Setna rocznica zamordowania prezydenta RP Gabriela Narutowicza. Co trzeba wiedzieć o tej tragedii?

0
167
Gabriel Narutowicz

Setna rocznica zamordowania Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, tworzy konieczność, aby pewne fakty uporządkować, a inne przypomnieć. Widzimy bowiem w ostatnich godzinach żenujący spektakl, w którym politycy od lewa do prawa instrumentalizują tamte wydarzenia mocno ich przy tym nie rozumiejąc.

Zacznijmy od podstawowych faktów dotyczących wyborów prezydenckich z roku 1922. To bowiem kluczowe, by zrozumieć, skąd pojawiły się emocje towarzyszące tamtym wydarzeniom. Na początku wszystkim wydawało się bowiem, że Gabriel Narutowicz – powiązany z Józefem Piłsudskim i zasłużony dla walki o niepodległość światowej sławy naukowiec – nie miał większych szans, by zostać prezydentem RP. Został nim niejako przez przypadek. W wyniku błędu politycznego endecji.

Endecy wystawili bowiem świetnego kandydata, który swoją postawą jak mało kto zasłużył, by zostać prezydentem RP, szczególnie, że wówczas nie wiązało się to z wielką władzą, a głównie funkcjami reprezentacyjnymi, ale jednak kandydata niewybieralnego dla jedynych poważnych koalicjantów endecji – ludowców z PSL „Piast” (o lewicującym „Wyzwoleniu” nie wspominając).

Dlaczego jednak nie mógł on zostać popartym przez ludowców? Otóż hrabia Maurycy Zamoyski był wówczas jednym z największych posiadaczy ziemskich w Polsce swoich czasów. Polska wieś czekała zaś wówczas na reformę rolną, która była problemem poważnym i palącym. Głosowanie PSL „Piast” za Narutowiczem było więc raczej głosowaniem przeciwko Zamoyskiemu – i to nie ze względów personalnych. Prawicowi ludowcy nic szczególnego nie mogli temu wielkiemu patriocie zarzucić. Była to jednak kwestia własnego być albo nie być. Udowodnienia sensu swojego istnienia w polskiej polityce. Pokazania, że reprezentuje się swój chłopski elektorat.

Dlatego też nieco szczęśliwe przejście Gabriela Narutowicza do ostatniej tury głosowania (prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe, a po każdej turze odpadał kandydat z najmniejszą liczbą głosów) spowodowało, że ludowcy wręcz musieli głosować za tą kandydaturą. A raczej przeciwko Zamoyskiemu.

Nie była więc prawdą rozpowszechniana potem przez endeków i rozhisteryzowaną część środowisk narodowych oraz prawicowych narracja, że Narutowicz wygrał głosami mniejszości narodowych. Nikt wówczas nie mógł bowiem liczyć, że mniejszości etniczne zagłosują na kandydata narodowej prawicy. Takie założenie to czysty absurd. Narutowicz miał więc ich głosy niejako za darmo, na starcie, dlatego tylko, że nie był z narodowej prawicy. Ale ostatecznie wygrał dlatego, że nie był posiadaczem ziemskim, więc był akceptowalny przez ludowców.

Trzeba też przy tym podkreślić, że wbrew histerycznej narracji ówczesnej prawicy narodowej Narutowicz nie był żadnym lewicowym ekstremistą. Zgłosiło go co prawda lewicujące PSL „Wyzwolenie”, ale wcześniej Narutowicz był ministrem chociażby w pierwszym rządzie Władysława Grabskiego – człowieka prawicy. Był to, owszem, rząd ekspertów, fachowców, a jeśli znajdowali się w nim politycy, to prawicy lub centrum, ale nie było w nim miejsca na żadnych lewicowych radykałów.

I właśnie jako człowieka centrum należy widzieć Narutowicza. Było to centrum z lekko lewicowym przechyleniem, ale na lewo od niego w wyborach prezydenckich z grudnia 1922 roku był chociażby socjalista (i patriota) Ignacy Daszyński, o ekstrawaganckim kandydacie mniejszości etnicznych Janie Baudouin de Courtenay nie wspominając. Na prawo od Narutowicza należy natomiast umiejscowić Stanisława Wojciechowskiego oraz Maurycego Zamoyskiego.

Natomiast po swoim niespodziewanym zwycięstwie Gabriel Narutowicz wyciągał rękę do zgody wobec prawicy i podkreślał, że nie jest człowiekiem lewicy. Proponował chociażby powołanie na urząd ministra spraw zagranicznych swojego konkurenta w wyborach – hr. Zamoyskiego, skądinąd zasłużonego dla sprawy polskiej właśnie na polu dyplomacji.

Wówczas jednak prawica narodowa (najsilniejsza część ówczesnej polskiej prawicy, ale przecież nie jedyna) nie wykazywała zainteresowania zgodą. Porażka była dla narodowców zaskakująca, gdyż w parlamencie praktycznie dominowali i najzwyczajniej w świecie bardzo ich bolała. Rychło po wyborach rozpoczęły się więc wiece, pikiety i rozmaite formy wyrażania niezadowolenia z wyboru Narutowicza. Prezydent dostawał pogróżki. Oskarżano go też o absurdalne rzeczy. Wzywano do jego obalenia, a protestujących wspierał chociażby generał Haller – człowiek niezwykle zasłużony dla kraju i niepodległości, wojskowy o poglądach z pogranicza endecji i chadecji.

Uliczna nienawiść do nowego prezydenta, kampania oszczerstw w prasie i eskalacja napięcia politycznego trwała kilka dni. W okresie tego wielkiego politycznego przesilenia niestabilny psychicznie malarz Eligiusz Niewiadomski zastrzelił prezydenta Narutowicza.

Czy jednak Niewiadomski był endekiem, a za zbrodnię odpowiada prawica narodowa? Bez wątpienia morderca prezydenta działał po stronie narodowej demokracji, ale w przeszłości. Około 20 lat przed opisywanymi wydarzeniami. Potem drogi jego oraz endecji się rozeszły z powodu odmiennego podejścia do wojny rosyjsko-japońskiej oraz rewolucji 1905. Z endeckich poglądów pozostała mu jednak niechęć do Piłsudskiego, którego pierwotnie planował zamordować – zmienił zdanie, gdy były Naczelnik Państwa zapowiedział, że w wyborach nie wystartuje.

Oceniając tamte wydarzenia nie sposób jednak oddzielić zbrodnię od politycznej nagonki z grudnia roku 1922. Zamachu na prezydenta od wezwań do jego obalenia. Prawica narodowca doprowadziła bowiem do rozchwiania społecznych emocji, do histerii – jak gdyby Narutowicz był drugim Leninem. Oczywiście to nie żaden z polityków czy dziennikarzy narodowej demokracji pociągnął za spust. Zrobił to z własnej woli niestabilny emocjonalnie Niewiadomski. Czy jednak zdecydowałby się na ów krok gdyby nie ówczesna atmosfera?

Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa i wiele zależy od wniosków dotyczących stanu zdrowia psychicznego mordercy: czy był człowiekiem głęboko chorym na umyśle, który dokonałby swojego czynu niezależnie od okoliczności? A może jednak podjął decyzję o zbrodni pod wpływem okoliczności, które kształtowali endecy?

Udzielenie ostatecznej odpowiedzi na to pytanie nie jest możliwe. Należy jednak bez wątpienia potępić ówczesną atmosferę, emocje i histerię w polskiej polityce. A za te wszystkie nastroje w grudniu roku 1922 odpowiadała endecja. Trzeba także odnotować, że po wykonaniu wyroku śmierci na mordercy prezydenta Eligiuszu Niewiadomskim stał się on bohaterem dla części zwolenników narodowej demokracji, a jego pogrzeb przerodził się w niemałą manifestację polityczną, co pokazuje, że choć za spust pociągnął poróżniony z endecją malarz, to nastroje w połowie grudnia roku 1922 sprzyjały zbrodni, a niektórzy obywatele mogli wręcz jej oczekiwać.

Dziś natomiast należy skrytykować parlamentarzystów i aktywistów zarówno skrajnej lewicy jak i skrajnej prawicy, którzy upraszczają tamte wydarzenia i chcą traktować tragiczną przeszłość jako kolejne narzędzie w bieżącej walce politycznej. Nie można bowiem bez co najmniej kilku zdań komentarza powiedzieć, że to narodowy zamordowali prezydenta Narutowicza. Nie można jednak także udawać, że prawica narodowa zachowała się wówczas przyzwoicie i nie ma nic wspólnego z tamtym dramatem.

Michał Wałach

 

 

Więcej o Eligiuszu Niewiadomskim można przeczytać TUTAJ.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj