Zwykło mówić się, że pod Grunwaldem Polacy zatrzymali niemiecki marsz na Słowiańszczyznę. W rzeczywistości jednak tego typu poglądy są mieszaniną uproszczeń, mitów, błędnych stereotypów oraz propagandy politycznej. Jak więc było naprawdę?
Nasze rozważania musimy rozpocząć od przypomnienia faktu często zapominanego. Otóż w wiekach średnich nie było Polaków i Niemców rozumianych tak, jak definiujemy owe terminy dziś. Słowem: nowoczesna tożsamość narodowa zmieniła wiele w postrzeganiu grup społecznych. Na pierwszy plan wysunął się język ograniczając samoidentyfikację poprzez relacje feudalne. Religia nadal pozostała ważna, ale już nie jako część tożsamości o wymiarze społecznym. Wcześniej zaś wyznawana wiara była dla własnej identyfikacji mas istotniejsza niż narodowość zbudowana na języku.
Bitwa pod Grunwaldem rozegrała się jednak na początku XV wieku. Dlatego też przenoszenie na nią kalek z wieku XIX i XX jest błędne i nie znajduje uzasadnienia.
Tego typu uproszczenia był jednak popularne. Dlaczego? To efekt stosunków Polski i Niemiec oraz Polski i Prus w epoce nowożytnej i później, w wieku XIX i XX.
Niemcy jako żywioł, który podbił i objął swoją władzą zachodnie części Polski oraz prowadził politykę germanizacyjną, był istotnym zagrożeniem dla polskiej tożsamości narodowej. Tożsamości, dodajmy, rodzącej się w szerokich masach i dopiero co podbijającej serca ludu.
Dlatego też sięgnięcie po wspomnienie zwycięstwa nad Zakonem, który nawet w nazwie odwoływał się do Niemczyzny (Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie) było użyteczne. A zakon istotnie był zakonem niemieckim, ale w średniowiecznym rozumieniu. Oznacza to, że dominowali w nim ludzie urodzeni w niemieckojęzycznym kręgu kulturowym, ale drzwi do kariery w jego strukturach nie były szczelnie zamknięte dla innych narodów.
Tymczasem tragiczne wydarzenia XX wieku przyniosły swoiste dopełnienie nieuzasadnionego historycznie zespolenia Zakonu Krzyżackiego z nowoczesną niemiecką tożsamością narodową. Krzyżacy zostali bowiem uznani w propagandzie PRL w okresie po II wojnie światowej za swoistych pre-nazistów, ideowych przodków Hitlera, którzy niewiele różnili się od SS. Był to oczywiście absurdalny pomysł i zamiast uzasadnienia historycznego miał uzasadnienie w aktualnej polityce władz Polski Ludowej, w polityce antyniemieckiej, która (jako jedna z niewielu) mogła łączyć historyczne uwarunkowania i interesy Polaków z praktyką władz PRL. Tym samym taki mit utrwalił się w świadomości wielu.
Prawda historyczna jest jednak odmienna. Krzyżacy nie prowadzili bowiem antypolskiej polityki nastawionej na ludobójstwo naszego narodu (inna sytuacja dotyczyła bałtyjskiego ludu Prusów, który zniknął z powierzchni ziemi). Wobec Polaków Krzyżacy zachowywali się w sposób interesowny, a nie ideologiczny. Nie odrzucali więc współpracy z Polakami z powodów etnicznych. Przeciwnie. Chętnie korzystali z sojuszu z polskimi książętami piastowskimi (np. ze Śląska) oraz ze służby polskich rycerzy. Czynili to zawsze, gdy było im to na rękę. A owa współpraca była korzystna także dla wielu Polaków (w rozumieniu polskości wedle ówczesnych realiów). Świadczy o tym ochocze wstępowanie na służbę Zakonu.
Nie inaczej było w roku 1410. Realnie więc wielka bitwa, zdaniem niektórych badaczy największa bitwa w średniowieczu, batalia teutońskiego imperializmu w broniącymi wolności Słowianami, jak widziałaby to propaganda PRL, w rzeczywistości nie miała takiego wymiaru. Starcie nie odbywało się na poziomie etniczności zarówno w rozumieniu średniowiecznym, jak i nowoczesnym. Nie był to bój germańskiej ofensywy i polskiej oraz rusko-litewskiej miłości do swobód, a starcie dwóch ośrodków politycznych mających sprzeczne interesy oraz ich sojuszników. Oczywiście wymiar ideowy bitwy także istniał i dotyczył chociażby stosunku do metod chrystianizacji, wolności religijnej i prawa pogan do ich własności, a w owym konflikcie to Polacy reprezentowali idee nowoczesne związane z poszanowaniem godności także ludzi nie znających Chrystusa, jednak o konflikcie jednoznacznie narodowościowym, a nie politycznym i pełnym feudalnym kontekstów, trudno tu mówić.
Warto bowiem podkreślić, że Polacy, rycerze z Polski i piastowscy książęta, stanowili istotny element wojsk Urlicha von Jungingena. Szacunki niemieckich historyków mówią nawet, że w różnych okresach historii Zakonu Polacy oraz ochrzczeni Prusowie mogli tworzyć nawet 1/3 wojsk krzyżackich.
Najpewniej pod Grunwaldem, za sprawą otrzymania przez Zakon wsparcia wielu rycerzy z Zachodu, głównie Niemców, owe proporcje wyglądały nieco inaczej, a polskość oddziałów krzyżackich była mniejsza. Jednakże w bitwie pod stronie Zakonu występowali niektórzy Piastowie Śląscy, a ich oddziały tworzone były w zauważalnej części przez rycerzy mówiących polską mową. Niezależnie więc od dokładnych liczb dotyczących polskości krzyżackich wojsk pod Grunwaldem, których z wielką precyzją nie poznamy najpewniej nigdy, należy odnotować, że wojska Urlicha były w zauważalnej części polskie. A mówimy o liczbach z pewnością mających wpływ na możliwości operacyjnej wojska zakonnego.
W gronie prokrzyżackich Polaków znajdziemy więc zarówno mniej znanych rycerzy, których losy badają regionaliści, jak i czołowych Piastów, synów rodu, który niegdyś władał naszym krajem i przez dekady mierzył się z Zakonem. Mowa chociażby o Konradzie VII Białym, księciu oleśnickim. Co ważne, nie był on oderwany od kultury polskiej i silnie zniemczony, jak wielu Piastów Śląskich u progu nowożytności. Przeciwnie. Konrad wychowywał się w Krakowie na dworze Władysława Jagiełły, z którym w roku 1410 walczył.
Niestabilność owych czasów i trudności związane z wybieraniem strony, którą się wówczas popierało, niech podkreśli fakt, że jego ojciec, także Konrad (tyle że III), nie akceptował wyboru syna. Konrad III był silnie związany z Władysławem Jagiełłą i służył mu jako poseł. Zapewne ubolewał, że z polskim królem walczyli pod Grunwaldem jego dwaj synowie (miał ich pięciu) oraz podlegli im rycerze z części Śląska.
Polakiem walczącym pod Grunwaldem po stronie krzyżackiej był także Mikołaj z Ryńska. Był on przez lata wiernym poddanym Zakonu i w bitwie walczył u boku Urlicha. Po śmierci wielkiego mistrza wycofał się z bitwy. Niektórzy sugerują natomiast, że mógł wycofać się jeszcze przed jego zgonem i owa decyzja zaważyła na losach bitwy. Trafił następnie w polskie ręce, ale został uwolniony i zaczął wyrażać poglądy propolskie. Zakon bacząc na jego zachowanie w trakcie bitwy uznał go za zdrajcę i (wbrew postanowieniom pierwszego pokoju turyńskiego) został ścięty.
Związany z Polską był także pomorski książę Kazimierz V, książę szczeciński z rodu Gryfitów. Co prawda dalej mu było do polskości niż Piastom, których przodkowie władali Królestwem Polskim, natomiast jego ród miał silne związki z Polską, a pod względem etnicznym Pomorzanie w toku dziejów często wybierali właśnie polskość. Jego opowiedzenie się po stronie Zakonu surowo oceniał Jan Długosz, natomiast trafiwszy do polskiej niewoli Kazimierz został następnie zwolniony i w kolejnych latach prowadził politykę zgodną z oczekiwaniami Władysława Jagiełły.
Widać więc wyraźnie, że największa bitwa średniowiecza nie może być rozpatrywana przez pryzmat mentalności współczesnej i tożsamości narodowych opartych o pojęcia rodem z XIX wieku. Batalia pod Grunwaldem toczyła się o wiele spraw, o ziemię, wolność, siłę dynastii Jagiellońskiej, polski dostęp do morza, a nawet o podejście do praw pogan, ale nie była to bitwa Polaków i Niemców zarówno tak, jak to rozumiemy dzisiaj, jak i wedle średniowiecznych pojęć. A jeśli ktoś jest ściśle przywiązany do nakładania współczesnych pojęć na wydarzenia historyczne, to może stwierdzić, że pod Grunwaldem Polacy walczyli także z Polakami, a Niemcy także z Niemcami. Bo i niemieckojęzyczni wojowie (obok oczywiście Polaków, Litwinów, Rusinów, Mołdawian, Morawian, Czechów i Tatarów) byli po stronie zwycięskiego Władysława Jagiełły.
Michał Wałach