Policzym ich, jak ich pobijem. Bitwa pod Kircholmem – największy sukces w historii husarii

0
451
Bitwa pod Kircholmem, obraz Wojciecha Kossaka

Szwedów było około 4 razy więcej niż Polaków i Litwinów. Zginęło ich zaś nawet do 90 razy więcej. Tą bitwę można komentować na różne sposoby, ale można też użyć jednego, obcobrzmiącego słowa: Kircholm. I wszystko jasne.

Wojny Polski i Szwecji teoretycznie były spodziewaną i oczywistą konsekwencją ambicji władców z północy, którzy pragnęli uczynić z Bałtyku wewnętrzne jezioro i natrafili na sprzeciw swoich silnych sąsiadów zza morza – Polaków i Litwinów. W praktyce jednak owe konflikty mogłyby mieć inny przebieg i charakter oraz łatwiej byłoby o korzystne i trwałe pokoje, a same walki zaczęłyby się później, gdyby Rzeczpospolitej do własnych, prywatnych spraw nie wciągnął król Zygmunt III Waza. Jednak i w tej prywatności jego szwedzkich interesów było wiele „ale”. O ile bowiem tron w tym kraju legalnie mu się należał, ale musiał o niego walczyć z protestancką opozycją, o tyle sam fakt ustanowienia luteranizmu religią państwową był już zagadnieniem publicznym, wyzwaniem o charakterze polityki międzynarodowej, a Zygmunt III Waza jako pobożny katolik czasów kontrreformacji miał prawo czuć się w obowiązku walczyć z herezją we własnej ojczyźnie.

Wojny rozpoczęły się jednak nie z powodu polskich ambicji zdominowania bałtyckiego wybrzeża czy potrzeby sumienia podpowiadającego elitom konieczność marszu na tych, którzy porzucili katolicyzm, ale za sprawą sprytu Zygmunta III. Król widząc, że własne zabiegi o obronę swojego tronu w Szwecji nie odnoszą skutku, włączył Estonię do Rzeczpospolitej (co obiecał już wcześniej). Efekt mógł być tylko jeden. Wojna. I to wojna państw, a nie króla Szwecji i jego zbuntowanych poddanych.

Tak rozpoczęły się walki, które ze zmiennym skutkiem toczono przez kilka dekad XVII wieku i które (oprócz powstań kozackich i wojen z Rosją) doprowadziły Rzeczpospolitą do ruiny, sąsiada z północy do zdominowania regionu, zaś wielu ludzi do śmierci i biedy. Jednak w tych tragicznych bojach były także momenty do dziś uznawane za sukces polskiego wojska, zwycięstwo naszego myślenia strategicznego oraz dowód kunsztu dowódców. Najlepszym przykładem takiej sytuacji jest bitwa pod Kircholmem z 27 września roku 1605.

Słynna batalia stanowiła element wojny toczonej w latach 1600-1611. W pierwszych miesiącach konfliktu Szwedzi odnosili pewne sukcesy w Inflantach, a w kolejnych latach Polacy odzyskiwali to, co stracili. To właśnie dlatego szwedzki uzurpator Karol Sudermański (wuj króla Polski i Szwecji Zygmunta III), który dążył do odebrania tronu prawowitemu władcy, na rok 1605 przygotował kolejną ofensywę. Celem kampanii było zdobycie Rygi.

Szwedzi przybywali w te strony w kilku turach. Jako ostatni dotarł Karol Sudermański, a najeźdźcy ruszyli w stronę Rygi. Dysponowali siłami szacowanymi nawet na 14 tys. żołnierzy i szanse na zdobycie miasta były spore. Obawiali się jednak operującego w okolicy hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza.

Wódz Polaków i Litwinów dysponował zauważalnie mniejszymi siłami, dlatego Szwedzi postanowili rozprawić się z nim najpierw, a dopiero potem uderzyć na Rygę. Woleli nie ryzykować sytuacji, w której to on zaatakowałby wojska oblegające miasto. To właśnie dlatego najeźdźcy z północy skierowali się w stronę polsko-szwedzkiego obozu oraz miasta zwanego obecnie Salaspils, które dziś można by nazwać częścią ryskiej aglomeracji. Dawniej jednak nikt nie myślał o takich sprawach, ani nie nazywał ośrodka oddalonego od Rygi o kilkanaście kilometrów w taki sposób. Jak więc o nim mówiono? Kircholm. Po prostu Kircholm. I to niemieckobrzmiące słowo stało się po 27 września roku 1605 symbolem chwały polsko-litewskiego oręża, a brzmiąc w uszach wielu władców nowożytnego świata wzbudzało podziw i zachwyt.

W bitwie bowiem strona polsko-litewska do maksimum wykorzystała swoje zalety ograniczając jednocześnie szwedzkie przewagi. Najeźdźca dysponował siłą od 11 do 14 tys. żołnierzy, Rzeczpospolita zaś broniła się siłą 3,5-4 tys. żołnierzy. Po naszej stronie była jednak husaria i geniusz wojskowości Jan Karol Chodkiewicz, który widząc wojska przeciwnika powiedział: „policzym ich, jak ich pobijem”. Hetman miał rację skupiając się na strategii, a nie cyfrach.

Początkowo jednak ani Polacy ani Szwedzi nie chcieli rzucać się do ataku. Wojska ustawiły się bowiem na dwóch wzgórzach i ten, kto zaatakowałby jako pierwszy, walczyłby pod górę. Wobec tego hetman Chodkiewicz zarządził pozorowany odwrót części sił. Proste, ale skuteczne, gdyż Szwedzi postanowili ruszyć w pościg. Owa decyzja okazała się dla nich gigantycznym błędem. Na wspinające się i porozdzielane siły szwedzkie wpadła z całym impetem husaria.

Polacy i Litwini rozbili w pył i piechotę i jazdę agresorów z północy, a śmierć w bitwie ponieśli nawet ich dowódcy: Anders Lennartsson oraz książę lüneburski Fryderyk. Co więcej, nasi żołnierze byli bliscy ujęcia także szwedzkiego uzurpatora Karola Sudermańskiego, który ocalał tylko dzięki poświęceniu Henryka Wrede. Ów szlachcic oddał samozwańczemu królowi swojego konia, sam płacąc za to życiem. Karol dotarł do swoich okrętów z garstką żołnierzy i wrócił do Szwecji.

Straty w szeregach agresora był gigantyczne. Szacuje się, że zginęło od 6 do nawet 9 tysięcy Szwedów. Po stronie polsko-litewskiej mówimy o około 100 osobach. Olbrzymia dysproporcja! A sukces był tak wielki i głośny, że zbudził autentyczny zachwyt na europejskich – i nie tylko! – dworach. O Janie Karolu Chodkiewiczu pochlebną opinię wyraził papież Paweł V, król Anglii Jakub I, ale też perski szach Abbas I i turecki sułtan Ahmed I. Widać więc, że pozytywna opinia o kunszcie wodza nie zależała ani od wiary ani narodowości.

Sam zaś autor zwycięstwa pisał do Zygmunta III Wazy: „jako wszystkie w.k.m. sprawy Pan Bóg z świątobliwej dobroci Swojej zwykł błogosławić, tak i w teraźniejszych raziech, które mię i rycerstwo w.k.m. od nieprzyjaciela zachodziły, ze szczęściem i niewinnością w.k.mci sprawiedliwy dekret Swój podać raczył. (…) Tak i potężne upadają wojska, tak giną ci, którzy przeciwko Bogu i sprawiedliwości, przeciwko panom swym bronie podnoszą” (cytat za: Adam Naruszewicz, Żywot J. K. Chodkiewicza, wojewody wileńskiego, hetmana wielkiego W. Ks. Lit.).

Niestety rozbicie szwedzkiej armii pod Kircholmem, jak to często w polskiej historii bywało, nie zostało wykorzystane i zamienione w sukces polityczny. Jedynym osiągnięciem okazało się więc uchronienie Rygi przed zajęciem jej przez przeciwnika. Wojnę zakończono rozejmem z roku 1611, który trwał do roku 1617. Szwecja natomiast po klęsce pod Kircholmem szybko powróciła do równowagi i rychło ponownie zagroziła Rzeczypospolitej.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj