Bród i smród średniowiecza? Niekoniecznie! Przed wiekami także dbano o higienę

0
361
Kąpiel.

Niedawno media obiegła informacja, że w Iranie zmarł „najbrudniejszy człowiek na świecie” – mężczyzna, który nie mył się od ponad 50 lat. Przy tej okazji warto zastanowić się nad poziomem higieny w przeszłości. Często bowiem powtarzamy slogany o brudnych epokach, szczególne zarzuty kierując pod adresem średniowiecza. Czy słusznie?

Okazuje się, że pogląd łączący średniowiecze z brudem jest zupełnie nieuzasadniony. Co prawda ludzie żyjący przed kilkoma, a nawet kilkunastoma wiekami nie dysponowali takimi urządzeniami i instalacjami jak my obecnie, jednak z całą pewnością Europa między upadkiem Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie, a epoką Wielkich Odkryć geograficznych, nie była siedliskiem smrodu i brudu.

Źródła pisane oraz znaleziska archeologiczne dobitnie potwierdzają, że higiena była istotnym elementem życia mieszkańców średniowiecznej Europy. Powszechnie istniały łaźnie, a największe miasta tamtej epoki miały ich nawet kilkanaście. Niekiedy budowano je w sąsiedztwie piekarni, dzięki czemu oszczędzano energię – co przy okazji pokazuje, że troska o takie kwestie nie jest domeną XXI wieku, choć motywy działania były z pewnością inne. Oznacza to, że nie tylko władcy dysponujący pomieszczeniami, które można było przeznaczyć na pokój kąpielowy, ale także lud, często mył swoje ciało.

Archeologiczne znaleziska potwierdzają nawet, że w naszych stronach o czystość dbali nie tylko miastowi. Istniały także łaźnie na terenach wiejskich. Tego typu obiekt znaleziono w Brzeziu (powiat wielicki, województwo małopolskie) podczas prac archeologicznych towarzyszących budowie autostrady A4. Oznacza to, że Słowianie znali łaźnie oraz dbali o higienę i czynili to niezależnie od wpływów rzymskich.

Na Zachodzie sytuacja wyglądała bowiem nieco inaczej – niekiedy wskazuje się, że wraz z upadkiem Rzymu instytucja łaźni zaczęła podupadać, a jej odrodzenia wiąże się z wyprawami krzyżowymi. Ich uczestnicy mieli w świecie arabskim poznać i docenić hammamy. Ciężko jednak jednoznacznie wskazać gdzie i kiedy (i czy w ogóle) w średniowiecznej Europie występował kryzys higieniczny.

Można bowiem natrafić w źródłach na relacje wskazujące, że germańscy mieszkańcy wczesnośredniowiecznej Anglii (potomkowie Sasów, Anglów i Jutów) uznawali swoich dalekich krewnych zza morza, Normanów (Wikingów), za osoby przesadnie dbające o czystość, gdyż myjące się raz w tygodniu. Z drugiej jednak strony nawet z tamtej epoki zachowały się świadectwa mówiące o dbaniu ludności o higienę, a autorzy opisów nie byli zaskoczeni zjawiskiem i nie uznawali go za anomalię. Fanem zażywania kąpieli miał być nawet sam władca odrodzonego Cesarstwa Rzymskiego król Franków Karol zwany Wielkim. Tym samym teoria o zaniku zwyczaju dbania o higienę nie musi być rozumiana dosłownie. Być może po prostu zwyczaje uległy przemianom względem epoki rzymskiej.

Nie jest też prawdą powielane niekiedy stwierdzenie, że Kościół katolicki zwalczał higienę. Tu sprawa jest jednak skomplikowana. Generalnie bowiem liderzy katolickiego świata nie mieli zastrzeżeń wobec dbania o czystość i zdrowie, a świadectwa wskazują, że do niektórych zakonów doprowadzano bieżącą wodę, a mnisi myli się regularnie. Jednak istotny element ówczesnej pobożności (obok należytego przeżywania świąt i niedziel, gdy mycie się było zakazywane) stanowiło umartwianie się i asceza. Tym samym zbytnie przywiązywanie uwagi do własnego wyglądu było niewskazane. Dotyczyło to tak kąpieli jak i tworzenia wykwintnych fryzur oraz korzystania z perfum. Krytyczne podejście do takich działań nie oznaczało jednak, że Europejczycy zupełnie z nich zrezygnowali. Znane są jednak przypadki bardzo dosłownego i surowego przestrzegania obostrzeń w tym obszarze. Na polskim gruncie szczególnie w tym obszarze zapisały się dwie władczynie. Pierwsza z nich, święta Kinga, żona księcia krakowskiego Bolesława Wstydliwego, rezygnację z częstych kąpieli traktowała jako element pobożnego umartwiania się (nie był to zresztą jedyny element jej surowego podejścia do kwestii religijnych – zrezygnowała bowiem także z aktywności seksualnej, choć wcale nie musiała tego robić, gdyż posiadała legalnego męża, więc w świetle prawa kościelnego współżycie nie było zakazane). Druga to z kolei święta Jadwiga Śląska, żona księcia wrocławskiego Henryka Brodatego, która w pewnym momencie życia zdecydowała się zostać mniszką w klasztorze, gdzie oprócz głodówek unikała kąpieli, a jeśli miała kontakt z wodą, to była ona brudna i wcześniej inne mniszki myły w niej nogi. Obie stanowiły więc swoiste przeciwieństwo żony Mieszka I Dobrawy, która najpewniej posiadała własną łaźnię. Co ważne podkreślenia: każda z postaw mieściła się w dopuszczalnych wówczas normach społecznych i religijnych.

Generalnie jednak ludzie w wiekach średnich dbali o higienę. Myli się ludzie na wsiach i w miastach – nawet jeśli nie mieli własnych łaźni. Kąpali się także władcy, a niektórzy z nich zostali zapamiętani jako wyjątkowo miłujący higienę. W Anglii do takich osób należał Jan Bez Ziemi czy Henryk III, we Francji wspomniany wyżej Karol Wielki, zaś w Polsce Kazimierz Wielki i Władysław Jagiełło.

Nie zawsze jednak kąpiel była celem samym w sobie. Już bowiem wówczas znano medyczne właściwości niektórych wód. Tym samym oczyszczanie ciała pełniło funkcję leczniczą. Na tym jednak nie koniec. Zdawano sobie bowiem sprawę z roli higieny w relacjach intymnych. I tu autorytety ówczesnego świata służyły rozmaitymi radami.

I o ile Kościół nie był wrogiem higieny jako takiej, to w temacie kosmetyków oraz innych metod zwiększania atrakcyjności fizycznej własnego ciała w celach związanych z seksualnością był już bardziej jednoznaczny. Nie oznacza to jednak, że odnosił sukces. Podobnie było też w obszarze obyczajowości funkcjonującej w łaźniach publicznych. Kościół zdawał sobie sprawę, że miejsca z założenia wymagające nagości oraz odwiedzane przez przedstawicieli obu płci mogą być zarzewiem rozpusty. Dlatego też należało unikać takich przybytków, a kto przebywał w łaźni z przedstawicielami płci przeciwnej, musiał ów czyn odpokutować. Niestety jednak często goście publicznych łaźni pozostawiali katolicką moralność za drzwiami, a niektóre obiekty stanowiły wręcz próg do domów publicznych.

Tymczasem występki przeciwko katolickiej moralności seksualnej z czasem doprowadziły do tragedii. Wszystko z powodu Wielkich Odkryć Geograficznych. Wszak to właśnie one stały się (najpewniej) powodem rozpowszechnienia się na kontynencie europejskim kilku odmian warzyw oraz… kiły, która wywołała epidemię. Choroba weneryczna na przełomie XV i XVI wieku zebrała w Europie straszliwe żniwo, a tragedii dałoby się uniknąć przestrzegając Nauczania Kościoła. I nie zmienia tego fakt, że związek epidemii z „odkryciem” Ameryki to tylko jedna z hipotez, bowiem droga przenoszenia choroby była i jest jedna.

Nie oznacza to jednak, że łaźnie całkowicie zniknęły. Istniały nadal, jednak zaczęły tracić na znaczeniu, a ich liczba – maleć. Już bowiem po epidemii czarnej śmierci, a więc dżumy grasującej w połowie XIV wieku, zaczęto oskarżać łaźnie o doprowadzenie do gigantycznego dramatu. Po nastaniu kryzysu ludzie wrócili jednak do wcześniejszych zwyczajów, ale w świadomości pozostał pewien lęk. Odżył on gdy na początku wieku XVI znów pojawiła się nowa epidemia. Wtedy też podejście do higieny uległo przeobrażeniom. Nie oznacza to natomiast, że zaprzestano dbania o czystość. Coraz częściej jednak oskarżano kąpiele o najstraszniejsze rzeczy, a zamiast wody próbowano odświeżać się „na sucho”. Ponadto w kolejnych stuleciach na kartach historii zapisali się wręcz fanatyczni zwolennicy brudu, którzy swój smród ukrywali perfumami. Niechlubnym liderem w tej dziedzinie był król Francji Ludwik XIV, który dał przykład swojemu dworowi. Tym samym piękny Wersal był jednocześnie Wersalem śmierdzącym. Epoka Króla-Słońce nie ma jednak nic wspólnego ze stosunkowo higienicznym średniowieczem.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj