Co by było gdyby Polska była wyspą?

0
118
Zdjęcie ilustracyjne. Fot.:Robert Noreiko/unsplash.com

Zwykle w ramach działu „Co by było gdyby” rozważamy scenariusze historii alternatywnej w oparciu o nieznacznie zmienione rzeczywiste wydarzenia oraz autentyczne procesy, tendencje oraz zjawiska typowe dla epoki. Dziś pójdźmy w naszych rozważaniach w nieco inną stronę i zastanawiając się nad losami istniejącej jedynie w obszarze wyobraźni Polski będącej wyspą uświadommy sobie wpływ czynników środowiskowych na historię.

Mało kto z nas zastanawia się nad wpływem przyrody na historię. Istotnie, historia to ludzie, ich decyzje oraz tworzone przez ludzi społeczeństwa i systemy. Nie da się jednak nie zauważyć, że okoliczności wpływają na otaczający nas świat. Co prawda ludzie mogą tworzyć organizmy społeczne np. organizujące polowania zarówno w upalnej Afryce, jak i chłodnej Arktyce, ale jednocześnie rybołówstwo nie jest powszechne na pustyniach, gdy tymczasem nad akwenami stanowi niekiedy najważniejsze zajęcie. I podobnie: świetną flotą mogą i często dysponują kraje nadmorskie, a szczególnie wyspiarskie, gdy tymczasem państwa osadzone na kontynentach stawiają na flotę, a kraje rozległe często w historii dysponowały skuteczną kawalerią. Dlatego też w celu lepszego zrozumienia wpływu środowiska na ludzi i ich społeczeństwa przeanalizujmy możliwy scenariusz historii Polski znajdującej się na hipotetycznej dużej wyspie gdzieś w Europie Środkowej. Załóżmy, że w okolicach Odry, Sudetów, Karpat oraz Bugu i aż po dawne Prusy istnieją akweny, oddzielające wyspiarską krainę od kontynentalnej Europy. Jak wtedy potoczyły by się losy Polski?

Przede wszystkim wyspiarska Polska byłaby mniej podatna na migracje. Tymczasem to one kształtowały miejscowe społeczności w okresie prehistorycznym, co rzutuje na kraj do dziś. Nie oznacza to jednak, że ludzie nie docieraliby do wyspiarskiej Polski. Takie wydarzenia miały by jednak charakter ograniczony. Tym samym lokalna populacja byłaby w mniejszym stopniu narażona na wygnanie i wyparcie przez przybyszów. Przybyszów byłoby zaś nieco mniej i nie byliby w stanie łatwo zdominować autochtonów. Dlatego też możemy założyć, że Polska u początku swoich dziejów nie byłaby zamieszkana przez ludność jednolicie słowiańską. Jednak eksplozja demograficzna Słowian w drugiej połowie I tysiąclecia po Chrystusie miałaby miejsce. Tym samym na wyspę dotarliby Słowianie i zasiedliliby ją, ale żyjący tu wcześniej germańscy Goci oraz Celtowie, a nawet Scytowie, nadal pozostawaliby istotnym elementem społecznym, gospodarczym i politycznym na wyspie.

W sensie politycznym Polska mogłaby pójść drogami znanymi z Anglii, gdzie Anglowie, Sasi i Jutowie przybyli z kontynentu i wyparli Brytów oraz innych Celtów (w tym zromanizowanych) ze wschodu i południa wyspy, by następnie prowadzić dalszą ekspansję. Jeśli tak by się stało, to wyspiarska Polska podzieliłaby się na państwa lub państewka słowiańskie oraz germańskie (germańsko-celtycko-scytyjskie). W toku dziejów najpewniej jednak połączyłaby się najpierw w jedno państwo słowiańskie, a potem, np. na mocy unii personalnych, w zjednoczony organizm, tak jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie dominująca Anglia współistnieje ze Szkocją i Walią o celtyckim rodowodzie. Tym samym moglibyśmy zapomnieć o ekspansjonizmie Bolesława Chrobrego. Zamiast tego mielibyśmy serię lokalnych konfliktów i zyskiwanie przewagi raz przez Wiślan, raz Polan, a raz Ślężan. W końcu ktoś przejąłby dominację na stałe.

Inny byłby także język polski. Wywodziłby się oczywiście z grona języków zachodniosłowiańskich, ale za sprawą odseparowania mieszkańców wyspy od reszty Słowian zachowywałbym cechy archaiczne. Z drugiej strony polszczyzna przyswajałaby słownictwo i być może częściowo także gramatykę od wspólnot germańskich, celtyckich i scytyjskich (co w pewnym stopniu było losem języka francuskiego). Taką sytuację możemy w wielkim uproszczeniu porównać także do losów języka rumuńskiego, który wywodząc się z łaciny przyjął wiele elementów nietypowych dla języków romańskich za sprawą wielowiekowych kontaktów ze Słowianami i Węgrami. Nadal jednak znacznie bliżej mu do włoskiego niż serbskiego.

Bardziej skomplikowana byłaby także chrystianizacja wyspiarskiej wspólnoty. W przypadku Polski osadzonej tam, gdzie w rzeczywistości powstała, Chrzest przyjął jeden książę, który panował nad częścią przyszłej Polski, a wkrótce zajął resztę ziem bezsprzecznie związanych z tą wspólnotą. W przypadku Polski wyspiarskiej i podzielonej na mniejsze państewka o różnorodnej strukturze etnicznej i językowej proces byłby trudniejszy. Być może na warstwę wojen o ziemię i władzę nałożyły by się wojny religijne między poganami a chrześcijanami, jak miało to miejsce chociażby w Norwegii (we wczesnym średniowieczu kraj był dość jednolity etnicznie, ale skłócony politycznie). Niewykluczone jednak, że za sprawą dobrze przemyślanej akcji chrystianizacyjnej cała polska wyspa przyjęłaby chrześcijaństwo sprawnie i bez awantur, co w dużym stopniu zrealizowało się w Anglii.

Tym samym początki państwa polskiego na wyspie byłyby trudniejsze niż w rzeczywistości. Taki schemat niósł jednak także zalety. Największą z nich było większe bezpieczeństwo w wymiarze politycznym i wojskowym. Polska za morzami nie byłaby łatwym celem dla silnego Cesarstwa zwanego niemieckim. Nasz kraj byłby więc odporniejszy na naciski z zewnątrz. Wielu trybutów nie musielibyśmy płacić, a wielu hołdów: składać.

Kolejną przewagą byłby brak konfliktów z sąsiadami. Co prawda mielibyśmy i tak dużo konfliktów wewnętrznych między niewielkimi państewkami, ale po zjednoczeniu wyspy najpierw w trwałą wspólnotę słowiańską, a potem w jeden organizm dla społeczności mówiącej nowym językiem na bazie zmodyfikowanej mowy słowiańskiej, granice byłyby ustabilizowane, bo oparte o morze. W takim modelu ekspansje byłyby możliwe, ale, tak jak w przypadku Anglii w dojrzałym średniowieczu, wojny byłyby rozgrywane za morzem, na terytorium przeciwnika. Przeciwnika nieprzygotowanego do prowadzenia wojny na morzu: w przeciwieństwie do kraju wyspiarskiego. Tym samym Polska z silną flotą mogłaby mieszać się np. w politykę czeską czy ruską uzyskując nawet pewne wpływy i ziemie chociażby na Morawach, samemu będąc praktycznie niezagrożoną odwetem.

Polska jako kraj wyspiarski, jak już wspomnieliśmy, miałaby rozwiniętą flotę handlową i wojenną, co w rzeczywistości nie było naszym udziałem. Taki scenariusz sprzyjałby zaangażowaniu się w ruch kolonialny. Niewykluczone, że nasz kraj poszedłby drogą państw mających zamorskie posiadłości i imperia, co okresowo zwiększało jego siłę (choć dziś budzi zrozumiałe wątpliwości etyczne). Oczywiście Polska stałaby się także uczestnikiem akcji dekolonizacyjnej, jednak niewykluczone, że do dziś gdzieś na świecie, na odległych kontynentach, specyficzny słowiański język polski z silnymi elementami germańskimi, celtyckimi i scytyjskimi, byłby lingua franca.

Dzięki swojej geografii kraj nie tylko byłby mniej podatny na docieranie doń Słowian na wczesnych etapach swojej historii, ale nie stałby się także areną dramatów takich jak najazd Brzetysława, najazdy mongolskie, potop szwedzki, rozbiory oraz I i II wojna światowa. Polska jako wyspa nie byłaby „autostradą” dla wszelkich najeźdźców nacierających na Europę za wschodu i wybierających drogę na północ od Karpat, a nie na południe, nad Morze Czarne.

Pamiętajmy bowiem, że Anglia, najistotniejszy w europejskiej polityce kraj wyspiarski, w swojej historii została skutecznie najechana tylko raz: w XI wieku, gdy władzę objął tam Wilhelm Zdobywca, książę Normandii. W naszym scenariuszu możliwy byłby groźny najazd Wikingów ze Skandynawii we wczesnym średniowieczu i osadzenie nad Wisłą na jakiś czas nordyckiej dynastii.

Ów scenariusz nie jest oczywiście jedynym możliwym. Miał na celu wskazanie, podkreślenie i uświadomienie, jak wiele w naszej historii zależy od czynników tak oczywistych i niezmiennych, jak nasze położenie, geografia, ukształtowanie terenu. Oczywiście owo rozważanie można by modyfikować i zastanawiać się nad losami Polski np. w sytuacji braku istnienia łuku Karpat, Bałtyku, bramy morawskiej, bramy smoleńskiej lub istnienia wysokiego pasma górskiego w okolicach Odry lub Bugu, co chroniłoby nas przed tradycyjnie groźnym ekspansjonizmem dwóch sąsiadów. Oczywiście takie scenariusze nigdy nie mogłyby się ziścić, ale rozważania tego typu są cennym ćwiczeniem intelektualnym pomagającym w zrozumieniu historii i złożoności elementów wpływających na to, kim dziś jesteśmy.

Michał Wałach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj