Dostęp naszego kraju do Bałtyku traktujemy jako rzecz oczywistą – wszak dziś kontakt z morzem mamy na odcinku około 500 km. Tymczasem w przeszłości kwestia bywała problematyczna.
W epoce piastowskiej przynależność do Polski Pomorza Zachodniej miała charakter incydentalny, a i Pomorze Gdańskie niekiedy szło własną drogą – także za sprawą sąsiadów. Oto bowiem na początku XIV wieku Krzyżacy pomogli Polsce walczyć o ową ziemię z Brandenburczykami, po czym… sami ją zajęli. Dostęp do morza odzyskaliśmy dopiero w roku 1466 na mocy II pokoju toruńskiego. Z przypadku Bałtyku temat jest jednak klarowny – jego wybrzeże należało do naszego kraju.
Inaczej natomiast wygląda sytuacja z drugim morzem, którego posiadanie stanowi warunek sine qua non istnienia Polski „od morza do morza”. W rzeczywistości jednak Polska jako taka nigdy nie miała kontaktu z Morzem Czarnym. Co więcej, nie miała go nawet powstała w 1569 roku Rzeczypospolita Obojga Narodów, a jedynie Litwa we wcześniejszym okresie istnienia unii personalnej, czyli stosunkowo luźnych związków z naszym państwem oraz Mołdawia podlegająca polskim królom w sposób iluzoryczny – jednak i ona szybko straciła na rzecz Turcji swoje czarnomorskie porty, co bezskutecznie próbował odzyskać Jan Olbracht.
Podobne ambicje i podobną skuteczność zaprezentował blisko 200 lat później inny polski monarcha – Jan III Sobieski, a pomysł wrócił po I rozbiorze, gdy utraciliśmy Pomorze Gdańskie wraz z dolnym biegiem Wisły. Jednak i wtedy uzyskanie dostępu do Morza Czarnego stanowiło co najwyżej marzenie.