Rosja i jej system polityczno-społeczny powszechnie kojarzy się z autorytaryzmem – niezależnie czy mówimy o teraźniejszości czy przeszłości. I chociaż taki pogląd znacznej części polskiego społeczeństwa odnajduje uzasadnienie w historii, to jednak mało kto wie, że nasz wschodni sąsiad wcale nie musiał pójść taką drogą.
Do pewnego momentu Ruś rozwijała się – mówiąc językiem bliższym publicystyce niż nauce – całkowicie „normalnie”, a niektóre wydarzenia z pierwszych wieków historii państwowości wschodniosłowiańskiej można próbować nawet wpisać w model pasujący i do Polski. Był więc okres zjednoczeniowy, czas ekspansji, przyjęcie chrześcijaństwa, chwile największej siły, a potem kryzys wynikający z rozbicia dzielnicowego i wewnętrznych walk przedstawicieli panującego rodu. W pewnym momencie na Rusi stało się jednak coś wyjątkowego, coś, co przesądziło o kolejnych wiekach i niezaprzeczalnie oraz trwale wpłynęło na pojęcia polityczne, a może nawet mentalność ludzi. Chodzi o najazd mongolski.
O ile bowiem armie Batu Chana – wnuka i następcy Czyngis-chana Temudżyna – zaatakowały zarówno Ruś jak i Polskę oraz Węgry, o tyle nad ziemiami Rurykowiczów Mongołowie rozciągnęli swoje zwierzchnictwo, co na kilkaset lat ukształtowało polityczny obraz wschodniej Słowiańszczyzny. Liczni książęta ruscy zostali sprowadzeni wręcz do roli tatarskich namiestników, którzy w celu zachowania iluzorycznych wpływów udawali się do chanów – traktowanych zarówno przez elity jak i lud tak, jak wcześniej traktowano wielkich książąt – po jarłyk, czyli dokument potwierdzający ich prawo do rządów, będąc przy okazji wciąganymi w rozmaite intrygi i napuszczanymi na siebie. Wizyta u mongolskiego władcy mogła oznaczać dla księcia zarówno honory jak i upokorzenie lub… śmierć, a mordy dokonywane na kniaziach nie należały do rzadkości.
Było jednak na Rusi miejsce, którego polityczne położenie nie było tak fatalne i przygnębiające. To Nowogród Wielki – miasto, w którym zaczęła się historia ruskiej państwowości i dynastii Rurykowiczów. Choć jego świetność przypadła na czasy o kilkaset lat poprzedzające mongolską agresję z XIII wieku, to jednak właśnie tutaj, nad rzeką Wołchow między jeziorami Ilmień i Ładoga, udało się zachować najwięcej niezależności i częściowo zahamować ekspansję tatarskiej, na poły totalitarnej praktyki politycznej. Sprzyjało tematu zarówno położenie geograficzne na dalekiej północy jaki i (wedle niektórych historyków) wiosenne roztopy, które w chwili kulminacji najazdu zamieniły okolicę w bagna, skłaniając nadciągającą mongolską armię do odstąpienia od ataku na gród. Oczywiście książęta Nowogrodu nie mogli całkowicie ignorować woli chanów, jednak w tym olbrzymim jak na owe czasy kupieckim mieście był jeszcze jeden czynnik wpływający na pozycję władcy.
Nowogród Wielki różnił się bowiem od wielu innych ruskich miast swoim ustrojem. Choć na czele państwa stał książę, to jednak jego władza była ograniczona, a on sam pełnił raczej rolę urzędnika pochodzącego z wyboru niż dziedzicznego monarchy. Kniaź mógł zostać zresztą także odwołany, a w historii często zdarzało się, że danego księcia wielokrotnie i „zapraszano” i „dziękowano mu” . W mieście funkcjonował wiec, a o obsadzie wielu funkcji decydowali obywatele, spośród których najważniejszą rolę odgrywali bojarzy – zamożni kupcy. W takim systemie politycznym trudno o tak mocno kojarzony dzisiaj z Rosją autorytaryzm i łamanie wolności obywatelskich.
Tatarskie spojrzenie na sprawy wspólnoty utrwalił i niejako oswoił na Rusi dopiero sukces Moskwy – księstwa powstałego stosunkowo późno i przez długi okres całkowicie nieistotnego w skali całej Słowiańszczyzny wschodniej. O ile bowiem władzę Mongołów i społeczne konsekwencje wynikające z wieloletniej okupacji można byłoby odrzucić jako obce, o tyle trudniej dokonać takiego oczyszczenia w sytuacji, gdy wartości turańskie wyznaje… wyzwoliciel spod azjatyckiego jarzma. Tak zaś było właśnie w przypadku Moskwy, która z marginalnego księstwa położonego na północno-wschodnich kresach Rusi urosła do rangi czynnika jednoczącego z ambicjami do objęcia władzy nad całymi terenami niegdyś należącymi do Rurykowiczów.
Najpoważniejsza dla Moskwy konkurencja do „zebrania ziem ruskich” – Litwa – mimo bardziej wolnościowego ustroju i długiego okresu przewagi ostatecznie przegrała w tej części Europy starcie o ziemie, ale też o cywilizacyjną dominację Zachodu nad modelem stepowym z niemal niczym nieograniczoną rolą samodzierżawnego władcy. Zanim jednak Moskwa – jako Carstwo, a następnie Imperium już nie Rurykowiczów, a Romanowów – zdobyła wszystkie ziemie wschodniosłowiańskie należące w erze nowożytnej do Rzeczypospolitej Obojga Narodów, nastąpił podbój Nowogrodu Wielkiego. W turańskiej optyce „jednoczenia” – które należałoby raczej nazywać po prostu podbojem – nie mogło być bowiem miejsca na istnienie organizmu kulturowo tak bliskiego, a zarazem tak odległego, niezaprzeczalnie ruskiego, a jednocześnie spoglądającego na Zachód i – inaczej niż w Moskwie – szanującego opinię poddanych, a nawet więcej: tworzonego przez nich.
Pretekstem do włączenia Nowogrodu w skład Wielkiego Księstwa Moskiewskiego stało się zacieśnienie pod koniec XV wieku tradycyjnej – i znanej nam, Polakom, chociażby z bitwy grunwaldzkiej – współpracy Republiki z Litwą. Iwan III Srogi uszanował jednak i zachował kupieckie przywileje miasta. Podobnych oporów nie miał natomiast jego wnuk Iwan IV Groźny, który nie tylko zlikwidował wszelkie ślady niezależności ośrodka i usunął słowo „Wielki” z jego nazwy, ale także dopuścił się w Nowogrodzie masowych zbrodni. Także i tym razem „powodem” działania miały być kontakty miasta ze znacznie bardziej wolnościową Litwą, jednak niewykluczone, że pretekst został sfabrykowany przez pragnących przejąć majątki kupieckich rodów carskich opriczników – ideowych przodków późniejszej komunistycznej CzeKi i NKWD, których szaleństwo doskonale zobrazował w scenie tańca w filmie pt. „Iwan Groźny: Spisek bojarów” sowiecki reżyser Siergiej Eisenstein. Z kolei car – który w brutalności rządów dorównywał nawet mongolskim chanom, co mogło mieć wpływ na obdarzenie go sympatią przez Józefa Stalina – skorzystał z okazji, by w łatwy sposób pozbyć się ludzi i symboli kojarzonych z wolnościami politycznymi, które tak bardzo zwalczał.
Tak w tworzącej się na gruzach mongolskiej Złotej Ordy Rosji zginęła wolnościowa i zbliżona do polskiej myśl polityczna zastąpiona w Moskwie – która w końcu „zebrała” wszystkie ziemie ruskie – przez przedziwny konglomerat brutalnej tatarskiej praktyki i ideologicznych argumentów wyrastających z najgorszych elementów tradycji bizantyjskiej podpartych dodatkowo upolitycznioną myślą prawosławną próbującą nadać państwu carów status „trzeciego Rzymu”. Co gorsza, pośrednie odwołania do takiej doktrynalnej mieszanki nie zaniknęły na przestrzeni dziejów.
Michał Wałach