właśnie Łukaszenka doprowadził do odwołania (popierającego jego kandydaturę do komisji) Stanisłaua Szuszkiewicza – przewodniczącego Rady Najwyższej (parlamentu) pełniącego z tego tytułu funkcję głowy państwa. Obecny dyktator rzucił bowiem pod adresem „prezydenta” niesłuszne – jak się później okazało – oskarżenie dotyczące przywłaszczenia sobie… 100 dolarów na remont domku letniskowego. Na tym jednak były dyrektor sowchozu nie poprzestawał. Ostro atakował także komunistę Wiaczasłaua Kiebicza – premiera, z którym wkrótce stanął do walki o urząd prezydenta.

Walka o pierwszą prezydenturę

Jednak i ówczesny polityczny rywal Łukaszenki miał w starciu swoje przewagi. Choć bowiem szefa rządu łatwo było atakować z powodu problemów ekonomicznych kraju, to za Kiebiczem stały pieniądze, struktury, służby, media i… Moskwa.

Z kolei 39-letni opozycyjny trybun ludowy w trakcie kampanii zgromadził wokół siebie grupę młodych i ambitnych ludzi oraz stylizował się na polityka przyszłości i zwrotu w stronę Europy. Jednocześnie realizował w 100 procentach wręcz książkowe założenia populizmu: jeździł tramwajem, prezentował maniery niskich lotów, a przede wszystkim prostym językiem mówił to, co ludzie chcieli usłyszeć. Potrafił zarazem krytykować „promoskiewską mafię” – jak określał rządzących – jak i popierać przywrócenie związków z Rosją i ogłoszenie języka rosyjskiego urzędowym. Mówił nawet o włączeniu Białorusi w skład wielkiego sąsiada. Zabiegał także o przychylność mniejszości polskiej.

Ponadto jego opinię jako wroga establishmentu umocnił… zamach. Problem w tym, że samochód Łukaszenki ostrzelano z bardzo bliskiej odległości i… od środka, wobec czego powszechnie uważa się, że była to ustawka zorganizowana w celach wizerunkowych.

80 procent poparcia

Absurdalny zamach nie tylko nie przeszkodził, ale możliwe, że nawet pomógł mu wejść do II tury wyborów prezydenckich i zmierzyć się w niej ze wspomnianym premierem Wiaczasłauem Kiebiczem. A o ile pierwsze głosowanie dało obecnemu dyktatorowi 44,8 procent poparcia, zaś ówczesnemu szefowi rządu – 17,3 procent, o tyle 10 lipca roku 1994 Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka niemal podwoił swój wynik, zaś rywal poszerzył elektorat zaledwie o kilka punktów procentowych więcej.

Zwycięstwo w byłej republice sowieckiej kandydata zwalczającego komunistyczny establishment stało się faktem, jednak nikt wtedy jeszcze nie sądził, że człowiek, który w demokratycznych wyborach zdobył ponad 80 procent głosów, pozostanie u władzy przez kilka dekad, zyskując miano „ostatniego dyktatora Europy”. Bez wątpienia pomogła mu w tym uchwalona kilka miesięcy przed wyborami konstytucja ustanawiająca na Białorusi nie tylko urząd prezydenta, ale i system prezydencki.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj