Sacco di Roma. Protestancki najazd na Rzym, przez który zatrzymał się świat

0
158
Spalenie Rzymu, obraz Johannesa Lingelbacha

Formalnie armia nacierająca wiosną roku 1527 na Rzym była armią państw katolickich. W rzeczywistości jednak opierała się na niemieckich zwolennikach Marcina Lutra i to właśnie ów fakt spowodował, że gdy nadarzyła się okazja, to – wbrew woli dowódców – zaatakowano Wieczne Miasto. Słowo „atak” nie oddaje jednak skali tamtej tragedii.

Wojny włoskie z XV i XVI wieku przyniosły Italii wiele cierpienia. Mimo tego kraj rozwijał się i święcił kulturowe triumfy. Był to wszak okres niezwykle kunsztownego renesansu. Dość powiedzieć, że wtedy w Wiecznym Mieście tworzyli tacy ludzie jak Michał Anioł czy Leonardo da Vinci.

Ten okres niespokojnego, ale jednak bujnego rozkwitu, przerwała brutalnie rywalizacja największych ówczesnych potęg Europy: Francji i hiszpańsko-cesarskiego ośrodka habsburskiego, która w latach 20. weszła w kolejną fazę. Fazę coraz bardziej radykalną, gdy nowożytność ujawniała swoje mroczne ideologiczne i praktyczne oblicze. Nikt z głównych aktorów tego fatalnego teatru nie planował jednak scenariusza, który miał się wydarzyć. Winnych pośrednich było natomiast więcej niż tylko cesarz i król, a w tym szeregu wymienić należy także jedną z ofiar tragedii: niezbyt uzdolnionego w sensie politycznym papieża Klemensa VII, który przy odrobinie szczęścia i podejmowaniu rozważniejszych decyzji mógł wykorzystać okazję do odsunięcia od Miasta zagrożenia.

Biskup Rzymu był człowiekiem osobiście przyzwoitym i stronił od skandali, ale niestety w międzynarodowych grach dyplomatycznych popełniał błędy. Jednak nie tylko wybierając sojuszników postawił na „złego konia”. Takie błędy zdarzały się bowiem wielu władcom, niektórym nawet regularnie. Papież jednak widząc nadchodzące armie zaczął panikować, a potem, przeciwnie: zbagatelizował zagrożenie. Zbagatelizował jednak jeszcze jedną sprawę.

Chodzi o fanatycznych protestantów. Uczniowie Marcina Lutra nie byli wówczas nowością w europejskiej skali, ale pamiętajmy, że mówimy o początkach wieku XVI. Nie było więc wówczas mediów społecznościowych, które dzisiaj ukazują nam radykalizm poszczególnych grup opowiadających się za lub przeciwko jakiejś sprawie. Słowem: papież 10 lat po wystąpieniu Lutra nie wiedział, że niemieccy heretycy są tak nieprzejednanymi i ziejącymi nienawiścią fundamentalistami pragnącymi zniszczyć katolicyzm, a jeśli docierały do niego jakieś sygnały, to mógł zakładać, że to poglądy jednostek.

Tymczasem to właśnie ów radykalizm niemieckich lancknechtów przesiąkniętych duchem „reformowania” chrześcijaństwa doprowadził do tragedii z maja roku 1527 i kolejnych miesięcy, ze szczególnym uwzględnieniem pierwszych około 8 dni po najeździe. Należy bowiem zauważyć, że rzymski cesarz Karol V, któremu teoretycznie lancknechci służyli, był wiernym katolikiem i nawet jeśli dopuszczał akcję zbrojną wobec Rzymu, to raczej jedynie w formie groźby i psychologicznego nacisku, a nie realnego ataku, zaś celem mogłoby być zmuszenie papieża do zwołania soboru reformującego katolicyzm (ale nie na zasadach Lutra, a raczej w duchu późniejszego soboru trydenckiego), na co papież nie chciał się zgodzić (owa zwłoka okazała się ostatecznie błędem dla katolicyzmu i całej Europy).

Gdy więc lancknechci znaleźli się w północnej Italii, to ciężko było ich zatrzymać przed wyruszeniem na Rzym, którego nienawidzili jako symbolu katolicyzmu. Niszczycielskich pragnień niemieckich żołdaków nie był w stanie powstrzymać nawet Georg von Frundsberg, bodaj jedyny dowódca mający w owej armii posłuch. Wobec oporu wojskowy podupadł na zdrowiu i musiał zrezygnować z dowodzenia, co pogorszyło położenie Rzymu. Papież zaś próbował przejść na stronę króla Francji i ratować co się dało, ale zarazem… skąpił na okup, który zadowoliłby niemieckich żołnierzy nie tylko zionących nienawiścią, ale także chciwych.

To właśnie w takich okolicznościach wojska złożone z Niemców oraz – o czym nie wolno zapominać – włoskich i hiszpańskich stronników cesarza, zaatakowały i z łatwością zdobyły Rzym. Papież ocalał, gdyż jego ludzie zdołali go ukryć. Było to możliwe dzięki ofiarności i odwadze szwajcarskich gwardzistów.

Jednak wówczas Rzym nie tylko znalazł się pod wojskową okupacją, ale rozpoczął się w nim także festiwal zbrodni, gwałtów, bluźnierstw i świętokradztw. Była to rzeź, jakiej wówczas nie znał i nie wyobrażał sobie świat. Była to bowiem rzeź w Rzymie i na Rzymie. Na Wiecznym Mieście, stolicy chrześcijaństwa.

Protestanccy żołdacy niszczyli katolickie świętości, relikwie i zabytki oraz profanowali Najświętszy Sakrament. Oczywiście przy okazji mordowali księży, gwałcili zakonnice i kradli co się dało. Natomiast ich formalnie katoliccy sojusznicy z Włoch i Hiszpanii nie tylko nie spróbowali sprzeciwić się Niemcom, ale dołączyli do nich w dziele mordowania i rozkradania bogatego Rzymu.

Zbrodnie trwały miesiącami, choć najwięcej dramatów rozgrywało się od 6 maja do połowy miesiąca, a tragiczne wydarzenia na dobre ustały, gdy nie było już co kraść i kogo zabijać. Natomiast zabijać zdobywców zaczęła epidemia, która wybuchła w wyniku rozkładania się na ulicach rozpalonego słońcem Rzymu tysięcy niepogrzebanych ciał. W tym jednym roku populacja Wiecznego Miasta spadła z ponad 50 tysięcy do zaledwie 10 tysięcy.

Profanacje, świętokradztwa, morderstwa, gwałty i grabieże. Tak można krótko podsumować blisko rok od maja roku 1527. To jednak nie koniec historii, gdyż owa gigantyczna tragedia Rzymu została dopełniona politycznym, społecznym, ekonomicznym i kulturowym upadkiem miasta-symbolu. Symbolu renesansowej sztuki, ale także katolicyzmu, który rozpaleni nienawiścią, fanatyzmem i furią protestanccy żołdacy chcieli za wszelką cenę zniszczyć. Wraz ze śmiercią Rzymu upadły nadzieje na pokojowe rozwiązanie teologicznego sporu. Grupa chciwych i fanatycznych niemieckich zwolenników Lutra dobitnie pokazała katolikom, do których należał przecież i cesarz Karol V, jaką widzi dla nich przyszłość. I choć możemy teoretyzować i zastanawiać się czy w tamtym momencie konflikt mógł załagodzić sobór reformujący Kościół, to jednak wiemy, że do niego nie doszło z powodu uporu Klemensa VII. Czy więc Sacco di Roma otworzyła drzwi do bezwzględnych wojen religijnych w nowożytnej Europie? Wiele wskazuje, że tak.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj