Nowy serial Netflixa pod tytułem „1670” wzbudził duże zainteresowanie. Autorzy produkcji planowali żartobliwie wstrząsnąć popularnym mitem o Polsce szlacheckiej. Czy im się udało i czy zrobili to w dobrym guście? O tym w naszej recenzji. Zapraszamy i ostrzegamy, że tekst w pewnym stopniu może dotyczyć fabuły. Kto więc nie oglądał, a zamierza: niech zapisze sobie tekst i wróci do niego w przyszłości.
Zapowiedzi serialu „1670” wzbudzały duże nadzieje. Trailer był naprawdę mocny i wielu spodziewało się równie mocnej produkcji. Czy tak istotnie było? Cóż, opinie są podzielone. Nie brak fanów produkcji, jak i jej przeciwników. Autor niniejszych słów lokuje się gdzieś pomiędzy.
Serial przenosi nas do roku „1670”. Folwarkiem Adamczycha, a w zasadzie połową wsi, włada Jan Paweł Adamczewski, w którego rolę sprawnie wcielił się Bartłomiej Topa. Bohater dość szybko mówi nam, że chce zostać najsłynniejszych Janem Pawłem w historii Polski, co jest oczywiście aluzją do współczesności, św. Jana Pawła II i jego (czasami płytkiego) kultu w Polsce, co w naszym krajowym internecie przerodziło się także w niezbyt wyszukane, a niekiedy wulgarne memy z papieżem w roli głównej.
W fabule wątki krytykowania postaw z historii przelatają się z takąż krytyką współczesności. Mamy także ponadczasowe wątki, jak chociażby dotyczące nieporozumień na linii rodzice-dzieci czy chęci uzyskania spadku.
Z wątków współczesnych, mniej nas tutaj interesujących, można wymienić zabieganie w roku 1670 o walkę ze zmianami klimatu przez młodą dziewczynę, której starania kończą się w chwili, w której musiałaby sama zrezygnować z wygód życia. Kolejny to marsz równości, czyli przemarsz przez wieś innowierców. Obecne jest także popularne w środowiskach nacjonalistycznych hasło: Polska dla Polaków. W serialu bohaterowie dodają z nieskrywanym skutkiem, że Polska dla Polaków i Litwinów, co stanowi dość zabawny żart. Żart niestety kilka razy powtarzany, co działa już na minus.
W serialu „1670” znajdziemy także wątki dotyczące historii omówione językiem współczesności. Najlepszym tego przykładem jest jeden z bohaterów, ksiądz, który mówił, że wybrał karierę w międzynarodowej korporacji, co daje stabilną pracę. Z kolei siostra głównego bohatera oburza się słowami: „ludzie, mamy XVII wiek”, co brzmi jak obecne i dziś odwołania do wieku XXI.
Wątki historyczne w serialu oscylują głównie wokół życia w pańszczyźnianej wsi. Relacje feudalnego pana i chłopów zostały oczywiście przerysowane. Mówimy bowiem o komedii. I każdy musi sam ocenić czy tak ostro naszkicowane wątki i postaci mu odpowiadają. Zdaniem autora niniejszych słów z fabuły bije pewna ciężkość. Wszystko jest przejaskrawione, nie ma subtelności, a mruganie okiem do widza z ekranu sprawia wrażenie mrugania z głośnym krzyczeniem: patrz mi na oczy! Momentami jest więc dość zabawnie, a momentami nieco żenująco.
Nie brak w serialu także wątków politycznych, jak chociażby wykazana absurdalność liberum veto. Niestety głębia tej opowieści nie przekracza podręczników. I jest to główny zarzut autora niniejszych słów do serialu „1670”. Pomysł: niezły, wykonanie: także (choć nie jestem filmoznawcą), ale w obszarze refleksji historycznej: nie ma się czym chwalić. A to właśnie refleksja historyczna, jak się zdaje, być główną siłą produkcji.
Pod względem historycznym dzieło nie jest więc mistrzowskie i nie sposób uznać go za humorystyczną drogę do wyjaśnienia społeczeństwu procesów, jakie dokonywały się w państwie polsko-litewskim w XVII wieku. Autorzy ewidentnie chcieli zburzyć mit Polski sarmackiej. I słusznie. Wydaje się jednak, że nie mieli pomysłu, jak opowiedzieć odbiorcom o tym, jak wyglądała rzeczywistość.
Uderzanie w pewne stereotypy i kalki myślowe na temat przeszłości bywa bowiem uzasadnione i tak jest w tym przypadku. Wydaje się jednak, że uderzanie dla samego uderzania nie jest celowe. Dowiadujemy się bowiem, jak źle mieli chłopi pańszczyźniani. I oczywiście nikt im nie zazdrości położenia, ale sytuacja była złożona, co w serialu wybrzmiało niezbyt głośno.
Polskie wojsko uosabiane tam przez jednego z bohaterów, uczestnika, jak sam o sobie mówi, największych klęsk polskiego oręża, pokazano w sposób krzywdzący. Armia Rzeczypospolitej w roku 1670 swoje największe chwile miała bowiem za sobą, ale nie była zgrają ludzi niepoważnych, dużych chłopców bawiących się ołowianymi żołnierzykami, gdy akurat nie mogą szablą machać przed nosem wroga. Była to bowiem armia Jana Sobieskiego!
Także główny bohater, Jan Paweł Adamczewski, ma w sobie niemal same wady. Uważa się za najlepszego tylko z racji urodzenia: jaki szlachcic i Polak. Nie potrafi zrozumieć, że są lepsze metody poprawy funkcjonowania folwarku niż bicie chłopów. Uznaje, że historia się skończyła (co akurat jest niezłym żartem odnoszącym się do historii najnowszej) i nic ważnego się już nie wydarzy. Dodatkowo uznaje Polskę za najwspanialszy kraj świata, choć ma mocno ograniczone horyzonty (z trudem składa litery). Owo nagromadzenie wad początkowo bywa nawet śmieszne, ale z czasem skrajna przesada (nawet jak na warunki satyry) zaczyna być dla widza po prostu męcząca.
Serial „1670” jest więc interesującą próbą naruszenia pewnych mitów o Polsce. Próbą mówienia o naszej narodowej historii, ale też współczesności, poprzez żart. Próba jest uzasadniona, ale jej wykonaniu daleko do ideału. Dowiadujemy się bowiem o wadach Polski szlacheckiej, nie otrzymując informacji o zaletach tamtego państwa (a nawet w drugiej połowie wieku XVII takowe znajdziemy). Wady zaś niewątpliwie występowały, były liczne i zaważyły na wielu wiekach polskiej historii, a mitologizowanie tamtego okresu jest absolutnie nieuzasadnione, ale należy to robić z głową. Niestety nasza wiedza o rzeczywistości XVII wieku nie zostanie rozbudowana po zapoznaniu się z nową produkcją Netflixa. Oczywiście nikt nie oczekiwał, że serial komediowy będzie serialem dokumentalnym, jednak próbując obalać mity należy zadbać o wyjaśnienie złożoności opisywanych wydarzeń. Tutaj było tego o wiele za mało.
Michał Wałach