Jednym z pierwszych skojarzeń z II wojną światową będzie dla wielu osób makabryczna historia niemieckich obozów śmierci, a w nich – komór gazowych. Choć samo określenie „komora gazowa” rzeczywiście zostało zdefiniowane za sprawą nazistowskich dygnitarzy, to mechanizm wcale nie był bezprecedensowy. Jaka jest więc geneza tych brutalnych „fabryk śmierci”?
Osoby zainteresowane tym tematem z pewnością kojarzą osobę Reinharda Heydricha – wpływowego nazistowskiego oficjela, którego udało się zabić w zamachu. Zainicjował on prace nad sposobem masowych egzekucji, który byłby szybszy i tańszy od rozstrzeliwania. Początkowo mechanizm oparto na wiedzy, że opary samochodów spalinowych są trujące dla ludzi. Tak powstały prototypy komór gazowych – „gaswageny” – pojazdy gazujące z pozoru wyglądające na zwykłe samochody ciężarowe. Ich produkcja wciąż była jednak zbyt droga i – jakkolwiek ponuro to nie zabrzmi – zbyt mało wydajna dla nazistowskich planów eksterminacyjnych. Takich maszyn powstało 20, ale prace nad usprawnieniem sposobu przeprowadzania masowych morderstw kontynuowano. Ostatecznie jako optymalne w nazistowskich kalkulacjach ludobójczych rozwiązanie przyjęto stacjonarne komory gazowe, które wszyscy znamy.
W gruncie rzeczy jednak pomysł ten nie był wcale tak nowatorski, jak mogłoby się wydawać. W dużej mierze czerpie on z „pomysłowości” wcześniejszych pokoleń. Pierwsze w historii pełnoprawne komory gazowe powstały już bowiem dużo wcześniej – w 1803 roku. Ich pomysłodawcą był generał Rochambeau – napoleoński dowódca sił francuskich na Haiti, które było wówczas spowite wieloletnią rewolucją narodowowyzwoleńczą. Wyspa ta – jeden z czołowych eksporterów cukru w regionie – stanowiła jedną z wielu francuskich kolonii.
Zapoczątkowana w 1791 roku rewolucja haitańska okazała się dla Francuzów nie lada wyzwaniem. Choć z początku wydawało się, że sytuację uda się opanować, to jednak powstańcy ze wsparciem Wielkiej Brytanii i Hiszpanii zdobywali coraz większą przewagę. Gdy już stało się jasnym, że Bonaparte będzie musiał uznać wyższość rewolucjonistów, zdecydowano się na ustępstwa względem tamtejszej ludności. Zniesienie niewolnictwa złagodziło sytuację aż do 1802 roku, kiedy prawo znów zostało zaostrzone. Czarnoskórzy, których przewaga liczebna nad francuzami była dziesięciokrotna, tym razem nie zamierzali iść na kompromis. Wkrótce wywalczyli sobie niepodległość.
Zanim to się jednak stało, wspomniany wcześniej generał Vicomte Rochambeau z rozkazu Napoleona miał zgnieść wszelki opór bez względu na środki. Tak też się stało – francuski dowódca nie przebierał w środkach, rzucając powstańców na pożarcie psom bojowym czy wieszając ponad 500 mężczyzn, kobiet i dzieci. Apogeum brutalności ludzi Bonapartego na Haiti zostało osiągnięte w 1803 roku. Wówczas wynaleziono technikę masowych mordów, którą śmiało nazwać można protoplastą późniejszych komór gazowych. Otóż sprowadzano jeńców wojennych do ładowni statków, w których znajdowały się również spore zapasy siarki. Następnie podpalano trujący pierwiastek, wskutek czego wydzielał się dwutlenek siarki wypełniający szczelnie zamknięte ładownie. Śmierć wskutek uduszenia dwutlenkiem siarki była bardzo bolesna i rozłożona w czasie. Ofiary ginęły w przerażających okolicznościach, słysząc świst wydobywający się z płuc innych osób. Z podrażnioną skórą, uszami, palącymi gałkami ocznymi, zapadali w sen, z którego nigdy się już nie wybudzili.
Mimo to, Haitańczycy ostatecznie wywalczyli sobie niepodległość. Nieludzkie idee, które testowali na wyspach Francuzi, niestety nie popadły jednak w zapomnienie. Niemal 140 lat później ich pomysły przemieniły się w jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii ludzkości. Jej ofiarami – w „ulepszonym” wydaniu – stali się Żydzi, Polacy, Romowie i inne narody uznane przez Niemców za „gorsze”.