Co by było gdyby powstała Rzeczypospolita Trojga Narodów – unia Polski, Litwy i Kozaków?

0
510
Granice Rzeczpospolitej Trojga Narodów na podstawie założeń unii hadziackiej. Fot.: SeikoEn, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

Powstania kozackie od końca XVI wieku destabilizowały wschodnią część Rzeczypospolitej. Problem narastał, a w połowie XVII stulecia doprowadził do głębokiego kryzysu całego państwa. Ponadto walki na Kresach zostały umiędzynarodowione, co jeszcze bardziej osłabiło państwo polsko-litewskie. W końcu jednak postanowiono na pełnych prawach zaprosić Kozaków do wspólnoty politycznej zwanej Rzecząpospolitą, ale nowe zasady nie przetrwały próby czasu. A jak potoczyłaby się historia Europy Środkowo-Wschodniej gdyby unia hadziacka istniała dłużej?

Aktywność Kozaków zaporoskich była problemem dla Rzeczypospolitej. O ile bowiem początkowo ich postawa miała korzystny wpływ na obronę Kresów przed Tatarami z Krymu, o tyle umocnienie się Zaporożców doprowadziło do ich ofensywnych działań i wypraw przeciwko Chanatowi oraz Turcji. Wywoływało to napięcia, a w roku 1620 stanowiło jeden z powodów wybuchu wojny Polski i Imperium Osmańskiego.

Kozacy buntowali się przeciwko ograniczeniom, jakie próbowała nakładać na nich władza centralna. Co jednak ważne, nie była ona szczególnie silna na Dzikich Polach. Kozacy cały czas robili więc to, co chcieli i gdy tylko mieli ochotę napadali na sąsiednie kraje. Byli jednak formalnie poddanymi polskiego króla. Rzeczpospolita próbowała więc opanować ich siłą i przymusem, co nie podobało się Zaporożcom. Często jednak Polska dogadywała się z Kozakami i korzystała z ich usług w trakcie wojen. Tak zwany rejestr kozacki nie zawsze odpowiadał jednak ambicjom i potrzebom Zaporoża. Zwykle Kozacy byli chętni na odpłatną służbę dla Polski, ale Polska nie zawsze potrzebowała ich w wielkiej liczbie i na wielkie zaciągi nie miała środków. Zmiany w rejestrze często wywoływały bunty.

Odrębnym problemem była kwestia wolności osobistej, sytuacji społecznej i ekonomicznej oraz czynnik religijny. Kozacy z Zaporoża byli bowiem prawosławnymi. Tymczasem w Rzeczypospolitej czasów Wazów zawarto unię religijną w Brześciu. Formalnie prawosławni z naszego kraju przeszli na katolicyzm zachowując wschodnią liturgię. Motywy takiego działania były zarówno religijne jak i polityczne. Pobożny Zygmunt III chciał przywrócić na łono Kościoła chrześcijan Wschodu oderwanych od jedności z Kościołem powszechnym, jak i obawiał się rosnących wpływów Moskwy wśród prawosławnych w Rzeczypospolitej. W pewnym sensie ów akt stanowił więc delegalizację prawosławia w Koronie i na Litwie. Realnie jednak wielu prawosławnych odrzuciło związki z Rzymem, a prawosławna hierarchia w naszym kraju została odnowiona – choć Rzeczypospolita owego faktu nie uznawała. Unia brzeska jest przez historyków oceniana bardzo różnie, a historiozof prof. Feliks Koneczny był wobec niej krytyczny zauważając, że w ten sposób zatrzymano realną katolicką ewangelizację ludności wschodniosłowiańskiej. Formalnie została ona bowiem włączona do Kościoła, ale realnie nie odczuła zmiany: nadal modliła się w tych samych cerkwiach i celebrowała niezmiennie stare obyczaje. Związki z Rzymem były więc praktycznie niedostrzegalne dla zwykłych wiernych, choć przecież bardzo realne – unia zakończyła schizmę. Tymczasem ewangelizacja prowadzona przez duchownych łacińskich wśród katolików wschodnich nie miała sensu, gdyż byli oni przecież katolikami. Faktycznie natomiast wielu prawosławnych nieuznających postanowień unii patrzyło wrogo na katolików i katolickich misjonarzy próbujących przywrócić ich na łono Kościoła – z tego też powodu Kozacy brutalnie zamordowali św. Andrzeja Bobolę, męczennika i patrona Polski.

Śmierć Andrzeja Boboli nastąpiła w roku 1657, a więc po bitwach pod Batohem i Beresteczkiem, które spotęgowały rozwijającą się w trakcie powstań kozackich nienawiść między Kozakami a Rzeczpospolitą. Tuż po powstaniu Chmielnickiego i zdradzieckiej umowie perejasławskiej, na mocy której Bohdan Chmielnicki – mimo iż nie miał do tego prawa – oddał Ukrainę pod opiekę Rosji kolejny raz umiędzynarodawiając konflikt wewnętrzny, ciężko było oczekiwać, że miłość Polski i Kozaków zatriumfuje. Mimo tego wielu liderów politycznych po obu stronach sporu wiedziało, że nawet jeśli nie z powodu miłości, to z konieczności, z powodu interesów własnych wspólnot, porozumieć się po prostu trzeba.

Tak doszło w roku 1658 do zawarcia w Hadziaczu ugody polsko-kozackiej. Stronę zaporoską reprezentował wówczas hetman Iwan Wyhowski. Postanowienia porozumienia były przełomowe. Powoływano bowiem do życia trzeci człon Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Do Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego dołączało Wielkie Księstwo Ruskie złożone w południowo-wschodnich województw Korony. Nowe księstwo miało mieć takie same urzędy jak Polska i Litwa, w tym marszałka, kanclerza i hetmana. Reprezentanci Rusi mieli dołączyć do Sejmu, a prawosławni biskupi – do Senatu Rzeczypospolitej. Ruś miała uczestniczyć w wyborze króla. Wielu Kozaków otrzymało tytuł szlachecki. Rejestr ustalono na stałą, dość wysoką liczbę. Tym samym Polska spróbowała przelicytować Rosję, która kusiła Kozaków ochroną prawosławia. Rzeczypospolita nie miała jednak wyboru. Chciała ochronić swoją spójność terytorialną, a w tamtym momencie jedynym wyjściem było dogadanie się z Kozakami. Na skuteczne tłumienie powstań w chwili wojny z Rosją nie było szans. To właśnie świadomość owej konieczności spowodowała, że Sejm przyjął unię hadziacką. Kozacy przeszli na stronę Polski. Sielanka trwała jednak krótko. Rosja skutecznie doprowadziła bowiem do buntu ludności ruskiej i obalenia Iwana Wyhowskiego. Nowy hetman, syn Bohdana Chmielnickiego Jerzy, był marionetką Moskwy. Unia nie weszła w życie.

Zastanówmy się jednak jak potoczyłyby się losy Polski i Ukrainy, ale także Rosji, gdyby jednak Wyhowski utrzymał się przy władzy, a Wielkie Księstwo Ruskie stałoby się tworem stabilnym i istniejącym przez lata.

Możemy wstępnie założyć, że gdyby Moskwie nie udało się wzniecenie buntu kresowego chłopstwa, to Wyhowski utrzymałby się przy władzy. Tym samym sojusz Kozaków z Polską i Litwą z pewnością wyparłby Rosję z terenów „przyznanych” Moskwie przez Chmielnickiego. Rzeczypospolita mogłaby utrzymać granice sprzed wybuchu wojny, a nie wykluczone, że nawet zdobyć pewne nabytki terytorialne. Niewątpliwie jednak Sejm byłby zainteresowany w miarę szybkim zakończeniem kosztownych walk. Kraj cały czas znajdował się bowiem w stanie wojny ze Szwecją – potopu, który stanowił istny kataklizm. Ponadto całkiem niedawno wojska rosyjskie zajęły i splądrowały sporą część Wielkiego Księstwa Litewskiego, w tym stolicę – Wilno. Tym samym wszyscy potrzebowali pokoju. I co prawda Zaporożcy być może woleliby powiększyć swoje nowe Wielkie Księstwo, ale z pewnością ruskie elity rozumiały, że na razie należy dać okrzepnąć nowym strukturom.

Rok 1660 byłby więc w naszym scenariuszu historii alternatywnej pierwszym od dawna rokiem pokoju w Rzeczypospolitej. Na wschodzie czas niestabilności nie doprowadziłby do strat terytorialnych. W wojnie ze Szwecją musielibyśmy jednak uznać wyższość przeciwników. W nowej sytuacji warunki pokoju w Oliwie nie musiałyby być jednak dla Polski tak niekorzystne. Szwecja straciła bowiem potencjalnego sojusznika wewnątrz Rzeczypospolitej. Możemy więc założyć, że o ile Szwedzi zajęliby większą część terenów, które faktycznie objęli w posiadanie, to traktat nie musiałby potwierdzać niezależności Prus Książęcych. Tym samym Polska mogłaby na nowo dążyć do narzucenia swojej woli Prusom, w których przecież partia propolska nadal pozostawała silna.

Unia hadziacka największy wpływ wywarłaby jednak na polską politykę wschodnią i południową. Moskwa mogłaby bowiem zapomnieć o dalszych dość łatwych podbojach oraz graniu roli obrońców innowierców, co miało miejsce w XVIII wieku. Co więcej, sytuacja w rywalizacji Rzeczypospolitej i Moskwy przechyliłaby się na korzyść państwa polsko-litewsko-kozackiego. Istnienie Wielkiego Księstwa Ruskiego byłoby ponadto ciosem w moskiewską politykę „zbierania ziem ruskich”. Skoro bowiem istnieje księstwo o takiej nazwie – i to ze stolicą w Kijowie – to raczej ono, a nie peryferyjna Moskwa, miałoby moralne prawo prowadzenia tego typu polityki. Rosjanie oczywiście nie wycofaliby się ze swoich celów i szukaliby sojuszników w walce z Polską – umocnioną nowym, wewnętrznym sojuszem.

Kluczem do sukcesy Rzeczypospolitej byłoby wówczas jednak ścisłe przestrzeganie postanowień unii. Gdyby to się udało, Moskwa w żadnej konfiguracji nie mogłaby zagrozić Polsce. Wiele zależałoby więc od nastawienia kresowej magnaterii. Być może jednak pamięć o tragicznym dla niej (i nie tylko) powstaniu Chmielnickiego doprowadziłaby do lepszego traktowania ludności ruskiej. Szczególnie, że nad wszystkim czuwałoby wojsko zaporoskie na polskim żołdzie.

Sytuację z pewnością chcieliby jednak rozgrywać po swojej myśli kozaccy zwolennicy opowiedzenia się po stronie Rosji. Chętnie rozpamiętywaliby krzywdy doznane przez Zaporożców ze strony Polaków. A i Polacy mieli o czym pamiętać. Sytuacja byłaby więc napięta i dużo zależałoby od rozwagi liderów. Oczywiście podgrzewaniem antagonizmów zainteresowani byliby także Rosjanie, Turcy, Tatarzy i Szwedzi. A więc wszyscy, którzy przez umocnienie Rzeczypospolitej musieli zrewidować swoje polityczne plany.

Teoretycznie naturalnym sojuszem przeciwko Polsce byłoby połączenie sił Moskwy, Stambułu i Sztokholmu. Realnie jednak Turcy nie musieli być zainteresowani wojną z naszym krajem. Przez długi czas cenili sobie bowiem pokój na północnych granicach, a powodem konfliktów były działania Kozaków. Ich opanowanie cieszyłoby Turcję i Krym – choć ten ostatni gracz z pewnością żałowałby braku możności przeprowadzania napadów na Kresy. Wysoka Porta wolałaby jednak wpływać na Tatarów niż walczyć z silną Polską, szczególnie, że w tym okresie Turcja znalazła się w epoce politycznego chaosu.

Rosja byłaby więc zdana na Szwecje. Sztokholm niedawno uzyskał jednak spore zdobycze terytorialne – między innymi kosztem Polski – i musiał skupić się na organizowaniu tam swoich struktur i umacnianiu władzy. Ponadto relacje Szwecji z Moskwą nie były kolorowe. Wszak Skandynawowie budowali swoje imperium także kosztem Rosjan i ich odcięcia od Bałtyku. Z drugiej jednak strony nasz kraj nigdy nie mógłby lekceważyć zagrożenia z północy, gdyż Szwedami motywowały także względy religijne – w ich wojnach z Polakami i Litwinami obecne były również wątki walki z katolikami, których, jako protestanci, delikatnie mówiąc nie poważali.

Tym samym dołączenie Kozaczyzny do Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako trzeci, równoprawny człon, umocniłoby kraj i oddaliło wiele zagrożeń międzynarodowych. W perspektywie byłoby ponadto odzyskanie utraconych przed kilkoma laty wpływów w Prusach. Polska mająca Ukrainę za wiernego sojusznika mogłaby także myśleć o rozciągnięciu (przywróceniu) swojego zwierzchnictwa nad Mołdawią i Wołoszczyzną, ale byłaby to z pewnością melodia przyszłości – początkowo należałoby ustabilizować sytuację, odbudować się po okresie gigantycznych strat ludnościowych i materialnych oraz unormować stosunki międzynarodowe. Wojna z Turcją nie była więc pożądana, choć niewątpliwie po kilku latach Ruś zaczęłaby wyrażać zainteresowanie rumuńskimi hospodarstwami. Nad krajem wisiałoby natomiast cały czas zagrożenie porozumieniem Moskwy i Sztokholmu, jednak dla żadnego z tych państw nie był to scenariusz idealny, a Szwecja nie musiała być nim nawet żywo zainteresowana. Tym samym kraj byłby generalnie bezpieczny oraz z wieloletniej defensywy mógłby przejść do zapomnianej, a przecież znanej przed kilkoma dekadami polityki rozszerzania swoich wpływów (np. drogą dyplomatyczną). Kluczem do sukcesu była jednak odpowiedzialna polityka elit Korony i Wielkiego Księstwa Ruskiego. Liderzy musieliby zarówno tłumić w zarodku bunty i chęć wzięcia odwetu na drugiej stronie za dawne krzywdy, jak i obalać spiski wymierzone w odwrócenie sojuszy i ponowne przyłączenie Ukrainy w strefę wpływów Moskwy. Bezapelacyjnie należałoby także ściśle przestrzegać postanowień unii hadziackiej tak, aby nikt nie czuł się oszukany. Tylko wtedy Rzeczypospolita Trojga Narodów mogła stać się tworem stabilnym, który – kto wie – być może uniknąłby tragedii rozbiorów i trwałby do dziś niczym Wielka Brytania Europy Środkowo-Wschodniej. A kto wie, czy w takiej konstelacji Rzeczypospolitej nie byłaby potrzebna nowa stolica znajdująca się w dogodniejszym dla trzech członów miejscu – np. w Lublinie lub Lwowie.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj