Pieniądz w różnych formach towarzyszy ludzkości praktycznie od początku cywilizacji. I choć przez wieki środek służący usprawnianiu wymiany handlowej ulegał zmianom, to nieustannie swoje niewątpliwe zalety posiadają kruszce, ze złotem – królewskim metalem – na czele.
Skąd się wzięło złoto?
Aby odpowiedzieć na pytanie o powody sukcesu złota w wielowiekowej rywalizacji o miano najlepszego pieniądza wszech czasów musimy cofnąć się o kilka miliardów lat wstecz, gdy ani o cywilizacji, ani nawet o naszej planecie w znanej nam dziś formie nie mogło być mowy. To bowiem przed miliardami lat gdzieś we wszechświecie doszło do kolizji dwóch niezwykle gęstych gwiazd neutronowych (kilonowa). Nie wdając się w fizyczne i chemiczne szczegóły odnotujmy jedynie, że w ten sposób powstały wszystkie cięższe pierwiastki – i to nie tylko służące w międzynarodowym handlu, ale także budujące nasze organizmy.
Jeden z takich pierwiastków, złoto, okazał się wyjątkowo ciężki, co wpłynęło na jego właściwości przydatne ludziom. Ów ciężar spowodował jednak, że praktycznie cały metal zatonął w rozgrzanej i miękkiej kuli pierwiastków, jaką początkowo była Ziemia. Materiał, który nosimy w formie łańcuszków, kolczyków czy obrączek dotarł na planetę później, najpewniej wraz ze spadającymi tu asteroidami i meteorytami – gdy powierzchnia trzeciej w kolejności planety Układu Słonecznego była już wystarczająco twarda, by coś na niej pozostało.
Od tych wydarzeń minęły miliardy lat, podczas których złoto, praktycznie przez nikogo nie niepokojone, czekało na swój moment. Teoretycznie. Bo w praktyce pierwiastek uczestniczył w skomplikowanych procesach toczących się na naszej planecie, dzięki czemu obecny jest wszędzie. Wszędzie, a więc także w morzach i oceanach oraz w…. naszych organizmach (głównie we krwi). Należy jednak odnotować, że choć teoretycznie w zbiornikach wodnych znajdują się zaskakująco duże ilości królewskiego kruszcu, to jego wydobywanie z wód, nawet przy jego rekordowych cenach, jest skrajnie nieopłacalne.
Dlaczego złoto osiągnęło spektakularny sukces?
Gdy jednak złoto występuje w skorupie ziemskiej w odpowiednio dużych (choć w skali cywilizacji ludzkiej i tak skrajnie małych) ilościach, to jego wydobycie staje się świetnym interesem. I tutaj nic nie zmienia się od około 6 tysięcy lat!
Dlaczego jednak ów metal tak mocno zapisał się w historii ludzkości? Odpowiedź na to pytanie pozostaje złożona. Można wręcz powiedzieć, że złoto stanowi doskonały przykład surowca, którego słabość stała się siłą. Metal zwany przez starożytnych Rzymian aurum jest bowiem miękki, a mówiąc fachowym językiem: kowalny i ciągliwy. Oznacza to, że absolutnie nie nadaje się do tworzenia przedmiotów codziennego użytku, o broni nie wspominając. Dotyczy to zarówno złota czystego jak i jego stopów. Dziś w jubilerstwie najchętniej sięga się po złoto 14-karatowe, co oznacza, że pierwiastek stanowi 14/24 składu stopu, a więc 58,5 procent (próba 585). Taka proporcja zapewnia zadowalającą trwałość zachowując walory wizualne. Miękkość to jednak wada bardzo względna, gdyż nie zawsze ludzie potrzebują metali twardych. Kowalność złota umożliwia bowiem jego łatwą plastyczną obróbkę i pozwala rozciągnąć na duże obszary małe ilości kruszcu. A to tylko początek zalet.
Złoto występuje bowiem generalnie na całym świecie. Od początku było więc doskonałym kandydatem do roli uniwersalnego środka płatniczego. Ponadto dzięki swoim cechom fizycznym (wysoka gęstość, niemal dwa razy większa niż ołowiu) nawet potężna ilość kruszcu zajmuje bardzo mało miejsca, co ułatwia jego transport. Jednocześnie jego majestatyczny, wręcz słoneczny kolor (odmienny od innych metali szlachetnych) od zawsze fascynował i przyciągał ludzi. Dzięki temu nigdy nie brakowało chętnych, aby sprzedać swoje towary właśnie w zamian za ów kruszec. A gdy te niewątpliwe zalety połączymy z faktem odporności złota na wiele procesów chemicznych (nie rdzewieje) oraz najistotniejszym czynnikiem: bardzo rzadkim występowaniem w przyrodzie (co pozytywnie wpływa na wartość), otrzymujemy odpowiedź na pytanie o ponadczasowy sukces królewskiego metalu. Warto jednak odnotować, że powodem owej sytuacji jest łączne występowanie wszystkich owych cech. Przykładowo: znajdziemy na planecie jeszcze rzadsze pierwiastki, ale nie mają one pozostałych elementów koniecznych do zyskania miana najlepszej waluty w historii ludzkości.
Złoto w historii ludzkości
Co jednak ciekawe, mimo, że ów szlachetny metal na trwałe związał się z historią ludzkiej gospodarki, to w dziejach wydobyto go stosunkowo mało, bo – wedle różnych szacunków – od 150 do 200 tys. ton, co przy jego gęstości (stosunek masy do objętości) oznacza, że sześcian wykonany z całego złota wydobytego w dziejach cywilizacji miałby krawędź długości zaledwie 21 metrów. Dodatkowo masa całego kruszcu otrzymanego w dziejach ludzkości jest mniejsza niż ilość stali produkowanej obecnie w ciągu godziny!
Cechy złota spowodowały jednak, że ludzkie cywilizacje dość zgodnie (i to nawet nie mając ze sobą kontaktu) uznały, że to właśnie ów kruszec idealnie nadaje się do pełnienia funkcji pieniądza. Nie oznacza to jednak, że królewski metal to jedyny surowiec wykorzystywany w wymianie handlowej oraz szerzej – gospodarce. Znamy bowiem chociażby pieniądze ze srebra lub z miedzi. Zwykle były one nawet częściej używane w codziennym obrocie niż złoto, gdyż ciężko wyobrazić sobie np. płacenie za chleb drogocenną złotą monetą.
Jednocześnie przez tysiąclecia złoto stanowiło symbol państw, narodów i ich monarchów będąc materiałem, z którego wykonywano korony, berła, diademy, jabłka i inne oznaki władzy oraz insygnia koronacyjne. Nic więc dziwnego, że przez stulecia alchemicy próbowali zamienić ołów w złoto. Pomocny w tym miał okazać się kamień filozoficzny, ale… nie zdał egzaminu. I choć tamte próby okazały się nieskuteczne, to nadzieja na stworzenie złota była tak wielka, że doprowadziła do rozwoju chemii rozumianej jako nauki. Dziś natomiast dysponujemy możliwością uzyskania stabilnego izotopu złota z bizmutu (a możliwe, że dałoby się uzyskać pierwiastek z ołowiu), ale ów proces jest zupełnie nieopłacalny.
Złoto kontra inflacja
Wbrew powszechnemu mniemaniu bywały jednak w historii ludzkości sytuacje, gdy posiadanie złota stawało się niemalże nieopłacalne. Wartość królewskiego metalu – choć brzmi to absurdalnie – także może zostać zniwelowana przez inflację. Tak, historia zna przypadki spadku wartości kruszcu, którego nie da się „dodrukować” tak jak współczesnych pieniędzy fiducjarnych! Działo się tak w momentach, gdy bardzo rzadki królewski metal w wyniku ludzkiej działalności w większych ilościach i stosunkowo łatwych okolicznościach trafiał na konkretny obszar. Słowem: nagły wzrost ilości powodował spadek wartości.
O procesie inflacji złota możemy mówić w przypadku średniowiecznego Egiptu dotkniętego kryzysem gospodarczym po wizycie niezwykle zasobnego w ów kruszec władcy Mali Mansy Musy, który swoją hojnością – a więc postawą zasadniczo cenną – spowodował rozchwianie lokalnej gospodarki. Kryzys o podobnej genezie wstrząsnął także Hiszpanią zasiloną w XVI wieku gigantycznymi ilościami złota i srebra z kolonii w Ameryce Południowej. W tym przypadku „łatwe pieniądze”, oprócz spadku wartości kruszców, spowodowały także załamanie się krajowego przemysłu i rolnictwa (po cóż produkować, skoro łatwiej kupić za złoto za granicą, a w przypadku rolników – wyjechać do kolonii, skąd do Europy przypływały statki wypełnione szlachetnymi metalami).
Generalnie natomiast poza sytuacjami skrajnymi złoto pozostaje znacznie bardziej odporne na utratę wartości niż inne formy lokowania kapitału. W tym kontekście warto przywołać popularne porównanie zakupu samochodu w pierwszych latach wieku XX oraz XXI. W Stanach Zjednoczonych zarówno 100 lat temu jak i dziś nabycie pojazdu za 14 uncji złota nie stanowi żadnego problemu. Potężną różnicę widzimy natomiast w pieniądzu. Na początku ubiegłego stulecia owe 14 uncji miało wartość około 280 dolarów. I to wystarczało, by nabyć nowy samochód! Dziś jednak za takie pieniądze kupimy co najwyżej wycieraczki i chodniczki. Gdybyśmy jednak przez owe 100 lat nie trzymali w kieszeni dolarów (waluty i tak stabilnej na tle innych), ale złoto, to dzisiaj te same 14 uncji (przypomnijmy: zajmujących mało miejsca i odpornych na korozję!) dałoby nam około 25-28 tys. dolarów. Taka kwota pozwala nabyć naprawdę solidny pojazd.
Codzienne życie ze złotem w kieszeni
Początkowo królewski metal krążący w gospodarczym krwiobiegu nie miał formy krążków z symbolami, wizerunkami lub innymi oznaczeniami i dopiero z czasem ludzkość postanowiła posługiwać się monetami. Cały czas jednak możliwe było ich dzielenie. Wszak wartości nie stanowiła wybita na niej cyfra czy emblemat władcy, ale sam kruszec. W toku dziejów emitenci (głównie monarchowie) zaczęli jednak przywiązywać wagę do ochrony monet przed ich naruszaniem. Ponadto chroniono złote (i inne) monety przed obcinaniem ich brzegów. Ludzie czynili tak m.in. z powodu zmniejszania realnej wartości monety przez emitenta (obniżanie próby) i niejako autorytatywnego narzucania wartości związanej z nominałem. Państwowe mennice zwalczały natomiast proceder obżynania brzegów tworząc na nowo wybijanych monetach krawędzie odpowiednich kształtów, czego ślad mamy do dzisiaj chociażby w monetach używanych w naszym kraju.
Problem obecności złota lub innego metalu w monecie oraz zagadnienie prób zmniejszania owej zawartości stało za zdefiniowaniem ekonomicznego prawa Kopernika-Greshama, zgodnie z którym w sytuacji istnienia w jednym systemie gospodarczym dwóch rodzajów monet ta lepsza (o większej zawartości surowca) zniknie z obiegu, gdyż będzie tezauryzowana (gromadzona) – ludzie będą woleli oddać w wymianie handlowej tę gorszą.
Na tym jednak nie kończy się problem relacji złota i pieniędzy. Z czasem bowiem ludzkość zaczęła odchodzić od używania kruszcu w codziennym życiu ekonomicznym – monety z królewskim metalem zastąpiły banknoty. Cały czas jednak złoto pozostawało punktem odniesienia. Ową relację pieniądza (np. papierowego) i kruszcu nazywa się parytetem złota. W takiej sytuacji emitent (władca, państwo, bank centralny) gwarantował wymianę określonej kwoty na daną ilość metalu.
Z czasem jednak, w XX wieku, ów system został zarzucony z powodu małej elastyczności. Ilość pieniądza w krajowej gospodarce sztywno powiązana z dostępnym złotem uniemożliwia bowiem państwu podejmowanie wielu działań i chociażby reagowanie na kryzysy. Elastyczność rodzi jednak niebezpieczeństwo przesadnej (względem rozwoju gospodarczego) produkcji pieniędzy, co prowadzi do spadku ich wartości (inflacji). Należy jednak odnotować, że nadpodaż pieniądza nie jest jedynym powodem występowania zjawiska wzrostu cen.
Zbyt wcześnie, by wieszczyć kres roli złota
Mimo porzucenia monet zawierających kruszec oraz parytetu złota królewski metal nieustannie stanowi istotny element systemów gospodarczych, a banki centralne państw świata posiadają gigantyczne niekiedy zasoby surowca magazynowanego w sztabkach. Liderem w tej dziedzinie są Stany Zjednoczone gromadzące m.in. w legendarnym Fort Knox aż 8,1 tys. ton złota. Amerykanie wyprzedzają w tej dziedzinie Niemców (3,4 tys. ton), Włochów, Francuzów i Rosja (nieco ponad 2 tys. ton) oraz Chińczyków (niespełna 2 tys. ton) i Szwajcarów (około tysiąca ton). Polska po dość dużych zakupach (126 ton) w roku 2018 i 2019 znajduje się w tej klasyfikacji na 23. miejscu posiadając łącznie 230 tony złota.
Jednocześnie kruszec cały czas wykorzystywany jest w jubilerstwie, numizmatyce (monety kolekcjonerskie), sztuce, ale też przemyśle (elektronika – przewodnictwo elektryczne) oraz medycynie (dzięki biozgodności) i stomatologii. Ponadto tysiące, jeśli nie miliony ludzi na całym świecie chronią swoje oszczędności lokując je właśnie w złotych sztabkach lub monetach.
Widać więc wyraźnie, że towarzyszący nam niemalże od początków cywilizacji metal rodem z kosmosu nie powiedział ostatniego słowa i pomimo przerwania jego ścisłego w przeszłości związku z pieniędzmi cały czas stanowi punkt odniesienia dla narodowych gospodarek, symbol bogactwa i sposób zabezpieczenia majątku. Nie łatwo bowiem ludzkości zapomnieć o zaletach, które stały za wyborem złota jako uniwersalnego pieniądza dla całego świata.
Michał Wałach