Drugie demokratyczne wybory i mechanizm, który wstrząsnął polską polityką

0
76
Exposé premiera Józefa Oleksego z SLD. 3 marca roku 1995. Oleksy zastąpił w roli premiera Waldemara Pawlaka z PSL. W II kadencji Sejmu (1993-1997) Polską rządziła koalicja SLD-PSL. Fot.: Sejm RP/YouTube

4 czerwca roku 1989 częściowo wolne wybory przyniosły komunistom i ich sojusznikom całkowitą klęskę i zarazem totalną kompromitację. Gdyby nie umowa zawarta z częścią opozycji PZPR całkowicie zniknąłby wówczas z polskiej polityki. Dlaczego więc nieco ponad 4 lata później partia wywodząca się z jądra PRL-owskiego systemu wygrała w demokratycznym głosowaniu i przejęła władzę?

Powody zwrotu są historykom dość dobrze znane. Także społeczeństwo pamięta owe czasy lub intuicyjnie rozumie przyczyny zaskakującego wydarzenia, jakim był sukces postkomunistów w roku 1993. Mniej znane są jednak szerzej grupie okoliczności wydarzeń.

Omawiając je należy zwrócić uwagę na kilka czynników.

Po pierwsze koniec lat 80. był w życiu gospodarczym komunistycznej Polski okresem skrajnie fatalnym. Dodatkowo społeczeństwo pamiętało haniebne i agresywne działania komunistycznego aparatu terroru wobec Polaków oraz ignorowanie woli społeczeństwa przez rządzących. To właśnie dlatego przy pierwszej okazji, gdy naród mógł się wypowiedzieć w sposób wolny (choć wyniki wyborów zostały częściowo ustawione), dał PZPR-owi „czerwoną kartkę”.

Nowy Sejm oraz Senat, zwane, z powodu kontraktu zawartego w Magdalence i przy Okrągłym Stole, kontraktowymi, nie były jednak zdominowane przez przeciwników komunizmu. PZPR zapewnił sobie bowiem bardzo wiele miejsc w Sejmie. Ostatecznie więc siły z Zgromadzeniu Narodowym stanowiącym połączenie obu izb parlamentu były wyrównane. Z czasem jednak okazało się, że politycy dotąd podporządkowanych PZPR partii: Stronnictwa Demokratycznego oraz Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, gotowi są poprzeć reformy.

Tym samym rząd niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego (choć z niektórymi komunistycznymi ministrami) zaczął działać i prowadzić kraj w nową stronę. Szczególnie duże znaczenie przykładano zaś wówczas do reform gospodarczych. Sytuacja była bowiem paląca.

Twarzą zmian ekonomicznych został wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz. Jego reformy (lub: reformy, które firmował) z wielu powodów nie zyskały szerokiego poparcia. Były bowiem kosztowne społecznie. Choć, trzeba uczciwie przyznać, szukając winnych cierpienia wielu osób należy spoglądać w stronę środowisk, które rządząc przez lata doprowadziły Polskę do gospodarczej ruiny, a więc w stronę komunistów. Obóz solidarnościowy jednak także miał w tej materii swoje przewinienia i błędy: przygotowanie narodu do życia w nowych, odmiennych realiach ekonomicznych, było na niskim poziomie, a ludzie nie byli winni swojej niewiedzy. Wszak w PRL-u nikt nie tłumaczył nikomu zasad gospodarki rynkowej. Z kolei państwo u progu transformacji nie podjęło się próby edukowania mas, a łagodzenie bolesnych efektów terapii szokowej był raczej punktowe niż systemowe.

Tym samym potrzebne reformy, które w szerokiej perspektywie okazały się pożyteczne i stały się fundamentem polskiego sukcesu gospodarczego w kolejnych dekadach, wpłynęły negatywnie na wizerunek obozu antykomunistycznego i postsolidarnościowego. W roku 1991, który był dla polskiej gospodarki i społeczeństwa jednym z najtrudniejszych, kryzys nie odbił się jednak na wyniku wyborów. Po jesiennych wyborach, pierwszych w pełni wolnych w historii powojennej Polski i zarazem najpóźniej zorganizowanych pierwszych-wolnych wyborach w byłym Bloku Wschodnim, w parlamencie nadal dominowały siły niekomunistyczne. Należy jednak zauważyć, że i wówczas koalicja formacji postkomunistycznych nazywana Sojuszem Lewicy Demokratycznej zajęła II miejsce z wynikiem blisko 12 procent głosów.

Solidny wynik lewicy oraz ludowców także mających (częściowo) korzenie w systemie PRL nie zmiótł jednak sił solidarnościowych. Możliwe było to za sprawą braku progu wyborczego. To dlatego szeroko pojęte środowiska w okresie komunistycznym opozycyjne, w roku 1991 nie poniosły klęski. Oto bowiem niemal każdy wchodził do Sejmu. Tym samym dawna Solidarność nie poległa z powodu skrajnego podziału. Podziału wzmacnianego i pogłębianego podczas tzw. wojny na górze oraz kolejnych konfliktów, które rozgrywały się zarówno podczas istnienia Sejmu kontraktowego, jak i Sejmu I kadencji. A przypomnijmy, że w roku 1991 do Sejmu dostało się 29 komitetów, z których aż 11 miało zaledwie jednego posła.

W roku 1993 sytuacja była jednak odmienna. Wówczas wprowadzono próg wyborczy, a szeroko pojęty osób postsolidarnościowy nadal był skrajnie podzielony i zwalczał się wewnętrznie. To promowało tych, którzy byli skonsolidowani: SLD i PSL.

Dodatkowo postkomunistyczna lewica miała w kampanii zadanie ułatwione: mogła krytykować przemiany ekonomiczne, których bolesne elementy obciążały prawicę i liberałów. Zarazem nikt z byłych komunistów nie zdecydował się na wezwania do odbudowy komunizmu.

To właśnie dlatego po zaskakującym rozwiązaniu Sejmu wiosną roku 1993, do czego parł m.in. prezydent Lech Wałęsa, nadeszły nowe wybory. Wybory, które po zaledwie kilku latach od przemian politycznych, społecznych i gospodarczych pozwoliły dojść do władzy lewicy o rodowodzie komunistycznym. Prawica i centrum przeoczyły bolesny dla wielu próg wyborczy, przez który aż kilkadziesiąt procent głosów oddanych na takie formacje nie było reprezentowanych w Sejmie II kadencji (1993-1997). Dodatkowo nikt nie dążył do jednoczenia się. Przeciwnie. Konflikty trwały. Poza Sejmem wylądowało wówczas wielu polityków ważnych wtedy i bardzo ważnych dziś, w tym Jarosław Kaczyński i Donald Tusk.

Refleksja dla prawicy i centrum nadeszła po fakcie. Wtedy też pojawiły się spóźnione, ale jednak potrzebne dla nich, tendencje zjednoczeniowe. Taka lekcja (między innymi) stała za powstaniem później koalicji pod szyldem AWS. Ale to już zupełnie inna historia.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj