Husaria, niewątpliwie jedna z lepszych ciężkich formacji kawaleryjskich w historii światowej wojskowości, była formacją na tyle skuteczną, że do dziś o jej wyczynach opowiadają historycy oraz pasjonaci przeszłości. Opowiadają fakty, ale czasami także legendy.
Popularną, choć trudną do udowodnienia, a wręcz wątpliwą teorią jest ta dotycząca nadziania na husarską kopię aż sześciu rosyjskich żołnierzy podczas bitwy pod Połonką. Bo to właśnie tego (a nie żadnego innego) starcia z roku 1660 dotyczy źródłowy zapis autorstwa hetmana wielkiego litewskiego Pawła Jana Sapiehy.
Ów dowódca (nie jedyny po stronie Rzeczypospolitej w owym starciu, gdyż wojskami koronnymi dowodził Stefan Czarniecki) po wyczekiwanym od wielu porażek zwycięstwie nad Rosjanami zapisał, że choć sam tego nie widział, to godny zaufania świadek powiedział mu o nadzianiu w walce na husarską kopię aż sześciu Rosjan (jak to wówczas pisano: Moskali). Czy takie wydarzenie mogło zaistnieć?
Teoretycznie tak, gdyż kopie używane przez ciężką jazdę Rzeczypospolitej liczyły od 4 do 6 metrów długości. To wystarczająco wiele, by zmieścić tam sześciu przeciwników. Szczególnie gdyby w chwili nacierania husarii stali blisko siebie.
Oceniając wiarygodność opisanego wydarzenia nie da się jednak uciec od formy opisu. Hetman litewski nie pisze bowiem, że widział takie zdarzenie. On zaledwie wspomina, że ktoś mu o nim opowiedział. Co prawda zapewnia nas, iż świadek to towarzysz godny zaufania. Ale kimże był ów towarzysz? Tu zaczyna się problem, bo tego nie wiemy.
Tymczasem dokonanie takiego czynu byłoby z pewnością powodem do dumy dla żołnierza wyrastającego z mentalności XVII wieku, wieku pełnego wojen i rozlewu krwi, gdy skuteczne etatowe zabijanie stanowiło niekiedy klucz do życiowego sukcesu. Moglibyśmy się więc spodziewać nie tylko podania personaliów świadka, ale i rychłego pojawienia się w źródłach (jakich wówczas powstawało niemało) personaliów autora wyczynu. Co najmniej jednego. Wszak niewykluczone, że z czasem czymś takim chwaliliby się także ludzie niezwiązani z wydarzeniem. Źródła są tu jednak zaskakująco ubogie.
Tym samym wiarygodność relacji hetmana Sapiehy maleje. Nie oznacza to oczywiście, że się mylił lub kłamał. Należy jednak zachować wielką ostrożność dając wiarę świadectwu, które powstało w określonych realiach politycznych.
Te zaś stawiały Litwinów w negatywnym świetle. Wojna Rzeczypospolitej z Rosją wybuchła bowiem w roku 1654, gdy car Aleksy Michajłowicz zdecydował się pozytywnie odpowiedzieć na apel Bohdana Chmielnickiego i rozciągnąć swoje panowanie na Kozaków żyjących na ziemiach ruskich Królestwa Polskiego. Atak Moskali z roku 1654 okazał się tragedią dla Rzeczypospolitej, ze szczególnym uwzględnieniem Litwy. Wilno, stolica Wielkiego Księstwa, została zajęta przez Moskali, którzy dopuścili się w mieście rzezi i grabieży. Litwini nie obronili więc swojego państwa i stolicy.
Następne lata to okres potopu szwedzkiego i fatalnych porażek Rzeczypospolitej w pierwszych okresach walk z różnymi przeciwnikami (choć dziś, za sprawą twórczości Henryka Sienkiewicza, chętnie pamiętamy o Januszu Radziwille, to jednak Litwini zapisali się lepiej niż Polacy z Wielkopolski, którzy mając szanse na obronę kraju skapitulowali przed Karolem X Gustawem pod Ujściem; Radziwiłł zaś, należy mu to oddać, poddał Litwę Szwedom mając na uwadze okupację niemal całej Litwy przez Rosjan).
Państwo polsko-litewskie walczyło wówczas na wielu frontach i dopiero z czasem zaczęło odnosić sukcesy. Szczęśliwie jednak dla Rzeczypospolitej car, obawiając się sukcesu Szwedów i ich rosnącej roli w tej części Europy, zawiesił działania zbrojne i zadowolił się rozejmem w Niemieży, czyli obietnicą rychłego wybrania go królem Polski oraz koronowania go po śmierci Jana Kazimierza (czego Polska oczywiście nie dotrzymała, gdy jej sytuacja wojskowo-polityczna się poprawiła).
W roku 1660 Polsce i Litwie udało się wyprzeć Szwedów i zawrzeć pokój oliwski bez strat terytorialnych. Jednak na froncie wznowionej walki z Rosją Litwini cały czas nie mieli się czym pochwalić. Sukces przyszedł dopiero (w tymże samym roku) w trakcie bitwy pod Połonką. Tu jednak Litwinów wspierali Polacy. Nie byli więc w owym sukcesie sami.
I być może to właśnie dlatego hetman Sapieha pisał o wspaniałych wyczynach swoich żołnierzy. Z jednej strony zabezpieczał się powołaniem się na świadectwo ponoć wiarygodnego, ale jednak anonimowego towarzysza broni. Z drugiej zaś wspominał o niezwykłym wyczynie.
Ale czy tak było w rzeczywistości? A może naprawdę któryś z jego podkomendnych nabił na kopię sześciu żołnierzy Iwana Chowańskiego, a z jakiegoś nieznanego nam powodu ów fakt nie został szerzej zauważony w źródłach? Pewnej odpowiedzi nie uzyskamy raczej nigdy.
Michał Wałach