Miłość do natury, pęd do wynalazczości i otwarty umysł – to wszystko uczyniło Michała Latacza jednym z najwybitniejszych polskich przedsiębiorców. Polak odrzucił ofertę zachodniej korporacji, gdyż wiązała się ona z koniecznością opuszczenia kraju. Jego wynalazki już zdumiały świat, lecz pochodzący ze Śledziejowic innowator nie zamierza spocząć na laurach.
Michał Latacz potrafi we właściwy sobie sposób wykorzystywać sekrety natury. Ta mistrzowska metoda jest genialna w swojej prostocie. Polega na naśladowaniu samej natury. Jej kopiowanie daje bowiem nieporównywalnie większe efekty niż wymyślanie czegoś od nowa. Miliony lat ewolucji pozwoliły bowiem na wykształcenie rozwiązań niemożliwych do opracowania przy biurku oderwanego od świata projektanta. Wykorzystanie opartych na przyrodzie rozwiązań daje zdumiewające rezultaty. Jednym z nich jest „Kalmar” – pierwsze „dziecko” Latacza czyli bezzałogowy pojazd wodny o napędzie falowym.
Napęd „Kalmara” zastępuje tradycyjną śrubę. Korzysta z przyspieszania mas wody poprzez użycie „hydro-skrzydeł”. Gdy włączymy silnik, rozpoczyna się ich falowanie w sposób nieco przypominający ruchy charakterystyczne dla głowonogów. To właśnie bionika – naśladowanie natury stanowi klucz do sukcesu „Kalmara”. Pojazd jest ponadto nieszkodliwy dla zwierząt i roślin, a co za tym idzie ekologiczny w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jego sprawność jest zdumiewająca. „Kalmar” bezproblemowo porusza się zarówno do przodu, jak i do tyłu. I co warte podkreślenia – ta rewolucyjna technologia w porównaniu ze stosowanymi dziś rozwiązaniami potrafi wydatnie ograniczyć zużycie paliwa.
Z całą pewnością ten działający w Krakowie, a urodzony w Śledziejowicach Polak jest godnym następcą takich wynalazców jak szwajcarski chemik George de Mestral twórca…zapięcia na rzepy przypominającego rzepy przyklejające się do uszu psa. Albo konstruktorów robotów służących do badania powierzchni Marsa, które poruszają się jak skorpiony. W przeciwieństwie do kołowych łazików, mogą one wspiąć się i wcisnąć niemal wszędzie, np. w szczeliny skalne.
Latacza fascynacja kalmarami
Fascynacja kalmarami i innymi morskimi stworzeniami „chodziła” za Lataczem już od dawna. Rozpoczęła się od zetknięcia z kalmarem w dzieciństwie – na ekranie telewizora. Zachwycił się zarówno sposobem poruszania się głowonoga, jak i wyjątkową estetyką jego ruchów. Zawsze fascynowały go również nowinki techniczne, dlatego zdecydował się podjąć studia inżynieryjne na Politechnice Krakowskiej. Tam też napisał pracę magisterską poświęcając ją pojazdom wykorzystującym napęd bioniczny. Po studiach rozpoczął studia doktoranckie i karierę akademicką, by w końcu wybrać jednak drogę przedsiębiorcy i innowatora. Założył więc własną firmę – „Delta Prototypes”.
Początki były trudne. Nawet bardzo. Mordercza praca, nieustanne główkowanie nad problemami technicznymi i samodzielna nauka. Latacz przeczytał całe stosy opracowań na temat głowonogów z „Bermuda Biological Station for Research”. Stał się także stałym bywalcem Muzeum Przyrodniczego PAN w Krakowie, gdzie z iście benedyktyńską dokładnością filmował i fotografował płaszczki. Mimo swej samodzielności nie wahał się konsultacji ze specjalistami od mechaniki i budowy maszyn. Część z nich kibicowała mu; inni nie stronili od złośliwych uwag. Latacz słuchał i jednych i drugich, a jednocześnie wytrwale dążył do celu. W końcu go osiągnął – „Kalmar” zadziałał. Ponoć do uruchomienia tego bionicznego pojazdu skłoniła wynalazcę jego przyszła żona.
Sukces „Kalmara” i międzynarodowe uznanie
Sam konstruktor wahał się ją go uruchomić Pierwszy pokaz prototypu „Kalmara” odbył się w Muzeum Przyrodniczym PAN w Krakowie. Prototyp „Kalmara” docenili nawet najzagorzalsi krytycy. Potem przyszło zwycięstwo na Międzynarodowych Targach Innowacji w Brukseli- Brussels Innova Expo 2007. Latacz i jego „Kalmar” stanęli w szranki z 500 wynalazkami z całej Europy i otrzymali złoty medal.
Jego sukces zwrócił uwagę zachodnich przedsiębiorców. W efekcie jedna z zagranicznych korporacji złożyła Polakowi propozycję nie do odrzucenia. Ten jednak zdecydował się odmówić, gdyż wiązałoby się to z koniecznością wyjazdu. Sam wolał pozostać w kraju i spłacić dług wobec ojczyzny, której zawdzięczał wykształcenie.
Kolejne wynalazki Michała Latacza
Michał Latacz nie byłby sobą, gdyby poprzestał na jednym wynalazku. W ślad za sukcesem „Kalmara” zaczął prace nad:
- Bionicznym rowerem wodnym wymagającym jedynie 30 centymetrowego zanurzenia w wodzie;
- Projektem Stingraya – pojazdem podwodnym z hydraulicznie sterowanymi pędnikami umożliwiającymi niebywałą sprawność manewrową i hydrodynamiczną, umożliwiającymi między innymi na wykonywanie akrobacji dotychczas kojarzonych raczej ze statkami powietrznymi;
- Aktywnymi i połączonymi ze sobą komorami balastowymi służącymi do regulacji przechyłu bocznego i pochylenia pionowego jednostek.
NoaMarine czyli praca nadal wre
Obecnie Michał Latacz pracuje jako Chief Engineer & CEO NoaMarine. Firma rozwija technologię bezzałogowych pojazdów podwodnych, eksplorujących morza oraz dozorujących ekosystemy i infrastrukturę. Wykonane przez startup konstrukcje umożliwiają gromadzenie informacji w szybszym tempie niż zrobiłby to człowiek. Podwodne pojazdy, naśladujące przyrodę i niewymagające obecności człowieka mogą wykonywać pracę przez wiele miesięcy.
NOA Marine zajmuje się tworzeniem i rozwojem bezzałogowych pojazdów podwodnych badających morza oraz oceany bez potrzeby zawijania do portu. Są one wyposażone w stacje dokujące i pobierają energię z naturalnych źródeł: słońca, wiatru oraz fal morskich. Efekty ich badań – zebrane dane o głębinach morskich mogą być udostępniane komercyjnie choćby przedsiębiorstwom wydobywającym ropę naftową. Choć podwodne drony produkują także zachodnie firmy (jak Kongsberg czy Boeing), to ich rozwiązania wymagają umieszczania stacji dokujących na dnie morskim. A to generuje koszty, podczas gdy innowacja Latacza polega na tańszej i bardziej efektywnej konstrukcji stacji dokujących.
NOA Marine zamierza sprzedawać swe rozwiązania podmiotom z przemysłu morskiego, ropy i gazu, a także sektorowi naukowemu i akwakulturze morskiej. Michał Latacz wierzy, że wykorzystanie tych efektywnych i przyjaznych środowisku rozwiązań stanie się wkrótce przemysłowym standardem.
Dr Marcin Jendrzejczak