Kraków 1944. Dlaczego pod Wawelem nie wybuchło powstanie takie jak w Warszawie?

0
308
Niemiecka defilada na Rynku w Krakowie oraz obalony przez okupanta pomnik Adama Mickiewicza na Rynku. Fot.:Bundesarchiv, Bild 183-L16175 / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 DE , via Wikimedia Commons + domena publiczna

Dlaczego krakowskie struktury Polskiego Państwa Podziemnego nie rozpoczęły pod Wawelem powstania, jakie w sierpniu roku 1944 ogarnęło Warszawę? Powodów jest kilka i każdy z nich wskazuje, że rezygnacja ze zrywu była decyzją mądrą. Sytuacja na południu była bowiem całkowicie odmienna od tej w centralnej Polsce.

Krakusi i rowy dla Hitlera

Na początku należy wyjaśnić popularny i krzywdzący mit, zgodnie z którym w chwili wykrwawiania się Warszawy mieszkańcy Krakowa z radością wspierali niemieckie przygotowania do obrony przez Armią Czerwoną. Istotnie, wielu Krakowian włączyło się w budowę rowów, ale nie czynili tego z miłości do hitleryzmu.

Niemcy widząc zryw Warszawy rozpoczęli ostrą walkę z polskim podziemiem także w Krakowie. Przez miasto przetoczyły się gigantyczne serie łapanek – być może największe podczas całej okupacji. Wydarzenia te nazwano „czarną niedzielą”. W ten sposób Niemcy mocno osłabili Armię Krajową w Krakowie, która i tak nie była tak silna jak w Warszawie. Jednego tylko dnia, 6 sierpnia 1944, aresztowano w Krakowie nawet do 8 tys. mężczyzn.

Po tym tragicznym dniu wielu ludzi uświadomiło sobie, że jedną z możliwości uniknięcia łapanki, po której Niemcy wywozili ujętych m.in. do obozu koncentracyjnego KL Plaszow, było zgłoszenie się do okupanta, pozytywna odpowiedź na apel o pomoc w budowaniu umocnień. Ponadto krakowianie mieli wtedy szansę zaopatrzyć się w potrzebne produkty na podkrakowskich wsiach oraz otrzymać towary od Niemców. Z kolei wybudowane w ramach tej akcji umocnienia prezentowały zerową wartość militarną, a gdy Niemcy przestali dawać prezenty kopiącym rowy to rychło okazało się, że… do pracy brakuje chętnych i należy ich werbować siłą.

Mówiąc krótko: udział w akcji kopania bezwartościowych umocnień pozwalał uniknąć zagrożenia związanego z łapankami, a dodatkowo zaopatrzyć się w potrzebne produkty. Niemcy natomiast godzili się na taki scenariusz – wiedzieli, że umocnienia nie mają wartości, ale woleli mieć ludzi na oku, pod kontrolą.

Decyzja krakowian o kopaniu dla Niemców rowów – niezależnie od wielu skomplikowanych okoliczności towarzyszących tej sytuacji – nie znalazła jednak szerszego zrozumienia i była krytykowana w kraju. Wielu mieszkańców „grodu Kraka” usłyszało z tego powodu w kolejnych miesiącach cierpkie słowa. Postawę kopiących rowy krytykował także krakowski metropolita abp Adam Stefan Sapieha.

Polacy vs Niemcy

Jednak nawet bez „czarnej niedzieli”, podczas której działający na oślep Niemcy zatrzymali wielu konspiratorów, struktury AK w Krakowie nie miały siły potrzebnej do przeprowadzenia udanego powstania. Co prawda tutejszy Okręg AK liczył nawet do 90 tys. osób, ale zdecydowana większość partyzantów przebywała w okolicach Rzeszowa. Pod Wawelem Armia Krajowa dysponowała około kilkoma tysiącami osób. Nawet 90 proc. z nich nie posiadało jednak jakiejkolwiek broni, a o broni samopowtarzalnej można było marzyć.

Tymczasem Kraków stanowił w czasie okupacji stolicę Generalnego Gubernatorstwa. Z tego powodu miasto po roku 1939 było zniemczane w wyjątkowo szybkim tempie. Wpływ na to miała także niemiecka ideologia oraz nazistowska pseudohistoria dostrzegająca w Krakowie, mieście rzekomo odzyskanym, a nie zdobytym, germańskie cechy. W roku 1944 mieszkało tu nawet 50 tys. Niemców, z których większość stanowili żołnierze. Nie brakowało jednak także uzbrojonych urzędników. Ponadto w mieście istniała cała niemiecka dzielnica. Słowem: 1 sierpnia roku 1944 w Krakowie było więcej Niemców niż w Warszawie. Z kolei Polaków żyło tu znacznie mniej niż w stolicy – Kraków przed wojną był najzwyczajniej w świecie ośrodkiem mniejszym. Wobec tego aż 1 na 5 mieszkańców Krakowa podczas okupacji był Niemcem, czego nie sposób powiedzieć o Warszawie. Taka proporcja utrudniała jednak organizowanie struktur podziemia.

Ruch oporu pod Wawelem

Mimo tego Kraków był niezwykle ważnym punktem działalności konspiracyjnej. To tutaj produkowano istotną część broni potrzebnej ZWZ, a potem Armii Krajowej. Uzbrojenie trafiało następnie do innych części Polski, w tym do Warszawy. Niewielka jej część pozostawała natomiast pod Wawelem. Ponadto w Krakowie drukowano wiele materiałów wykorzystywanych przez struktury Polskiego Państwa Podziemnego. A to wszystko pod nosem okupanta, którego przedstawicieli w Krakowie nie brakowało.

Krakowskie struktury podziemia przeprowadzały ponadto zamachy na czołowych niemieckich dygnitarzy. Część z nich była udana, część – nie. Śmierci uniknął chociażby dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie Friedrich Wilhelm Krüger. Z zamachu wyszedł cało także inny ważny przedstawiciel aparatu terroru w GG, następca Krügera – Wilhelm Koppe (który uniknął odpowiedzialności za zbrodnie popełnione podczas wojny i dożył starości w RFN). Kedyw krakowskiej AK próbował ponadto dokonać zamachu także na samego Hansa Franka, jednak zbrodniarz również wyszedł cało z akcji.

Krakowska AK próbowała ponadto wspomóc walczącą Warszawę po 1 sierpnia roku 1944. Oddział ruszył, jednak w okolicach Częstochowy musiał stoczyć walkę z Niemcami. W obliczu przeważających sił okupanta zarządzono odwrót.

Kraków i front wschodni

Należy także zauważyć, że Kraków od Warszawy odróżniała wówczas jeszcze jedna kwestia – kluczowa dla decyzji o rozpoczęciu 1 sierpnia zrywu w stolicy. Chodzi o zbliżanie się do miasta Armii Czerwonej. Wyzwalanie polskich ośrodków tuż przed przybyciem do nich sił sowieckich stanowiło kluczowy element akcji „Burza”. Front na południu Polski układał się jednak inaczej niż w Polsce centralnej i północnej. Tymczasem 2 sierpnia, gdy w Warszawie trwały już ciężkie walki powstańcze, Armia Czerwona zajęła Rzeszów położony blisko 150 km na wschód od Krakowa.

Powstanie krakowskie 1944. Polacy – przeciw, Niemcy – za

Polacy świadomi swoich sił w Krakowie, po początkowym entuzjazmie i planach rozpoczęcia zrywu, zmienili zdanie. Taki pogląd podzielali działający w podziemiu politycy wszystkich opcji oraz wojskowi. Do rezygnacji ze zrywu wzywał także jeden z największych autorytetów moralnych w ówczesnej Polsce, znany z nieprzejednanej antyniemieckiej postawy Książę Niezłomny arcybiskup (a po wojnie także kardynał) Adam Stefan Sapieha. Duchowny wzywał ponadto Niemców, by ogłosili Kraków miastem otwartym. Oznaczałoby to, że o jedno z najważniejszych miast w całej historii Polski nie będą toczone walki, co pozwoliłoby uniknąć strat. Niemcy odmówili deklarując… „obronę” Krakowa i jego ludności. Ostatecznie jednak opuścili miasto bez walki (sowiecka i PRL-owska, a potem także rosyjska historiografia w celach propagandowych podawała, że to manewr marszałka Iwana Koniewa uchronił zaminowane miasto przed zniszczeniem). Zanim się to jednak stało w liście do abp Sapiehy okupant zapewnił, że jeśli Kraków pójdzie drogą Warszawy to… zostanie zrównany z ziemią.

Co jednak warte odnotowania, świadomi słabości polskich sił w Krakowie byli także Niemcy, którzy wobec tego faktu… chcieli sprowokować wybuch powstania pod Wawelem. Próbowano tego dokonać m.in. poprzez teksty w prasie gadzinowej, która podawała nawet możliwe daty wybuchu zrywu. Było to o tyle groźne, że wielu młodych ludzi rwało się do walki. W tej sytuacji o rezygnację z wszczynania powstania apelowało podziemie. To – w połączeniu ze świadomością tego, co stało się w Warszawie – spowodowało, że ostatecznie w Krakowie nie doszło do powstania.

Kraków 1944. Inne okoliczności nie oznaczają narodowej zdrady

I choć nie może dziwić krytyczne ocenianie postawy krakowian przez mieszkańców innych części Polski, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy, to niewątpliwie w tamtej sytuacji zryw w grodzie Kraka oznaczałby całkowite samobójstwo. Wszak w Warszawie polskie podziemie dysponowało znacznie poważniejszymi siłami niż w Krakowie, zaś Niemcy – mniejszymi. A i tak zryw okazał się militarną porażką. Gdyby więc Polacy z Krakowa latem lub jesienią roku 1944 chwycili za broń, to korzyści z tego odnieśliby jedynie Niemcy i Sowieci. Polska zaś straciłaby bezcenne skarby narodowej kultury – tak jak stało się to w Warszawie. Jest bowiem pewne, że po łatwym i szybkim spacyfikowaniu powstania w Krakowie Niemcy zrujnowaliby wszystko, co ważne dla Polaków w mieście pod Wawelem. Musielibyśmy pożegnać się więc z Kościołem Mariackim i dziesiątkami innych bezcennych świątyń o często średniowiecznym rodowodzie, z Wawelem, świadkiem wspaniałej polskiej przeszłości i kunsztu artystów służących naszym królom, z Sukiennicami, Barbakanem, Bramą Floriańską i dziesiątką innych, bezcennych narodowych skarbów. Na szczęście tak się nie stało, co jednak nie oznacza, że Kraków zdradził Polskę. Po prostu w sytuacji odmiennej niż w Warszawie postąpiono odmiennie.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj