Rodzina albo kariera. Władze autonomicznego Śląska naprawdę kazały nauczycielkom wybierać!

0
246
Zdjęcie ilustracyjne. Fot.:DariuszSankowski/pixabay.com

Województwo śląskie w II RP było niewielkie, ale cieszyło się olbrzymimi przywilejami. Była to bowiem jedyna autonomiczna jednostka administracyjna wchodząca w skład ówczesnego państwa polskiego, a niezależność Górnego Śląska przetrwała aż do II wojny światowej, zaś formalnie znieśli ją dopiero komuniści. Mało kto jednak pamięta jak Ślązacy korzystali ze swoich szczególnych prerogatyw.

Władze II RP zaoferowały Śląskowi niezwykłe przywileje w związku z trwającymi sporami o państwową przynależność regionu. Zarówno Niemcy, jak i Polacy, chcieli przekonać do siebie miejscową ludność. I to właśnie dlatego praktycznie u progu istnienia II Rzeczypospolitej, bo już latem roku 1920, ustanowiono autonomię. Śląsk mógł rządzić się sam w wielu sprawach i ta sytuacja nie uległa zmianie aż do wybuchu wojny w roku 1939. Polskie władze centralne akceptowały taki stan. Formalnie Statut Organiczny Województwa Śląskiego zniosła komunistyczna Krajowa Rada Narodowa wiosną roku 1945 (a więc zanim jeszcze zakończyła się II wojna światowa).

Śląsk mógł nawet pożyczać pieniądze poza granicami Polski bez pośrednictwa władz krajowych. Decydował o używaniu języka polskiego lub niemieckiego w administracji. Odpowiadał za policję oraz szkolnictwo podstawowe, ogólnokształcące i zawodowe. Zajmował się elektrycznością oraz kolejami lokalnymi. Tematy nie wzbudzają więc kontrowersji, ale i tak jedna z kompetencji śląskich władz wojewódzkich została wykorzystana z zaskakujący sposób.

Ówczesny Śląsk, o czym zapominają współcześni i zazwyczaj postępowi piewcy autonomii regionu, był regionem nie tylko bardzo ciążącym w stronę Polski (poza ludnością niemiecką), ale także silnie konserwatywny. Owo przywiązanie do tradycji oraz wiary katolickiej objawiło się jednak w niecodzienny sposób, który – jak się okazało – przyniósł negatywne konsekwencje. Chodzi o edukację.

Po włączeniu Śląska do Polski okazało się bowiem, że w regionie brakuje polskich nauczycieli, a miejscowa ludność właśnie takich pedagogów oczekiwała. Województwo zaczęło oferować więc nauczycielom atrakcyjne warunki pracy, lepsze niż w innych częściach kraju. Wszystko po to, aby niwelować germanizację i umacniać polskość. Spowodowało to przypływ kadry nauczycielskiej z innych części kraju. Kadra, choć zwykle nastawiona bardzo patriotycznie, nieco różniła się od miejscowej ludności. Nie tylko nie posługiwała się lokalną gwarą, ale cechowała się także nieco inną mentalnością wynikającą z funkcjonowania w realiach zaboru rosyjskiego lub austriackiego.

Ślązaków najbardziej niepokoił jednak fakt, że wielu nowych nauczycieli okazało się być kobietami. Rodzice zaczęli więc apelować do władz oświatowych o zatrudnianie w szkole ich dzieci jedynie mężczyzn.

Dlaczego Ślązakom przeszkadzały nauczycielki? To efekt specyficznego konserwatyzmu wyrastającego najpewniej z dekad wpływów mentalności prusko-protestanckiej, mentalności, która nie był dostrzegana w takiej formie i nie objawiła się w przepisach chociażby w równie tradycjonalistycznej, ale na sposób katolicki, Galicji. Na Śląsku uznawano bowiem, że kobieta nie powinna pracować, a skupiać się na rodzinie i wychowywaniu dzieci (jakżeż to podobne do pruskiego: Kinder, Küche, Kirche, a więc dzieci, kuchnia, kościół – rozumiany tam najczęściej jako wspólnota luterańska). Takie poglądy nie były jednak udziałem jedynie mężczyzn, których można by posądzać o uprzedzenia czy (dziś popularny, choć nadużywany termin) postawy patriarchalne. Przeciwko nauczycielkom występowały także kobiety.

Uznawano np. że kobieta-nauczyciel… gorszy młodzież. Jak? Odpowiedzi były różne. Niektóre można zrozumieć. Mówiono bowiem chociażby o złym przykładzie nauczycielek-rozwódek czy też modnym lub wręcz wyuzdanym jak na owe czasy stroju. Niewykluczone, że problemem był także inny, bardziej otwarty i nie znający lokalnych zwyczajów styl bycia. Niekiedy mówi się też o wyrażaniu pewnej wyższości wobec miejscowych przez nauczycielki rodem z innych części kraju. Zaskakujące są jednak poglądy łączące ze zgorszeniem fakt zachodzenia nauczycielek w ciąże. Miało to wywoływać trudne pytania kierowane przez dzieci do rodziców. Dziś wydaje się to jednak absurdalne, gdyż dzieci mogły kierować podobne pytania widząc ciężarną sąsiadkę, a nawet własną matkę. Wtedy jednak postrzegano tę kwestię inaczej, a od nauczycielek oczekiwano nie tyle przykładnego prowadzenia się i moralnego postępowania, co czegoś więcej: życia niemalże jak w zakonie.

W błędzie będzie jednak ten, kto spodziewa się, że problem ograniczył się do narzekania części ludności. Nie. Do działania przystąpiły bowiem także autonomiczne śląskie władze, które w roku 1926 nakazały nauczycielkom-pannom wybierać: mąż i rodzina albo praca (praca, która często była powołaniem). Wybór był więc trudny i często łamał kobietom serce. Nauczycielki już zamężne nie musiały wybierać. Po prostu traciły pracę otrzymując przy zwolnieniu niższą niż w normalnej sytuacji odprawę.

Nowe prawo, dziś uznawane za nieludzkie, przyjęto na Śląsku z powszechnym uznaniem. Popierało je społeczeństwo i większość polityków. I nikt też specjalnie nie przejmował się łamaniem w ten sposób Konstytucji II RP, która ustanawiała równość w życiu zawodowym niezależnie od m.in. płci i stanu cywilnego. Nikt nie miał też zastrzeżeń do… zastosowania prawa wstecz. Formalnie zasłoną dymną było dostosowanie przepisów obowiązujących w całym województwie do wcześniejszych rozwiązań znanych na Śląsku Cieszyńskim (co ciekawe: przed rokiem 1918 – habsburskim). Realnie jednak można było ujednolicanie zastosować w drugą stronę, ale na taki krok się nie zdecydowano.

W konsekwencji obowiązywania przepisów z pracy odchodziły nauczycielki mające mężów. Zwalniano często kompetentne osoby, co źle wpłynęło na jakość nauczania. Z czasem okazało się jednak, że prawo, które miało chronić specyficznie pojmowaną moralność, uderzyło w moralność rozumianą jak najbardziej tradycyjnie i poprawnie. Oto bowiem okazało się, że kobiety pragnące wykonywać na Śląsku zawód nauczyciela nie wstępowały w związki małżeńskie i żyły na tzw. kocią łapę. Taka sytuacja zdecydowanie odbiega od katolickiej etyki, która teoretycznie przyświecała twórcom przepisów. Nauczanie Kościoła bowiem nie tylko nie czyni problemów zamężnym kobietom w ciąży, ale nawet traktuje je w sposób szczególnie pozytywny. Należy bowiem pamiętać, że ciąża i macierzyństwo to realizacja Bożego wezwania do rozmnażania się i czynienia sobie ziemi poddaną.

Tymczasem na Śląsku, zamiast budowy pozytywnego wizerunku macierzyństwa nauczycielek, zaczęto realnie wpychać część kobiet mniej przywiązanych do zasad wiary w niekatolicki styl życia w konkubinacie. Dlatego też od pewnego momentu jednym z ośrodków krytykujących takie prawo był (poza ugrupowaniami lewicowymi, niektórymi lokalnymi politykami i samymi nauczycielkami) Kościół katolicki – początkowo popierający przepisy. Widząc jednak co się dzieje duchowni, co oczywiste, zwracali uwagę nie tyle na sytuację zawodową jakiejś grupy, co kwestie moralne: upowszechnienie się związków niesakramentalnych oraz wzrost popularności antykoncepcji i aborcji. W tej sprawie do wojewody Michała Grażyńskiego pisał w roku 1937 biskup katowicki Stanisław Adamski. Zastrzeżenia do śląskiego dziwactwa, jak nazywano przepisy, zaczęły wyrażać także ogólnopolskie stowarzyszenia oświatowe, w tym ZNP.

W końcu, wiosną roku 1938, przepisy nazywane ustawą celibatową zostały uchylone. I choć bez wątpienia jej autorzy i zwolennicy mieli dobre intencje i chcieli chronić młodzież przed demoralizacją, to rozumieli ją w sposób bardzo luźny, co prowadziło do kontrowersji, a nawet o wiele bardziej realnych występków moralnych. Konsekwencje obowiązywania przepisów uznać należy za negatywne na kilku poziomach, choć dokładne wyliczenie strat jest niemożliwe. Z pracy w zawodzie odpłynęło bowiem wiele zdolnych kobiet, które mogłyby w duchu polskości wykształcić naprawdę solidnych pracowników służących regionowi i całej Polsce.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj