Wojtek – najlepszy żołnierz generała Andersa

0
475
Wojtek w towarzystwie polskiego żołnierza (w tle chorągiewka z wizerunkiem Wojtka 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii; źródło - domena publiczna)

Niewątpliwe pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Bezgraniczne oddanie, wierność oraz uczuci jakim czworonogi darzą swych właścicieli, wyróżnia je nad innymi gatunkami zwierząt. W historii jednak zdarzył się przypadek, że to nie pies, a ważący blisko ćwierć tony niedźwiedź syryjski o imieniu Wojtek, został przyjacielem, a także żołnierskim kompanem Polaków służących w 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii wchodzącej w skład 2. Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa.

Tło wydarzeń

Na mocy tzw. układu Sikorski-Majski z lipca 1941 roku, tysiące wywiezionych Polaków w głąb ZSRR w latach 1939-1941 dostało szansę opuścić „nieludzką ziemię”.

Wśród nich byli również żołnierze. Dzięki zawarciu umowy wojskowej między emigracyjnym rządem polskim a Moskwą z 14 sierpnia 1941 roku, uzyskano zgodę na formowanie polskich oddziałów. Utworzona w ten sposób i dowodzona przez generała Władysława Andersa armia – latem 1942 roku – wraz z polskimi cywilami, odpuściła tereny Związku Sowieckiego i przedostała się do Iranu.

W czasie pobytu na perskiej ziemi, polscy żołnierze przechodzili rekonwalescencję, dochodzili do pełnej sprawności fizycznej  (często po kilkunastomiesięcznych pobytach w łagrach), rozpoczęto również proces reorganizacji i uzupełniania w aliancki sprzęt wojskowy ewakuowanych jednostek.

Dzieciństwo Wojtka

Gdy polscy żołnierze przyszłego 2. Korpusu opuszczali tereny dawnego Imperium Perskiego i rozpoczynali swój „szlak bojowy”, którego pierwszym przystankiem była Palestyna, natknęli się (w czasie odpoczynku) na kilkuletniego irańskiego chłopca z dość dziwnym „bagażem”.

Otóż, gdy w jego prowizorycznej torbie zawieszonej na plecach coś zaczęło się ruszać, polscy żołnierze poprosili chłopca, aby do nich podszedł. Gdy ten się zbliżył, ku wielkiemu zdziwieniu wojskowych, z jego torby wyłoniła się mała główka kilkunastotygodniowego niedźwiadka.

Mały Irańczyk, za cenę dużej, wołowej konserwy, tabliczki czekolady oraz nóż oficerski szwajcarskiej produkcji, zgodził się sprzedać zwierzę, któremu polscy żołnierze nadali imię Wojtek. Wygłodniały, osłabiony maluch najprawdopodobniej trafiłby do cyrku lub spotkałby go o wiele gorszy los, o czym doskonale wiedzieli nasi rodacy.

Początkowo Wojtka karmiono zmieszanym z wodą skondensowanym mlekiem z butelki, do której zamocowano prowizoryczny smoczek, a opiekę nad nim sprawowali żołnierze 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Wraz z każdym miesiącem niedźwiadek coraz bardziej asymilował się z ludźmi traktując polskich żołnierzy jak własną rodzinę.

Niedźwiedzie upodobania

Jak każde udomowione zwierzę również i Wojtek miał własne upodobania (szczególnie te żywieniowe) oraz pasje, którym oddawał się bezgranicznie. Jeżeli chodzi o produkty spożywcze, to niedźwiadek uwielbiał wszelkiego rodzaju słodycze począwszy od dżemów, marmolad, a skończywszy na owocach. Pomimo tego nigdy nie pogardził posiłkiem zaserwowanym mu przez „szefa” kuchni polowej, a ze względu na ogromne zapotrzebowanie kaloryczne (około dwudziestu tysięcy kalorii dziennie !), Wojtkowi podawano, aż dwa obiady.

Odnosząc się natomiast do napojów, to zdecydowanie Wojtek preferował piwo. Ze wspomnień żołnierzy służących w 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii dowiadujemy się, że niedźwiedź pił je bez opamiętania. Problem polegał jednak na tym, iż już po spożyciu jednej butelki zachowywał się „inaczej”. W związku z tym nasi żołnierze zdecydowali, aby piwo (i to tylko jedna butelka) stanowiło nagrodę np. za wykonaną pracę, choć Wojtka nigdy do niej nie zmuszano.

Niedźwiedzi żołnierz kochał zabawy. Najczęściej wstawał pierwszy w kompanii i udawał się na długi spacer, w czasie którego obowiązkowym punktem były odwiedziny stróżującego żołnierza mającego zawsze dla niego jakiś smakołyk. Następnie Wojtek urządzał sobie istny wyścig ze swoim psim przyjacielem – dalmatyńczykiem należącym do brytyjskiego oficera. Zabawy w „berka” nauczyli go, rzecz jasna, polscy żołnierze, podobnie z resztą jak jego ulubionej dyscypliny sportowej, czyli zapasów.

Wojtek pokochał je tak mocno, że nie sposób było go namówić na jakąkolwiek inną aktywność. Zaczął pojedynkować się, gdy miał zaledwie kilka miesięcy. Wówczas najczęściej przegrywał, lecz kiedy nabrał większej liczy kilogramów, nikt nie mógł mu dorównać (wygrywał nawet z sześcioma zawodnikami na raz!). Aby nie odbierać chęci zabawy swoim rywalom Wojtek, po serii kilkunastu zwycięstw, „podkładał się” swojemu przeciwnikowi w nadziei, by ten bawił się z nim dalej. Niezależnie od wyniku na zakończenie Wojtek z radością oblizywał twarz pokonanego dziękując mu tym samym za walkę (w czasie której nigdy nikogo nie skrzywdził, ani nie zranił zawsze chowając swoje długi pazury). Widok pojedynkującego się żołnierza z istnym (blisko dwumetrowym) monstrum wywoływał przerażenie w oczach zagranicznych cywilów i żołnierzy, polskim wojskowym zaś dostarczał ogrom śmiechu.

Na zakończenie wyliczeń niedźwiedzich upodobań nie sposób nie wspomnieć o kąpielach, które często kończyły się zużyciem całego zapasu wody. Przebywając pierwszych kilka miesięcy swojego życia na Bliskim Wschodzie Wojtek miał możliwość korzystania z tamtejszych łaźni. W ciągu dnia non stop kręcił się przy wejściu do nich i – czyhając na odpowiedni moment – wchodził za każdym razem, gdy ktoś uchylił drzwi. Kąpiele stawały się tak częste, że zapas wody potrafił skończyć się jeszcze przed południem. W końcu dowództwo postanowiło zamykać ulubione miejsce Wojtka na klucz, co zdecydowanie mu się nie spodobało.

Warto jednak zaznaczyć, że miłość Wojtka do kąpieli zapobiegła bardzo groźnemu w skutkach incydentowi. Otóż to właśnie w łaźni postanowił skryć się irakijski szpieg. Gdy ten zostawił za sobą uchylone drzwi, niedźwiedź nie mógł nie skorzystać z takiej okazji. Na jego widok nieproszony gość zaczął krzyczeć w niebogłosy, a zastraszony przez polskich żołnierzy wizją drugiego spotkania z Wojtkiem, od razu zdradził cel swojej szpiegowskiej eskapady.

Monte Cassino

Niedźwiedzi kompan naszych rodaków został wciągnięty na stan ewidencyjny 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii i oficjalnie uzyskał status żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Dodatkowo mógł pochwalić się przejściem całego „szlaku bojowego” 2. Korpusu generała Andersa (z Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt, Włochy, aż do Wielkiej Brytanii).

Gdy polscy żołnierze znaleźli się na Półwyspie Apenińskim, a teatr działań wojennych był coraz bliżej, Wojtek źle zareagował na zmianę otoczenia. Odgłosy wybuchów, ostrzał artyleryjski oraz gro innych czynników sprawiały mu początkowo rozmaite trudności m. in. wywoływały silny strach i dyskomfort. Jednak wraz z upływem czasu niedźwiedź coraz lepiej asymilował się w nowym, wojennym otoczeniu.

Legendarna jest już opowieść o tym, jak Wojtek pomagał w zdobywaniu benedyktyńskiego opactwa na Monte Cassino zamienionego przez Niemców w prawdziwą twierdzę. Śledząc transport amunicji artyleryjskiej przez polskich żołnierzy – bez niczyjej namowy – Wojtek sam chwycił za skrzynie ważące blisko 45 kilogramów i razem z kompanami przenosił je w wyznaczone miejsce. Niedźwiedź sam zarządzał własnym czasem pracy, jednakże szybko zorientował się, że jeśli doniesie ładunek do końca, wówczas czeka na niego nagroda (np. w postaci słodkości czy papierosów, które w jednej piątej wypalał, a resztę zjadał). Należy zaznaczyć, iż Wojtek nigdy nie był zmuszany do transportu amunicji przez naszych żołnierzy.

W bitwie o Monte Cassino 22. Kompania dostarczyła blisko 18 tysięcy ton ładunków artyleryjskich walnie przyczyniając się do zwycięstwa polskiego oręża w tej batalii.

Lata spędzone w niewoli

Arkadia Wojtka dobiegła końca w listopadzie 1947 roku. Wówczas zapadła decyzja o oddaniu niedźwiedzia do edynburskiego ogrodu zoologicznego po tym, jak rozwiązano 22. Kompanię, a jej żołnierze „przeszli do cywila”. Dzień rozstania Wojtka z jego opiekunem – 15 listopada – był najcięższym w jego życiu. Do końca bowiem myślał , że jego ludzki przyjaciel w końcu po niego wróci. Postanowiono jednak, że ów dzień będzie ich ostatnim spotkaniem, co miało zminimalizować cierpienie tak Wojtka, jak i opiekującego się nim przez lata Polaka.

Wojtek nigdy nie zasymilował się z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Cały czas lgnął do ludzi. Dosyć często odwiedzali go jego polscy przyjaciele notorycznie łamiący zakaz zbliżania się do niego. Podobno Wojtek, gdy słyszał naszą ojczystą mowę, od razu rozpromieniał się i zyskiwał wigor.

Niedźwiedzia okrzyknięto dumą 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii, którego wizerunek znalazł się na jej chorągwi. Wojtek, jak wspominali go jego towarzysze broni, był ich prawdziwym przyjacielem, był jednym z nich, a przede wszystkim był uosobieniem charakteru polskiego żołnierza. Na wieczną wartę odszedł (w stopniu kaprala) 2 grudnia 1963 roku.

Michał Wolny

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj