Sterylne warunki? Zapomnij! Pierwotne szczepionki były tak obrzydliwe, że aż ciężko w to uwierzyć!

0
370
Zdjęcie ilustracyjne.

Dziś przyjmując szczepionki przeciwko chorobom zakaźnym i szczepiąc własne dzieci oczekujemy produktu wytwarzanego w kontrolowanym procesie z zachowaniem najwyższych standardów bezpieczeństwa i higieny. Producenci specyfików zapewniają nam ponadto produkt powtarzalny: z matematyczną wręcz precyzją wiemy, ile mililitrów produktu przyjmujemy i jak na taką dawkę reagowali pacjenci w fazie testów. Ale nie zawsze tak było. Pierwotne formy szczepionek były tak obrzydliwe, że… ostrzegamy wszystkich czytających! Dalsza lektura tekstu może wstrząsnąć wrażliwymi osobami!

Wariolacja lub wariolizacja, bo o tym zjawisku mowa, to metoda znana już od około tysiąca lat. Praktykowano ją w dalekiej Azji: Chinach, Indiach, a potem także Turcji. Stamtąd metoda uzyskiwania odporności przeciwko ospie prawdziwej zawędrowała do Afryki, a potem w końcu Europy.

Ale dlaczego tylko przeciwko ospie prawdziwej? Cóż, była to wówczas jedna z najgorszych chorób zakaźnych dziesiątkujących ludzką populację, a jej specyfika umożliwiała przeprowadzenie procedury. I to właśnie łacińska nazwa wirusa, variola vera, dała nazwę: wariolacja / wariolizacja.

Na czym jednak polegała owa forma w miarę bezpiecznego uzyskiwania odporności przeciwko ospie prawdziwej? Cóż… Opis procedury jeży włos na głowie. Otóż zgodnie z metodą wariolizacji należało podać osobie, którą chciało się uodpornić, materiał zakaźny pobrany od innego człowieka, który właśnie przechodził zakażenie. Ważne było jednak, by jego choroba przebiegała łagodnie. Chciano w ten sposób dokonać zakażenia licząc na podobnież łagodny przebieg.

Metoda była oparta o skądinąd prawdziwą obserwację, że ktoś, kto raz zachorował, jest odporny na kolejne infekcje – co oczywiście nie dotyczy wszystkich rodzin, typów i odmian wirusów.

Niestety wariolacja niosła za sobą spore ryzyko wywołania nie łagodnych, ale ciężkich infekcji, zgonów, a nawet ognisk epidemicznych. Nie podawano bowiem wirusa atenuowanego, a więc mniej groźnego lub całkowicie pozbawionego szans na wywołanie choroby, nie podawano też jego fragmentów lub wręcz poszczególnych białek. Podawano żywego, groźnego wirusa ludzkiego, który u konkretnej osoby wywoływał łagodny przebieg. Nie było jednak pewności, że wynika to z mutacji patogenu powodującej mniejszą zjadliwość. Ktoś mógł przechodzić chorobę lekko np. z powodu własnych predyspozycji.

Najbardziej kontrowersyjny w całej procedurze był jednak materiał zakaźny podawany osobie uodparnianej. Uzyskiwano go bowiem ze… startych na proszek strupów lub wylewającej się z ciała osoby chorej ropy. To właśnie takie substancje podawano człowiekowi mającemu uzyskać w ten sposób odporność.

Dopiero w XVIII wieku brytyjski farmer Benjamin Jesty zdecydował się na eksperyment. Postanowił wykonać wariolizację przy pomocy wirusa ospy krowianki. Ludzie dzięki obserwacjom wiedzieli bowiem, że osoby pracujące przy krowach są odporne na wirusa ospy prawdziwej. Celnie połączono to z kontaktem ze zwierzętami, które atakowała nieco inna wersja wirusa. Krowianka nie była dla ludzi śmiertelna, a jej przechorowanie chroniło przed groźną ospą prawdziwą.

W eksperymencie Jesty’ego materiał zakaźny pobrano od krowy mającej na wymionach rany typowe dla infekcji. Tak farmer-eksperymentator zaszczepił swoją żonę i dzieci.

Bardziej estetyczne metody wiążemy także z Brytyjczykiem, również żyjącym w XVIII wieku Edwardem Jennerem. Anglik zaszczepił wirusem pobranym od krowy 8-letniego chłopca, który przebył infekcję w sposób łagodny. Następnie malec – James Phipps – okazał się odporny na podanego mu wirusa ospy prawdziwej. Był to prawdziwy przełom w nauce. Pierwszy krok do stworzenia szczepionek takich, jakie znamy dziś. Szczepionek, które każdego roku ratują życie i zdrowie milionów ludzi na całym świecie.

Metoda Jennera zwana później wakcynacją (od łacińskich słów variola vaccina oznaczających ospę krowią) rozpowszechniła się na świecie i umożliwiła pokonanie choroby. Całkowite. Wyeliminowano ją jednak dopiero w roku 1980.

Należy jednak z kronikarskiego obowiązku odnotować, że badania przeprowadzone w XX wieku dowiodły, że wirus wykorzystany przez Jesty’ego i Jennera nie był w sensie ścisłym wirusem krowim, a najpewniej pochodził od wersji patogenu atakującej konie. Na krowy zaś choroba przeniosła się z koni poprzez ludzi. I taką wersję wirusa stosowano w pierwszych szczepionkach. Owa sytuacja pokazuje zresztą całkowitą bezzasadność zarzutów ówczesnych antyszczepionkowców, którzy straszyli społeczeństwa świata, że zaszczepiony człowiek… zamieni się w krowę.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj