Admirał Yi – legenda i bohater koreańskiej floty. Część II

0
224
Statua Yi Sun-sina, znajdująca się na wyspie Jeung. Korea.net / Korean Culture and Information Service (Photographer name), CC BY-SA 2.0 , via Wikimedia Commons

W poprzednim artykule poznaliśmy historię pierwszych zwycięstw admirała Yi. Dzisiaj przeczytacie o dalszej części inwazji Japonii na Koreę i o najważniejszej bitwie morskiej w jej historii. Bitwie, podczas której legenda koreańskiej floty, na czele 13 okrętów, stawiła czoło dziesięciokrotnej przewadze wroga.

Przed lekturą artykułu zachęcamy do zapoznania się z pierwszą częścią tekstu: Admirał Yi – legenda i bohater koreańskiej floty. Część I – ToHistoria.pl

Zdrada

Zakończyliśmy poprzednią część na zdobyciu Busan, miasta kluczowego dla linii zaopatrzeniowych Japończyków. Można by pomyśleć, że po takich zwycięstwach Yi Sun-sin stanie się wychwalanym bohaterem. Nic bardziej mylnego. Ponownie, pokonała go polityka.

Po utracie Busan najeźdźcy postanowili posłużyć się szpiegami. Jednego z nich, Yoshiro, wysłano do generała Kim Gyeong-seo. Zaoferował on koreańskiemu dowódcy swoje usługi, jako podwójny agent. Odgrywał swoją rolę tak skutecznie, że po krótkim czasie generał łykał wszystkie przekazywane mu informacje jak młody pelikan.

Yoshiro był kluczowym pionkiem w planie pozbycia się admirała Yi. Na zlecenie swoich prawdziwych mocodawców, przekazał generałowi informacje na temat japońskiego dowódcy, który ma przepływać określonego dnia przez niebezpieczne wody, a do jego pokonania zasugerował admirała Yi. Generał Kim przystał na ten plan i wysłał rozkaz do akceptacji króla Seonjo z dynastii Joseonów, a ten, zdesperowany, by pozbyć się Japończyków, wyraził zgodę.

Admirała Yi ten pomysł nie zachwycił. Teren, na który go posyłano, słynął z raf i zdradliwych przesmyków, wystawiłby więc flotę na wielkie zagrożenie. Do tego Yi Sun-sin nie wierzył informacjom przekazywanym przez szpiegów, dlatego odmówił wykonania rozkazu.

Gdy tylko jego odpowiedź dotarła na królewski dwór, liczni wrogowie admirała rozpoczęli oczerniającą kampanię, mającą na celu usunięcie bohatera ze stanowiska, aresztowanie i postawienie na jego miejscu generała Won Gyuna. Niestety osiągnęli swój cel.

„Nagroda” za służbę

Yi Sun-sina aresztowano i wtrącono do celi w Seulu. To więzienie okazało się znacznie gorsze od tego, w którym przebywał za młodu. Nie tylko spędzał czas w tragicznych warunkach, ale również poddawano go tak barbarzyńskim torturom, że prawie skonał na męczarniach.

W międzyczasie Japończycy rozpoczęli wojnę Chongyu, czyli drugą część inwazji na Koreę. W tym celu wysłali 140 000 ludzi na 1000 okrętach. Prawdopodobnie zajęliby błyskawicznie stolicę, lecz chińska dynastia Ming przysłała Korei wsparcie w postaci kilkunastu tysięcy żołnierzy. Sytuacja jednak pozostawała tragiczna.

Król pod wpływem zwolenników admirała Yi wymyślił inny sposób niż stracenie, by ukarać sługę. Sposób, który dla koreańskich dowódców był gorszy od śmierci, ponieważ stanowił ogromną plamę na honorze. Otóż wypuścił on Yi Sun-sina, ale zdegradował go do rangi zwykłego żołnierza piechoty.

Yi przyjął to ze spokojem. Wykonywał rozkazy sumiennie i bez narzekań, a pozostali żołnierze traktowali go z szacunkiem. Wielu z nich znało dokonania dawnego admirała i wiedziało, że miał rację, odmawiając wykonania rozkazu.

Ostatni admirał

Won Gyun, nie piastował długo funkcji dowódcy. Co ciekawe, zaczynał on karierę na okrętach razem z Yi Sun-sinem, bitwą o Okpo. Natomiast wkrótce miał stoczyć ostatnią walkę.

Bitwa w Chilcheollyang odbyła się w nocy z 28 na 29 sierpnia, 1597 roku. Wcześniej Won Gyun nie zareagował na raporty zwiadowców i pozwolił Japończykom wylądować w Korei. Po blamażu spróbował naprawić swój błąd i bez planu oraz przygotowania, zaatakował wszystkimi siłami główne zgrupowanie najeźdźców.

To była masakra. Mimo tego, że dowodził znakomitymi ludźmi szkolonymi dawniej przez admirała Yi, dał się wciągnąć w pułapkę. Najpierw ganiał wroga, lecz w odpowiadających mu sytuacjach zawracał i niszczył pojedyncze okręty Koreańczyków. Później Japończycy wybili kilkuset jego żołnierzy, którzy zeszli na ląd po wodę. Admirał Won po tej porażce zamknął się w kajucie i odmawiał widzenia kogokolwiek, przez co flota stała tydzień na kotwicy w cieśninie Chilcheollyang.

28 sierpnia minimum 500 okrętów japońskich zaatakowało flotę admirała Wona, liczącą około 170 statków. Nie pozwolili oni koreańskiemu dowódcy skorzystać z siły ognia, tylko od razu ruszyli do szarży i abordażów. Nim skończyła się noc, większość floty poszła na dno, oprócz 12 statków pod komendą Bae Seola, który nakazał odwrót, nim Japończycy zdołali zaatakować jego zgrupowanie, oraz jeszcze kilkunastu okrętów, które w panice uciekły z rzezi. Japończycy nie ponieśli prawie żadnych strat.

Admirał uciekł wraz ze swoimi ludźmi, jednak na lądzie nie mógł za nimi nadążyć. Został znaleziony przez Japończyków i najprawdopodobniej ścięty.

Gdy król Seonjo usłyszał co zaszło, wpadł w panikę. Całemu dworowi tylko jedno rozwiązanie nasuwało się na myśl. Znali tylko jedną osobę, która nie tylko może ocalić resztę koreańskiej floty, ale też w ogóle wie jak flotą dowodzić.

Tym sposobem Yi Sun-sin ponownie został jej głównodowodzącym.

Przygotowania

Wojska Japonii wdzierały się głębiej w koreańskie ziemie. Około 333 okręty odbiły Busan, wyzwolony kilka lat wcześniej przez admirała Yi. Pływali po morzu bez strachu, wiedząc, że dynastia Joseonów może wystawić przeciwko nim raptem kilka łodzi.

Król Seonjo również nie wierzył w zwycięstwo floty, nakazał więc admirałowi porzucić okręty i dołączyć z załogami do sił lądowych. Yi Sun-sin i tego rozkazu nie wykonał. Odmówił władcy słowami:  Wasza wysokość, twój wasal wciąż posiada dwanaście okrętów pod swym dowództwem i póki  żyje, wróg nie będzie bezpieczny na Zachodnim Morzu.

Yi otrzymał pod komendę okręty Bae Seola, a w zasadzie 10 z 12 okrętów, jako że pozostałe dwa stracono podczas wycofywania się z Chilcheollyang. Oprócz tego otrzymał dwie jednostki przywódcy prawej floty i odzyskał jeszcze jeden statek z rąk wroga. Załogi składały się głównie z niedobitków z Chilcheollyang. Stanęli u boku Yi, mimo przerażenia, jakie zasiała w nich japońska flota.

Co do Bae Seola, długo nie służył pod admirałem. Wkrótce po przejęciu dowodzenia przez Yi Sun-sina, flota wpadła w pułapkę. Nie została ona zbyt dobrze zorganizowana i admirał z łatwością przegonił adwersarzy, jednak Bae uciekł podczas walk. Wkrótce potem złapano go i stracono.

Plan

Mimo poczucia bezpieczeństwa Japończycy zamierzali pozbyć się admirała przy pierwszej sposobności. Gdy raz zauważyli jego flotę, wysłali aż 55 okrętów, żeby się jej pozbyć. Yi jednak nie przyjął tej walki i wycofał się, obmyślając lepszy plan.

W końcu go ułożył, prowadząc do jednej z najniezwyklejszych batalii morskich w historii, znanej dziś pod nazwą bitwy o Myeongnyang.

Admirał nie mógł pokonać wroga w otwartej walce, dlatego postanowił wyciągnąć go z bezpiecznej pozycji i zmusić do bitwy na swoim terenie. Idealna do tego była cieśnina Myeongnyang. Dzięki znajomości terenu mógł on zablokować własnymi okrętami cieśninę, a jednocześnie posadzić łodzie przeciwnika na spokojnych wodach, zmuszając go do wycieńczającego i powolnego wiosłowania. W ten sposób dawał większą szansę swoim okrętom, niwelując częściowo przewagę liczebną przeciwnika.

26 października admirał wcielił plan w życie. Wysłał jeden ze swoich okrętów w pobliże okupowanego portu. Udawał on zwiadowcę, który po spostrzeżeniu sił japońskich i podjęciu przez nie pościgu, miał się wycofać. Japończycy mieli pomyśleć, że zwiadowca doprowadzi ich do admirała i wysłać za nim znaczne siły.

Plan zadziałał, nawet skuteczniej niż Yi Sun-sin się spodziewał. Liczył zapewne na pół setki okrętów, otrzymał ich jednak znacznie więcej. Nacierały na niego aż 133 jednostki wroga. W końcu dotarły do cieśniny i widząc w niej nawet nie 13 łodzi, a samotny okręt admirała Yi, stojący na jej końcu, ruszyły do ataku.

Legenda

Admirał Yi nie chciał rozpoczynać walki samotnie, podyktowane to było raczej morale jego ludzi. Większość z nich pamiętała poprzednią masakrę, a tym razem Japończycy mieli nawet większą przewagę. Do Yi Sun-sina należało, by dodać sojusznikom otuchy.

Gdy tylko wróg znalazł się w zasięgu, koreański admirał nakazał wystrzelić ze wszystkich dział. Najeźdźcy, zgodnie z oczekiwaniami, wytracili prędkość, stając się łatwym celem. Kanonierzy admirała Yi strzelali raz za razem, prosto w chmarę okrętów. Było ich tak wiele, że nie musieli nawet celować.

Reszta floty się przyglądała, jak flagowiec, niczym niezdobyty zamek, opiera się napaści. Po chwili, podniesiona na duchu, ustawiła się wokół swojego admirała i przyłączyła do kanonady.

Japończycy nie mogli nic zrobić. Wiatr im nie sprzyjał, okręty, płonące i dziurawione kulami, zderzały się ze sobą. Widząc rozbicie przeciwnika, admirał nakazał szarżę. Wiatr był po jego stronie i nie minęła chwila, jak 13 koreańskich jednostek przebiło się przez linię wroga, zatapiając dzięki temu co najmniej 31 okrętów i uszkadzając prawdopodobnie drugie tyle. Japończycy, którzy nie zginęli podczas ostrzału lub szarży, zostali pochłonięci przez morze.

Yi planował walczyć dalej. Chciał się wycofać na lepszą pozycję za cieśniną i tam toczyć dalszą batalię, aczkolwiek Japończycy nie dali się wrobić. Zamiast tego sami na niego czekali. Admirał nie miał zamiaru walczyć na ich zasadach, dlatego też wycofał swoje siły. Najeźdźcy go nie gonili. Widzieli pobojowisko przed sobą. Nie uszło też ich uwadze, że legendarny admirał nie stracił nawet jednego okrętu. Jego załogi również zbytnio nie ucierpiały. 11 okrętów wyszło z walki całkowicie bez szwanku, a na pozostałych utracono łącznie około 10 ludzi.

Mimo miażdżącego zwycięstwa sytuacja pozostawała tragiczna. Pojawiła się jednak iskierka nadziei. Japończycy nie byli niepokonani.

Otucha

Wieści rozeszły się błyskawicznie. Admirał Yi wrócił do portu i wkrótce miało się okazać, że będzie dowodził znacznie większymi siłami. Okazało się, że z masakrę w Chilcheollyang przetrwało więcej okrętów i marynarzy, a teraz przypływali tłumnie pod komendę admirała. Dynastia Joseonów również przysłała mu nowe, skromne siły, ale co ważniejsze, królowi udało się przekonać wspierających Koreę admirałów dynastii Ming, że mogą zmniejszyć ochronę portów i wysłać legendarnemu admirałowi wsparcie.

Zwycięstwo jednak miało osobisty koszt dla admirała. Japończycy, w ramach zemsty, spalili jego posiadłość oraz zamordowali najmłodszego syna.

W międzyczasie, najeźdźcy na lądzie również oddawali pole. Stracili głównodowodzącego, Toyotomiego Hideyoshiego, który zmarł z nieznanych przyczyn. W związku z tym pozostali Japońscy dowódcy wydali rozkaz, aby ich siły wycofały się z powrotem do kraju kwitnącej wiśni, prawdopodobnie by się przegrupować i w przyszłości uderzyć ponownie. To jednak nie było możliwe. Nowa flota, złożona w połowie z okrętów admirała Yi i w połowie oddanych mu pod komendę łodzi dynastii Ming, stała im na drodze.

Blokada

Najeźdźcy zostali odcięci. Ich dowódca, w próbach podkopania sojuszu dynastii Ming i Joseonów, wysyłał chińskiemu admirałowi podarki, licząc, że przeniesie on swoje okręty. Ta taktyka prawie poskutkowała. Chen Kan, dowódca z ramienia dynastii Ming, nakłaniał admirała Yi do przerzucenia sił lub zaatakowania znacznie mniejszego zgrupowania Japończyków. Yi Sun-sin jednak nie dał się nabrać. Nakazał admirałowi zostać u jego boku i kontynuować blokadę trzonu japońskich sił. Tylko one były celem legendarnego admirała.

W końcu japoński dowódca zdecydował się na próbę przełamania blokady, licząc, że jego działania podkopały sojusz choć na tyle, żeby okręty dynastii Ming nie uczestniczyły w pościgu. Poza tym przewaga liczebna pozostawała po stronie Japończyków. Według źródeł koreańskich dysponowali 500 statkami, a według japońskich 300. Admirał Yi miał pod komendą niecałe 150 okrętów. Z drugiej strony, mimo że okręty Japończyków częściowo uzbrojono w koreańskie działa, to dzięki lepszej jakości floty Joseonów, siła ognia pozostawała prawie wyrównana.

Dzień sądu

15 grudnia okręty Japonii wyruszyły w podróż. Ku rozpaczy ich dowódców, flota admirała Yi i dynastii Ming, czekała na nich przy cieśninie Noryang. Zdesperowani najeźdźcy ruszyli do szarży. Admirał Yi tylko na to czekał.

Tak jak w cieśninie Myeongnyang, tak i tutaj wrogowie mieli trudność z manewrowaniem. Tak jak w cieśninie Myeongnyang, admirał Yi ustawił okręty i nakazał zmasowany ostrzał Japończyków, skutecznie szatkując dziesiątki okrętów.

Niestety, admirał Chen Kan popełnił błąd. Widząc, jak wielką przewagę uzyskali, nakazał okrętom dynastii Ming szarżę i przejście do abordażu. To pozwoliło Japończykom na odwdzięczenie się tym samym, wobec czego doszło do krwawej walki między dwiema siłami. Admirał Yi, widząc, że Chen Kan zaczął oddawać pole, nakazał swoim siłom dołączyć do szarży i wspomóc sojusznika.

Chen Kan znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie. Jego syn został ranny, gdy sparował cios miecza wymierzony w ojca. Chińczycy, pod ciężkim ostrzałem dział i arkebuzów, ledwo mogli się wychylać za burtę. W chaosie dochodziło również do ostrzału własnych sił przez dynastię Ming.

Ostatni pościg

Straty wyrządzone wcześniej przez Koreańczyków były tak wielkie, że mimo nieodpowiedzialnej szarży, zwycięstwo należało do admirała Yi. Okręty wroga zaczęły uciekać, a triumfator tym razem zarządził pościg. Chciał zniszczyć jak najwięcej wrogów, żeby nie mogli już wrócić i zaatakować jego kraju.

Drogo to przypłacił. Najeźdźcy, uciekając, ostrzeliwali pościg z ręcznej broni palnej. Jedna z kul trafiła admirała Yi w bok, zadając mu śmiertelną ranę. Nim umarł, zdołał jednak wyrzec jeszcze swój ostatni rozkaz brzmiący: Jesteśmy w kluczowym momencie bitwy. Bijcie dalej w bębny. Nie pozwólcie nikomu dowiedzieć się o mojej śmierci.

Świadkami odejścia legendarnego admirała byli jego najstarszy syn, siostrzeniec oraz kapitan okrętu flagowego. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować, schowali jego ciało w kajucie. Siostrzeniec admirała, Yi Wan, założył jego pancerz, wyszedł na pokład i zaczął bić w bębny, dając znać, że przywódca żyje, a okręt flagowy wciąż walczy.

Okręt dowodzony przez Chen Kana znalazł się ponownie w niebezpieczeństwie i to właśnie flagowiec Yi go uratował. Wkrótce potem bitwa się zakończyła. Według źródeł koreańskich zatopiono 300 okrętów wroga, a 100 przejęto. Według źródeł japońskich zatopiono 200 jednostek. Natomiast Koreańczycy, choć stracili tym razem około pół tysiąca ludzi, ponownie nie utracili żadnego okrętu.

Narodziny legendy

Kolejną osobą, która dowiedziała się o śmierci admirała, był Chen Kan. Chciał on powitać schodzącego na ląd bohatera i podziękować mu za uratowanie życia, jednak zamiast niego, zastał jego siostrzeńca, Yi Wana, w pancerzu wuja. Gdy chiński admirał dowiedział się o śmierci Yi Sun-sina, podobno padł na kolana i zapłakał.

Bitwa w cieśninie Noryang stała się ostatecznym gwoździem do trumny japońskiej inwazji. 24 grudnia 1598 roku, ostatnie siły samurajów opuściły Koreę.

Ciało admirała Yi przewieziono do Asanu i pochowano obok ojca. W miejscu ich spoczynku postawiono kaplicę. Pośmiertnie admirał Yi został mianowany ministrem sprawiedliwości i chungmugongiem, czyli lordem królewskiego męstwa.

Jego życie inspirowało kolejne pokolenia. Potomni stawiali mu pomniki i pisali o nim wiersze. Nawet Japończycy, w XIX i XX wieku, na jego przykładzie motywowali konieczność wzmocnienia własnej floty. Stał się legendą i narodowym bohaterem.

Na sam koniec pozostawiam was z kolejnym wierszem, spisanym ręką admirała Yi Sun-sina i przetłumaczonym na język polski. Jego tytuł brzmi „Pożegnanie Seon Geoi”. Napisał go dla przyjaciela admirała, z którym walczył ramię w ramię jeszcze podczas służby na lądzie.

Pracowaliśmy wspólnie w północnym regionie

I dzieliliśmy chwile desperackiej walki wspólnie na południu

Wznosimy razem kielichy dzisiaj

Lecz jutro znów zostaniemy od siebie rozdzieleni

 

Maksymilian Jakubiak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj