Paszport sanitarny z XVI wieku? Niesamowite znalezisko w starodruku Biblioteki Jagiellońskiej!

0
444
Doktor plagi. Fot.: Pelerin, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

Pandemia COVID-19 mocno wpłynęła na życie setek milionów ludzi na całym świecie. Czy jednak można powiedzieć, że wydarzenia, które nastąpiły po marcu roku 2020 są absolutną nowością w historii świata? Absolutnie nie. Dowodzi tego m.in. nowożytny dokument odnaleziony przez dr Jacka Partykę.

Oczywiście większość ludzi żyjących współcześnie w świecie Zachodnim ma prawo mówić, że pandemia całkowicie zmieniła ich życie i wprowadziła do codzienności sytuacje wcześniej nieznane, obce. Nie jest to jeden efekt zupełniej niepowtarzalności tego, co nas spotkało, a długości ludzkiego życia. Gdybyśmy żyli bowiem nie około 75, ale np. 200 albo 300 lat, to doświadczenia z lat 2020-2022 nie byłyby dla nas nowością. Człowiek bowiem od zawsze borykał się z chorobami zakaźnymi, a ogniska epidemiczne zaczęły tworzyć się rychło po przejściu z koczowniczego na osiadły tryb życia. Gdy zaś zaczęły powstawać większe osady i miasta oraz międzykontynentalne szlaki handlowe epidemie zyskały skalę ponadnarodową, co dziś nazywamy pandemiami.

I choć przez wiele wieków wiedza ludzi na temat sposobów rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych była wątła, a prawdziwy przełom przyniosły dopiero czasy późno nowożytne oraz XIX i XX wiek, to jednak część rozwiązań i reakcji na kryzysy sanitarne nie uległa zmianie od stuleci. Wszystko dlatego, że ludzie zawsze obserwowali sytuację oraz wyciągali wnioski z tego, co widzieli. Nic więc dziwnego, że pewne refleksje pozostały aktualne także w chwili rozwiniętej, nowoczesnej medycyny.

Tak więc jak w roku 2020 zamykaliśmy restauracje, tak kiedyś zamykano tawerny. Podobny los zarówno w przeszłości jak i dziś spotkał także edukację w szkołach czy uroczystości z udziałem wielu osób. Pewne podobieństwa dotyczą nawet kultu religijnego podczas epidemii, z tą różnicą, że niegdyś Msze święte odprawiano na ołtarzach polowych montowanych pod balkonami, tak aby wierni uczestniczyli w liturgii z dystansu, zaś podczas pandemii COVID-19 wykorzystywano transmisje telewizyjne i internetowe.

Wynalazkiem nowożytnym są także kwarantanny, których nazwa wywodzi się z łacińskiego quarantena lub włoskiego quaranta giorni, co oznacza 40 dni. Tyle czasu musieli bowiem czekać w oddzieleniu od mieszkańców przybysze pragnący przybyć do Republiki Raguzy, a więc państwa ze stolicą w obecnie chorwackim Dubrowniku. W niektórych krajach przepisy dotyczące przestrzegania owej izolacji były na tyle surowe, że za złamanie zasad kwarantanny grodziła nawet kara śmierci!

Dlatego też słysząc pojawiające się w przestrzeni publicznej głosy dotyczące rzekomej nowości rozwiązań przedsięwziętych w obliczu SARS-CoV-2 należy traktować je jako opinie ludzi niezbyt kompetentnych w temacie, o którym się wypowiadają i przesadnie ograniczających swoją refleksję na temat dziejów ludzkości jedynie do czasów, które sami pamiętają. Okazuje się bowiem, że nawet „paszporty covidowe” nie są żadną nowością i wymysłem współczesnych gremiów eksperckich mających – w myśl teorii spiskowych – dążyć do segregowania ludzi.

Zarówno bowiem przed wiekami jak i dziś mimo częściowego zahamowania życia społecznego i gospodarczego w trakcie epidemii pewne sprawy musiały toczyć się nadal. Dotyczy to chociażby handlu, bez którego prędzej czy później mogłoby dość do równie (a niekiedy nawet bardziej) śmiercionośnej klęski głodu. Aby jednak wymiana gospodarcza trwała potrzebne było przemieszczanie się kupców i handlarzy. Niektóre ośrodki pragnęły jednak chronić się przed patogenami mogącymi nieść śmierć i destabilizację, dlatego w tym celu wymagały od przybywających stosownych dokumentów. I nie ważne, czy nazwiemy je paszportami, świadectwami, certyfikatami, biletami czy w jeszcze inny sposób. Ich sens i cel był bowiem taki sam jak unijnych certyfikatów covidowych: miały chronić daną populację przed osobą potencjalnie groźną pod względem sanitarnym. I właśnie tego typu dokument z roku 1578 odnaleziono w okładce starodruku Biblioteki Jagiellońskiej.

Dr Jacek Partyka z Sekcja Starych Druków Biblioteki Jagiellońskiej na stronie blog.bj.uj.edu.pl szczegółowo opisuje historię znaleziska. Trafiło ono do najstarszej polskiej biblioteki wraz z liczącym ponad 14 tys. pozycji, w tym około 10 tys. starodruków, księgozbiorem krakowskich kamedułów, którzy przekazali je z Bielan do BJ w celu ich zabezpieczenia. Sam dokument będący swego rodzaju XVI-wiecznym paszportem sanitarnym nie stanowił jednak elementu zbioru w sposób oczywisty i widoczny od razu. Został bowiem odnaleziony w okładce pracy poświęconej ujeżdżaniu koni, a dr Partyka uważa, iż możliwe jest, że nabywca publikacji kupił ją w Wenecji – skąd pochodzi certyfikat epidemiczny – a po przybyciu do Polski wykorzystał zbędny już glejt do oprawienia cennego druku.

Skąd wiadomo, że dokument wystawiły władze Wenecji? Tu wątpliwości być nie może, gdyż wskazuje na to treść, a ponadto na certyfikacie znajduje się lew ze skrzydłami oraz łaciński napis oznaczający: „Pokój z tobą Marku, mój ewangelisto”. Święty Marek był zaś patronem miasta nad Adriatykiem, a Republika Wenecja posługiwała się symbolem skrzydlatego lwa.

Z dokumentu dowiadujemy się natomiast, że polski szlachcic imieniem Nikodem wyjeżdżał z Wenecji wolnej z Bożej Łaski od chorób zakaźnych, co potwierdzała miejska instytucja zajmująca się zdrowiem. Wszystko podpisane i opatrzone datą dzienną: 9 września 1578 oraz (na rewersie) 11 września. Pierwsza data może dotyczyć wystawienia dokumentu, a druga – wyjazdu – uważa dr Jacek Partyka na blog.bj.uj.edu.pl.

Widać więc wyraźnie, że już w XVI wieku istniały w Europie certyfikaty sanitarne potwierdzające przybywanie z miasta wolnego od epidemii. Nie wiemy jednak – i pewnie nigdy takiej wiedzy nie zdobędziemy – czy szlachcic Nikodem, wzorem części współczesnej opinii publicznej, uważał tego typu dokumenty za atak na swoją wolność. Istnieje jednak olbrzymia szansa, że był świadkiem cierpienia i śmierci wielu osób dotkniętych przez choroby zakaźne i z tego powodu nie podważał faktu występowania epidemii oraz sposobów walki z „morowym powietrzem”, jak wówczas nazywano zarazy.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj