Co by było gdyby nie doszło do powstania warszawskiego?

0
1219
Powstańcza mogiła na Starym Mieście.

W ubiegłym roku przy okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego zaprezentowaliśmy Państwu rozważania z gatunku historii alternatywnej na temat dziejów Polski w sytuacji zwycięstwa zrywu stolicy. Dziś zastanówmy się jak potoczyłyby się losy kraju, gdyby Warszawa nie stanęła do walki 1 sierpnia roku 1944.

Już na wstępie rozważań należy zauważyć, że brak walki nie był rozwiązaniem idealnym. Oto bowiem Związek Sowiecki, od lat wróg wolnej Polski, który wówczas fałszywie przywdziewał szaty przyjaciela Rzeczypospolitej, nawoływał swoimi polskojęzycznymi kanałami propagandowymi do zrywu. W sytuacji braku wybuchu powstania w Warszawie stalinowska narracja byłaby więc łatwa do przewidzenia i następująca: „Polska, od rządu w Londynie, przez jego delegatów na kraj i wielu przedstawicieli lokalnych elit społecznych, po cichu sprzyja Hitlerowi i szuka z nim porozumienia. Tylko Armia Czerwona jest w stanie pokonać III Rzeszę i uczyni to choćby bez wsparcia Polaków, Polaków, którzy spoglądają z nadziejami na Berlin i pragną odtworzenia faszystowskiej Polski sprzed roku 1939, państwa gnębiącego chłopa i robotnika”.

Rzecz jasna taka narracja byłaby w pełni zakłamana, gdyż w okresie poprzedzającym wybuch powstania warszawskiego polskie podziemie walczyło z Niemcami w ramach akcji „Burza”. Dość powiedzieć, że około 2 tygodnie przed 1 sierpnia zakończyła się wileńska operacja „Ostra Brama”, podczas której Polacy i Sowieci wspólnie zajęli Wilno. Po tych wydarzeniach ZSRR pokazał jednak swoje prawdziwe oblicze i rozpoczął represjonowanie bohaterów.

Wydarzenia z dalekiego Wilna nie docierały jednak tak szybko do Londynu czy Waszyngtonu, a świadomość alianckich elit na temat mniejszych, lokalnych akcji w okupowanej Polsce, była najpewniej bliska zeru. Stalin zaś, jednowładca komunistycznego imperium biorącego na siebie niemal cały ciężar walki z nazizmem na froncie wschodnim, dysponował licznymi sposobami, by zasugerować Wielkiej Brytanii i USA dwuznaczną postawę Polski.

Rachuba anglosaskich mocarstw była zaś jasna: Stalina nie krytykujemy, Stalina nie drażnimy, bo to jego armie przez lata zatrzymywały pochód i sukces Hitlera. Wszak front zachodni w ramach II wojny światowej został odnowiony dopiero w czerwcu roku 1944, na 2 miesiące przed powstaniem warszawskim. Przez lata po roku 1940, gdy upadła Francja, Brytyjczycy odpierali (również dzięki Polakom) naloty niemieckie na Wielką Brytanię, a potem alianci walczyli głównie w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie (oraz od pewnego momentu tocząc wojnę z Japonią na Pacyfiku). Z kolei front włoski został otwarty w roku 1943, ale pierwsza z linii obronnych, Linia Gustawa, została przełamana dopiero w maju roku 1944 (przy ważnym udziale wojsk 2. Korpusu Polskiego podczas bitwy pod Monte Cassino). W takim rozrachunku Stalin z jego licznymi wojskami, dozbrojoną (także przez Zachód) armią i prowadzonymi z sukcesem ofensywami był graczem niezwykle ważnym i Zachód nie miał interesu w drażnieniu go za cenę prawdy oraz za cenę Polski. Niestety.

Polacy mogli spodziewać się niewierności Zachodu i braku wspierania rządu RP w razie propagandowego ataku ZSRR. Wszak rok wcześniej, gdy odkryto groby katyńskie, brytyjska dyplomacja sugerowała rządowi polskiemu ostrożność i umiar. Podobne cele prezentowali równie ważni w tej rozgrywce, choć nieco odleglejsi polskiemu rządowi Amerykanie.

W takiej sytuacji brak wybuchu powstania warszawskiego stawiałby Polskę w złym świetle sowieckiej propagandy, a na zdaniu i przychylności Stalina wielce wówczas Zachodowi zależało. Realnie jednak w lipcu roku 1944 polskie elity nie uznawały ewentualnych sowieckich ataków propagandowych za najważniejszy element rozważania o wszczęciu powstania lub rezygnacji z pomysłu. Co więcej, można było spodziewać się, że po wybuchu powstania Armia Czerwona udzieli walczącej Warszawie pomocy, co oczywiście w skali pełnowymiarowej się nie wydarzyło.

Dodatkowo, choć mało kto o tym mógł wówczas wiedzieć, latem roku 1944 los Warszawy był już praktycznie przesądzony. Adolf Hitler zarządził bowiem obronę Rzeszy na linii Wisły, rzeki, nad którą leży m.in. Warszawa. Dodatkowo decyzje władz niemieckich szły w kierunku wykorzystania przymusowej pracy Polaków do budowania umocnień w mieście. Słowem: naziści i komuniści planowali starcie właśnie w Warszawie. W takim scenariuszu z polskiej stolicy zostałoby tyle, co z Wrocławia, Gdańska czy Poznania. Czyli niewiele.

W takim wariancie także los ludności był niepewny. Cywile mogliby bowiem zostać zamordowani przez Niemców w celu zmniejszenia ryzyka dywersji. Jeśli śmierć nie dotknęłaby wszystkich, to żyjących czekałoby wywiezienie na przymusowe roboty w głąb Rzeszy lub do obozów. Nie są to więc scenariusze atrakcyjne i bezpieczne.

Oznacza to, że także brak wybuchu powstania w Warszawie nie uchroniłby miasta i jego mieszkańców przed tragedią, a dodatkowo sowiecka propaganda mogłaby oczerniać nasz naród i nasze elity. Widać więc wyraźnie, że Polska była wówczas w fatalnej sytuacji. Powstanie, co wiemy bezapelacyjnie, przyniosło gigantyczne cierpienie tysiącom Polaków, a nasza stolica z jej zabytkami została kompletnie zrujnowana. Z drugiej strony brak powstania w zasadzie oznaczałby to samo. Jedynym scenariuszem minimalizującym straty byłoby odniesienie w powstaniu zwycięstwa, co było jednak bardzo trudne do osiągnięcia w sytuacji braku wsparcia ze strony ZSRR i sabotowania przez Sowietów wsparcia udzielanego przez Zachód. Gdyby jednak Polacy samodzielnie i szybko odzyskali własną stolicę, to tysiące ludzkich istnień i cenne zabytki zostałyby ocalone, co opisywaliśmy w tekście z roku 2022 [ZOBACZ TEKST: Co by było gdyby Polacy zwyciężyli w powstaniu warszawskim?].

W takim wariancie nie została by natomiast ocalona polska niepodległość. Zdobycie Warszawy nic by tu nie zmieniało, tak jak zdobycie Wilna nie oznaczało, że Polacy będą mieli cokolwiek do powiedzenia w sprawie tego miasta. Polityczny los Polski został bowiem ustalony ponad naszymi głowami przez silniejszych graczy międzynarodowej polityki, a żaden z nich nie miał żywotnego interesu w walce o polską wolność: dla aliantów zachodnich od czerwca roku 1941 byliśmy sojusznikiem z drugiej ligi, zaś dla Stalina celem na drodze do zdominowania Europy. Słowem: własną niepodległość mogliśmy chronić, póki ją posiadaliśmy. Po roku 1939 staliśmy się przedmiotem polityki zagranicznej i niezależnie od wyniku powstania warszawskiego musieliśmy trafić w szpony Stalina dlatego, że Stalin tego chciał, a Churchill i Roosevelt bardziej potrzebowali sojuszu ze Stalinem niż wdzięczności nieistniejącej wówczas na mapach Polski.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj