Heroizm i pragmatyzm. Kościół w stanie wojennym

0
315
Czołgi T-55 na ulicach polskiego miasta, stan wojenny.

Niekiedy można spotkać się z zarzutami wysuwanymi pod adresem Kościoła katolickiego i jego reprezentantów z powodu postawy wobec stanu wojennego. Takie poglądy nie wytrzymują jednak konfrontacji z faktami. Te bowiem jednoznacznie wskazują, że liderzy Kościoła – duchowni i świeccy – zrobili w tym trudnym czasie naprawdę wiele dobrego dla Polski.

Zwykle zarzuty wysuwane pod adresem Kościoła w okresie stanu wojennego dotyczą braku odwagi. Niektórym krytykom nie podoba się także fakt rozmów liderów Kościoła z władzami PRL.

W rzeczywistości jednak duchowni – podobnie jak cały naród w okresie rządów junty wojskowej Wojciecha Jaruzelskiego – cierpieli. Ich ból niekiedy być może różnił się od trudów, jakich doświadczali robotnicy, jednak nie można powiedzieć, że duchowieństwo było obojętne na los Polaków.

Wskazują na to liczne przykład heroicznych postaw. W trakcie operacji „Jodła”, gdy komuniści w nocy z 12 na 13 grudnia roku 1981 internowali i aresztowali kilka tysięcy działaczy antykomunistycznego podziemia, w rękach aparatu terroru znalazło się kilku kapłanów, a także katolicy świeccy, w tym członkowie Klubów Inteligencji Katolickiej i wykładowcy KUL.

Następnie, w okresie po 13 grudnia, zarówno rezydencje biskupie jak i poszczególne parafie stały się praktycznie jedynymi punktami organizacyjnymi dla sił opozycyjnych, czy po prostu Polaków. I nie chodziło tutaj o prowadzenie walki politycznej. W ówczesnej sytuacji chodziło często po prostu o przetrwanie, także w podstawowym, materialnym wymiarze. Internując, aresztując, a niekiedy po prostu pozbawiając pracy liderów opozycji komuniści pozostawili wiele rodzin bez środków do życia. Tu z pomogą przychodził Kościół dodający do swojej podstawowej, religijnej misji, działalność charytatywną. Ośrodki katolickie stały się bowiem centrami dystrybucji wszystkiego, co można było przekazać potrzebującym – i niezależnie czy owe dobra pochodziły z kraju czy z zagranicy.

Kościół poszedł jednak dalej i wprost zabierał głos w sprawach społecznych, krytykując wprowadzenie stanu wojennego, który godził w prawa i wolności obywateli oraz apelując o pokój. Ta ostatnia kwestia – wzywanie do narodowej zgody m.in. przez prymasa Józefa Glempa – została przedmiotowo wykorzystana przez komunistów, którzy w swoich środkach siania propagandy (np. radio) chętnie cytowali odpowiadające im fragmenty wypowiedzi duchownego. Aby zatrzeć wrażenie wywołane przez „czerwonych” i ich metody, biskupi w kolejnych dniach przygotowali ostrzejsze stanowisko, co także należy uznać za akt odwagi.

Trzeba także pamiętać, że Kościół w okresie stanu wojennego, a więc po delegalizacji „Solidarności”, był praktycznie ostatnią niezależną od władzy instytucją. Cieszył się ponadto wielkim autorytetem w narodzie, wobec czego komuniści nie mogli przechodzić obojętnie. To właśnie dlatego prymas Glemp został osobiście poinformowany o wprowadzeniu stanu wojennego przez reprezentantów PZPR i rządu PRL. Podobne wizyty lokalni przedstawiciele aparatu władzy składali ordynariuszom w różnych częściach Polski. W kolejnych dniach natomiast trwały intensywne rozmowy duchownych i władz komunistycznych. Nie chodziło w nich jednak o zdradę ideałów czy zawarcie antypolskiego porozumienia, ale ratowanie internowanych działaczy „Solidarności”. Kościół zdołał wynegocjować uwolnienie niektórych spośród nich (skupiano się przede wszystkich na osobach starszych i schorowanych). Do innych dotarł z kolei z dobrym słowem.

Ponadto – choć przepływ informacji był utrudniony – Kościół w Polsce otrzymał od papieża Jana Pawła II sygnały i informacje o popieraniu i akceptowaniu przez niego linii krajowego duchowieństwa, które skupiało się wówczas na łagodzeniu napięcia i dążeniu do braku rozlewu krwi. Tym samym cieszący się na całym świecie wielkim autorytetem i szacunkiem papież wyraził poparcie dla prymasa Glempa i umocnił jego pozycję w obliczu rozmaitych i sprzecznych nacisków ze strony władzy oraz różnych grup opozycyjnych. Papież wspierał także naród modlitwą (Anioł Pański 13 grudnia) oraz tak jak mógł przypominał światu o cierpieniu Polski i Polaków. Skierował także na ręce Wojciecha Jaruzelskiego protest, a do Lecha Wałęsy – apel. Warto przy tym nadmienić, że papieska reakcja i słowa skierowane do komunistów były tak ostre, że w stosunkach na linii Warszawa-Watykan zapanowała stagnacja, która trwała kilka dni.

Kościół działał jednak wówczas nie tylko na szczeblu centralnym czy diecezjalnym. Wielkim zadaniem było także pocieszanie narodu przygnębionego akcją junty Jaruzelskiego. Okazją do wlania w serca Polaków nadziei były wizyty duszpasterskie (tzw. kolędy) po świętach Bożego Narodzenia w roku 1981. Duchowni często wspominają owe wizyty jako jedne z najtrudniejszych doświadczeń w ich pasterskiej posłudze.

Wobec tak jednoznacznego, a zarazem wielowątkowego i objawiającego się w różnoraki sposób zachowania Kościoła wobec zaskakującego dla Polski i Polaków wprowadzenia stanu wojennego, komuniści nie kryli obaw. Widzieli bowiem zupełnie jasno, że podejście Kościoła – najważniejszego autorytetu moralnego w Polsce – do działań władzy po 12 grudnia jest negatywne. Nie ułatwiało to ekipie Jaruzelskiego pacyfikowania polskiego społeczeństwa i całkowitego złamania Polakom kręgosłupów.

Cały czas jednak najważniejszą misją Kościoła pozostawała ewangelizacja – przypominanie o Prawie Bożym. I owe słowa Kościoła kierowane były nie tylko do komunistów, ale także cierpiącego narodu – by w sercach Polaków nie zakorzeniła się nienawiść, która spowodowałaby upodobnienie się narodu do wyznawców gnębiącej ich ideologii. Ponadto polscy biskupi przypominali o prawach protestujących robotników – w tym ich prawie do opieki duszpasterskiej. Księża byli ponadto przygotowani na okoliczność konieczności udania się do wiernych z sakramentalną posługą (Komunia Święta, namaszczenie chorych) w trakcie godziny policyjnej – wszak śmierć nie poczeka aż skończy się ustanowiony przez ludzi Jaruzelskiego zakaz poruszania się.

Tym samym należy jednoznacznie podkreślić, że Kościół w Polsce zrobił niezwykle dużo dla ratowania narodu w trudnym okresie stanu wojennego. Duchowni – od wikarych, przez proboszczów, po biskupów i prymasa – mając pełne wsparcie papieża pochodzącego z naszego kraju, zatroszczyli się o Polaków najlepiej, jak mogli, nie pomijając żadnej kwestii. Kościół upominał się o więzionych opozycjonistów, dbał o materialny byt ich rodzin, zabiegał o złagodzenie polityki władz komunistycznych i powstrzymanie rozlewu krwi, troszczył się o życie duchowe narodu, o nieustanne przestrzeganie zasad moralnych, o odrzucanie nienawiści mimo przewin komunistycznych okupantów oraz o wiarę w lepsze jutro. Prowadził ponadto posługę sakramentalną wszędzie tam, gdzie nie zostało to uniemożliwione przez władców PRL. Duchowni modlili się także za Polskę i cały naród m.in. podczas Mszy świętych za Ojczyznę. A to wszystko w sytuacji nie tylko dialogu (i niech owo koncyliarne słowo nas nie zmyli: Kościół nie szedł z komunistami na kompromisy, ale rozmawiał, by osiągnąć to, co się dało, nie zaprzeczając przy tym swoim ideałom). Oprócz rozmów komunistyczny aparat represji prowadził bowiem wobec księży i biskupów nieustanną akcję inwigilacyjną. Duchowni byli prześladowani i oczerniani na różne sposoby. Mimo takiej presji i ponoszenia ofiar Kościół pozostał wierny swojej misji na polu religijnym oraz społecznym wspierając naród polski w jednym z jego najboleśniejszych doświadczeń w całej historii.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj