Piraci z Karaibów? A może piraci znad Bałtyku? Bracia Witalijscy – „Janosiki” Europy Północnej

0
248
Egzekucja Klausa Störtebekera.

Tak jak Juraj Jánošík był bandytą, ale zapisał się w narodowej pamięci Słowaków (a częściowo także i Polaków), jako dobry zbójnik, co to wspierał miejscową ludność – ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicielek płci pięknej – tak wśród średniowiecznych, biedniejszych mieszkańców bałtyckich wybrzeży zapisali się Bracia Witalijscy.

Zwykle działalność piratów kojarzy nam się z Morzem Karaibskim. Nic dziwnego. Wszak w XXI wieku kina i serca widzów podbiła seria filmów pt. „Piraci z Karaibów”, a nie… piraci z Bałtyku. Prawda historyczna jest jednak bardziej złożona, gdyż przestępcy z akwenów wodnych działali również i w naszych stronach. Interesującym przykładem takiej aktywności byli Bracia Witalijscy.

Początki ich historii sięgają ostatnich lat XIV wieku, gdy król Szwecji Albrecht Meklemburski wynajął grupę biedaków i przestępców mających za zadanie transportować żywność do Sztokholmu obleganego wówczas przez Duńczyków. Jedna z teorii dotyczących źródła nazwy Braci Witalijskich łączy się właśnie z tym zadaniem opisywanym w językach skandynawskich.

Gdy jednak wojna Szwecji i Danii dobiegła końca, ówcześni najemnicy na służbie monarchy stracili zajęcie. A przecież nie chcieli stracić dochodów. Postanowili więc pozostać w szeroko pojętej branży morsko-bitewnej, ale zmodyfikować swoją działalność. I tak kaperzy stali się piratami.

W ostatniej dekadzie XIV wieku Bracia Witalijscy plądrowali ośrodki Europy Północnej. Wkrótce zaczęli także zdobywać i okupować miasta. Rychło zajęli także Gotlandię, największą wyspę Morza Bałtyckiego. I to właśnie tutaj, w lokalnej stolicy, mieście Visby, założyli swoją siedzibę.

Ich działalność z czasem zaczęła budzić coraz większy niepokój. Władcy uświadamiali sobie bowiem, że mają do czynienia nie z pirackimi incydentami, ale zorganizowaną działalnością. Co więcej, wkrótce Bracia Witalijscy zaczęli mieć na pieńku także z potężnym, być może silniejszym nawet od ówczesnych północnoeuropejskich monarchów, Związkiem Hanzeatyckim. A kupcy nie mogli sobie przecież pozwolić na straty wynikające z bezkarności piratów. Tymczasem z powodu aktywności Fratres Vitalienses handel na Bałtyku zaczął zamierać, a ceny towarów – rosnąć.

Początkowo jednak ani Duńczycy ani liderzy Hanzy nie byli w stanie pokonać Braci Witalijskich. Co więcej, przez pomyłkę… pokonali się sami w bratobójczym starciu. Na sukces trzeba więc było chwilę poczekać.

Oprócz Visby na Gotlandii Bracia Witalijscy mieli swoje kryjówki także w innych miejscach bałtyckiego wybrzeża. W tym kontekście wskazuje się chociażby okolice Słupska, a niektórzy mówią również o Helu.

Piraci zadbali natomiast nie tylko o skuteczność swoich łupieżczych wypraw i obronę przez Hanzą oraz europejskimi monarchami. Postarali się także o coś, co dziś nazwalibyśmy PR. Dzielili się bowiem częścią łupów z biednymi mieszkańcami nadmorskich osad. W ten sposób zyskali sobie przychylność ludności.

Co warte odnotowania, Bracia Witalijscy stosowali nietypową taktykę. Zdarzało się bowiem, że swobodnie interpretowali i nadużywali prawa nadbrzeżnego (ius naufragii). Na Bałtyku pozwalało ono natomiast przywłaszczać sobie ładunek wyrzucony na mieliznę, jeśli załoga statku zginęła. Bracia Witalijscy tymczasem wprowadzali załogi w błąd podszywając się pod latarnie morskie i kierując okręty w pożądane miejsca. Wtedy wchodzili do akcji i mordowali załogę zabierając ładunek.

Najbardziej znanym dowódcą Braci Witalijskich był Klaus Störtebeker, który – zgodnie z legendą – potrafił wypić na raz jeden kufel piwa. Mało? Nie, gdyż mówimy o kuflu o pojemności… 4 litrów. To właśnie on stał się symbolem na miarę bałtyckiego Janosika.

Kres potęgi Likedeelers – jak sami siebie określali Bracia Witalijscy sugerując tym samym, że niczym angielski Robin Hood albo późniejszy, tatrzański Janosik byli wspólnotą dzielącą się łupami także z biedną ludnością – nastąpił pod koniec XIV wieku. Wtedy też niespodziewanego dla Braci Witalijskich ataku na Gotlandię dokonali Krzyżacy (co było efektem przetasowań na ówczesnej mapie politycznej Europy Północnej – unia kalmarska). Desant w sile 4 tysięcy osób okazał się skuteczny. Piraci skapitulowali. Wielu rozpierzchło się po innych częściach bałtyckiego wybrzeża.

Tak zakończyła się potęga Braci Witalijskich, jednak nie ich piracka działalność. Ta była cały czas uprawiana, a Hanza i poszczególne państwa przez wiele lat toczyły boje z morskimi bandytami wykorzystując chociażby tzw. kogi pokoju, które wyłapywały piratów na wybrzeżach. Następnie postanowiono upodobnić okręt wojenny do statku handlowego i wciągnąć bandytów w pułapkę. „Łaciata krowa” zdała egzamin. Przestępców złapano i skazano. Klaus Störtebaker poniósł śmierć w roku 1401. Natomiast ostatnią wspólnotę odwołującą się do Braci Witalijskich zlikwidowano kilka dekad później.

Co jednak ciekawe, mit „dobrych bandytów” przetrwał w kulturze północnoniemieckiej przez wieki. Historii Braci Witalijskich, ze szczególnym uwzględnieniem Klausa Störtebekera, dotyczyły lokalne legendy i podania, a w kolejnych stuleciach także opery i sztuki teatralne. Do nordyckiego wojownika grabiącego sąsiadów odwoływali się także naziści, którzy – jak wiadomo – lubowali się w zakłamywaniu oraz fałszowaniu historii i dostosowywaniu jej do własnych, ideologicznych założeń.

Bracia Witalijscy nie byli jednak w żadnym wypadku pierwowzorem dla SS, Wehrmacht czy Kriegsmarine. Zajmowali się bowiem czymś dość typowym dla akwenów morskich – piractwem. Z tą jednak różnicą, że czynili to w sposób zorganizowany i skuteczny do tego stopnia, że w pewnym momencie wzbudzili obawy państw i kupców hanzeatyckich. Zdołano ich jednak pokonać – z korzyścią dla państw, monarchów, regionalnej gospodarki, kupców, marynarzy i praktycznie wszystkich poza samymi Braćmi Witalijskimi oraz grupką przekupywanych przez nich ubogich mieszkańców bałtyckich wybrzeży.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj