Haniebny prezent Macrona dla papieża? Wicepremier Gliński dementuje, ale wskazuje winy Francuzów w innej sprawie

0
334
Emmanuel Macron. Fot.:Kremlin.ru, CC BY 4.0 , via Wikimedia Commons

Kilka dni temu prezydent Francji Emmanuel Macron spotkał się z Ojcem Świętym. W trakcie wizyty prezydent Francji podarował papieżowi Franciszkowi książkę z XVIII wieku. Sprawa wzbudziła silne emocje w naszym kraju z powodu pieczątki na pierwszej stronie woluminu.

Spotkanie Macrona i Franciszka dotyczyło pomocy humanitarnej i konfliktu na Ukrainie. Inne poruszone tematy to sytuacja w pozostałych częściach świata. Po rozmowie nastąpiła tradycyjna wymiana prezentów.

O ile prezent od papieża nie wzbudził kontrowersji, gdyż były to dokumenty związane z pontyfikatem Franciszka, o tyle skrajne emocje wywołał starodruk ofiarowany Ojcu Świętemu przez prezydenta Francji. Emmanuel Macron wręczył przywódcy Kościoła katolickiego francuskojęzyczne dzieło niemieckiego filozofa Immanuel Kanta pt. „O wiecznym pokoju”. Wydanie pochodzi z roku 1796.

Opinii publicznej nie wzburzyła jednak treść traktatu i fakt, że oświeceniowemu filozofowi z Królewca nie było po drodze z katolicyzmem, ale pierwsza strona starodruku. Znalazła się na niej bowiem pieczątka w języku polskim.

„Czytelnia Akademicka we Lwowie” – brzmi napis na początku woluminu. Lwów tymczasem do wybuchu II wojny światowej był polskim miastem, a zarazem ważnym ośrodkiem naukowym i intelektualnym narodu. W trakcie konfliktu z lat 1939-1945 okupowali go Niemcy, a potem Sowieci. Oba państwa masowo grabiły dobra kultury, a wiele skradzionych dzieł do dziś nie wróciło do dawnych właścicielu lub państwa polskiego.

Co więcej, rok 1939 przekreślił również historię istnienia Czytelni Akademickiej we Lwowie, której pieczątka znalazła się na książce ofiarowanej papieżowi Franciszkowi przez Emmanuela Macrona. Instytucja skupiała studentów Uniwersytetu Jana Kazimierza.

Fakt, że na książce ofiarowanej przez prezydenta Francji papieżowi znajdowała się polska pieczątka ze Lwowa wzbudził silne emocje. Nic dziwnego. Wszak nazistowski okupant niemiecki ukradł w Polsce wiele cennych dzieł sztuki. Dlaczego więc miałby nie ukraść tej książki? Temat natychmiast podchwycili internauci, a pod adresem Francuzów wylało się morze krytyki. Okazuje się jednak, że sprawa na pierwszy rzut oka oczywista wcale taka nie jest, proste skojarzenia bywają mylące, zaś surowe opinie wydawane pospiesznie i bez zgłębienia tematu mogą być niesprawiedliwe i krzywdzące.

Oto bowiem książkę władze Francji zakupiły za 2,5 tys. euro w paryskiej księgarni Patricka Hatchuela. Ta zaś informuje, że ów egzemplarz książki Kanta znajdował się we Francji bardzo długo. „Prawdopodobnie trafił to księgarza Luciena Bodina przy Quai des Grands-Augustins (na to wskazuje wpis wewnątrz okładki) około roku 1900” – informuje dziennikarz Arnaud Bédat.

Sam Hatchuel potwierdza też, że jako Żyd jest szczególnie wyczulony na kwestie nazistowskich zbrodni, a historię tej książki jest w stanie potwierdzić aż od połowy XIX wieku. Wtedy bowiem należała do biblioteki we Lwowie. Około roku 1870 została sprzedana i opuściła Lwów.

Oznacza to, że książka nie została skradziona przez Niemców i wywieziona do Francji. Tym samym nie podzieliła losu blisko 95 tys. woluminów zrabowanych z Uniwersytetu Jana Kazimierza, z których część miała bezcenny charakter – mówimy bowiem także o rękopisach.

Teraz wiemy jednak bezsprzecznie, że Francuzi broniący swojego prezydenta i krajowej administracji mieli rację. Ich wersję potwierdził także wicepremier i minister kultury prof. Piotr Gliński.

„Książka I. Kanta ofiarowana przez prezydenta Emmanuela Macrona papieżowi Franciszkowi nie jest polską stratą wojenną. Wbrew twierdzeniom niektórych mediów, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przewidywało, że dzieło to nie jest polską stratą” – napisał na Twitterze wicepremier Gliński.

„Proweniencję książki ustaliliśmy m.in. we współpracy z ZN im. Ossolińskich oraz ze stroną francuską. Wszystko wskazuje na to, że książka już na przełomie XIX i XX w. znajdowała się we Francji” – dodał minister kultury.

Polityk zauważył jednak, że choć w tej sprawie nie można wysuwać zarzutów pod adresem Francuzów, to są obszary, w których ich postawa pozostaje odległa od oczekiwanych standardów.

„Ale inne dzieło sztuki –  Holenderski brzeg rzeki J.van Goyena, które zostało zrabowane z czasie II wojny światowej ze zbiorów wrocławskich, nadal znajduje się we Francji – w Muzeum Luwr, które do dziś nie odpowiedziało na wniosek restytucyjny MKiDN” – zauważa wicepremier Piotr Gliński.

Źródło: Twitter / wprost.pl / rmf24.pl / rp.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj