Nie dostał Nobla, bo wybrał polskość i był wierny Ojczyźnie! Historia profesora Rudolfa Weigla

1
981
Rudolf Weigl

Nie miał rodziców rodem z Polski, ani nawet odległego polskich korzeni. Mimo tego wybrał polskość i trwał przy podjętej decyzji nawet w obliczu zagrożenia życia. Z powodu swojego wyboru stracił też szansę na otrzymanie Nagrody Nobla. A zasłużył na nią jak mało kto!

Rudolf Stefan Jan Weigl urodził się w roku 1883 w morawskim Przerowie. Ojciec: austriacki Niemiec i fabrykant, matka: także Austriaczka, tyle że z arystokratycznej rodziny (niektórzy uważają, że była Czeszką). Niezależnie jednak od niemieckiego lub czeskiego pochodzenia Elżbiety Krösel przyszły naukowiec nie miał nic wspólnego z krajem położonym na północ od Karpat. Jednak po śmierci ojca, Fryderyka Weigla, matka bohatera niniejszego tekstu wyszła za Polaka: Józefa Trojnara, profesora gimnazjum w Jaśle oraz Stryju (dziś: Ukraina). Rudolf miał wówczas cztery lata. Języka polskiego nauczył się dopiero w wieku siedmiu lat.

Nie było jednak oczywistym, że Rudolf wybierze polskość, a jego miłość do kraju ojczyma stanie się tak wielka, że z powodu wierności Polsce będzie cierpiał. Na tym przykładzie widzimy jednak doskonale coś, o czym zapominamy w dobie zachłyśnięcia się kulturą zachodnią i swoistej mody na manifestacyjne wstydzenie się polskości. Polskość, polska kultura i wszystko co związane z naszym narodem, było w przeszłości po prostu niezwykle atrakcyjne dla obcokrajowców z Zachodu i Wschodu. O sile oddziaływania niech też świadczy fakt, że funkcjonowało ono także wtedy, gdy nie mieliśmy niepodległego państwa. Profesor Weigl dokonał bowiem swego wyboru w chwili, gdy nasza Ojczyzna była podzielona między trzech zaborców. Gdy zaś dokonał wyboru – pozostał mu wierny.

Karierę naukową zaczynał jeszcze w czasach Austro-Węgier i galicyjskiej autonomii nadanej Polakom przez władze w Wiedniu. Rudolf Weigl kształcił się najpierw na prowincji, a potem w samej stolicy: na Uniwersytecie Lwowskim. Tam też został specjalistą od anatomii i zoologii, co poniekąd zostało wykorzystane przez CK-Armię w trakcie I wojny światowej. Młody Rudolf został powołany do wojska i zajmował się zwalczaniem pasożytów.

Jego uwagę przykuło jednak coś jeszcze, problem, o którym dziś zwykło się nie pamiętać omawiając działania na frontach. Mowa o epidemii tysufa plamistego, która zabiła w trakcie konfliktu kilka milionów osób. Najbardziej intensywne ogniska epidemiczne występowały w roku 1915, co na pewien czas sparaliżowało nawet część austro-węgierskiej (i nie tylko) armii. Problem w przypadku Polski odżył także w roku 1920, w trakcie wojny z bolszewikami.

Rudolf Weigl w swoich badaniach żadnych przerw jednak nie miał. Już podczas wojny prowadził intensywne prace, korzystając przy tym z najnowszych ustaleń europejskiej nauki. Kontynuował je także po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Został wówczas (będąc od roku 1913 doktorem habilitowanym) kierownikiem Pracowni do Badań nad Tyfusem Plamistym.

W wyniku odnoszenia wielu naukowych sukcesów już w roku 1920 został profesorem biologii ogólnej Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Wówczas też w jednym ze starych budynków uniwersyteckich założył laboratorium, w którym wytwarzał największy wynalazek jego życia: szczepionkę przeciwko tysufowi plamistemu. W swoich pracach zastosował innowacyjną metodę wytwarzania szczepionki w oparciu o zakażone wszy laboratoryjne, które hodował na ludzkiej krwi. Miał w tym dziele wielu współpracowników, ale insekty karmił także na swoim ciele.

Pierwszą akcję szczepień Rudolf Weigl zorganizował we wschodniej Małopolsce, a preparat skierował do społeczności Hucułów. Była ona szczególnie mocno narażona na wystąpienie epidemii. Następnie szczepiono Polaków z innych stron kraju. Wkrótce środki chroniące przed groźną chorobą zastosowano w Chinach, Australii oraz afrykańskich koloniach Belgii, Francji oraz Włoch.

Za swoje dokonania polski naukowiec otrzymywał liczne ordery od władz państwowych oraz papieża. Zaczęto też coraz głośniej mówić o Nagrodzie Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny dla Rudolfa Weigla. Wielokrotnie był do niej nominowany. Jego lwowski ośrodek badawczy zaczęli odwiedzać uczeni z całego świata. Do roku 1939 naukowiec zwalczał ogniska epidemiczne na kilku kontynentach, ale najbardziej prestiżowej naukowej nagrody nie otrzymał.

Po 1 września roku 1939 Lwów zajęli Sowieci. Choć nie mieli pozytywnego stosunku do polskich elit, to pozwolili kontynuować Weiglowi jego badania oraz produkcję szczepionki. Wiedzieli bowiem doskonale, że preparat jest potrzebny także ich armii. Dlatego też wspierali działania mające na celu zwiększenie wydajności laboratorium.

Podobne podejście mieli również Niemcy, którzy latem roku 1941 zaatakowali swoich dotychczasowych sowieckich sojuszników. I choć nazistowski reżim mordował polskich profesorów, to Rudolf Weigl mógł nadal pracować. Produkował bowiem szczepionkę potrzebną także wojsku niemieckiemu. Co więcej, naukowiec otrzymał możliwość nieskrępowanego doboru personelu do swojego laboratorium. Profesor Weigl wykorzystało to w celu ratowania ludzi.

Polski naukowiec zaczął bowiem zatrudniać setki osób na stanowiska karmicieli wszy. Polegało to na przyczepianiu do pracownika zakładu badawczego pudełeczka z insektami, które w ten sposób odżywiały się ludzką krwią i rosły, co było potrzebne przy produkcji szczepionek. W całym działaniu chodziło jednak głównie o zatrudnienie. Kto karmił wszy dla Weigla, ten był bezpieczny, tego nie spotkał tragiczny los, który był udziałem m.in. lwowskich profesorów zamordowanych przez Niemców latem roku 1941. Szacuje się, że sprytnie wykorzystując niemieckie zapotrzebowanie na szczepionki profesor Rudolf Weigl uratował nawet kilka tysięcy osób należących do różnych grup społecznych: lwowskich naukowców, w tym osoby pochodzenia żydowskiego oraz liderów polskiego państwa podziemnego. Wśród ocalonych przed represjami wymienić można m.in. profesora Stefana Banacha, matematyka czy Zbigniewa Herberta, poetę. Za ratowanie Żydów Rudolf Weigl został pośmiertnie odznaczony medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Ponadto podczas wojny profesor i jego ludzie nielegalnie i za plecami okupantów dostarczali szczepionki partyzantom, ludności cywilnej oraz osobom stłoczonym w gettach.

Szczepionka na śmiertelną chorobę potrafiącą sparaliżować armię była dla nazistów na tyle ważna, że Rudolf Weigl nie poniósł konsekwencji odrzucenia propozycji stania się Niemcem. Proponowano mu bowiem objęcie naukowej katedry w Berlinie w zamian za zadeklarowanie przynależności do tego narodu. I choć Weigl nie podważał swojego austriackiego pochodzenia, to zauważał jednoznacznie: „Człowiek raz na całe życie wybiera sobie narodowość. Ja już wybrałem”.

Wybrał polskość. I choć nie był represjonowany po odmówieniu Niemcom, co nie było wykluczone, gdyż oferta zawierała także pogróżki, to z powodu trwania przy polskości Niemcy nie poparli jego nominacji do Nagrody Nobla.

Także w chwili wycofywania się Niemców profesor Weigl odmówił ewakuacji na Zachód. Odmówił także Sowietom proponującym mu objęcie katedry w Moskwie i dołączenie do elity sowieckiej nauki. Musiał natomiast opuścić Lwów, co czynił ze smutkiem. Miasto po roku 1945 nie należało jednak do Polski, a ZSRR.

Profesor Weigl pracował jednak nadal, tyle że w Krakowie, a następnie Poznaniu. Jednak i tym razem z powodu wierności Polsce spotkały go nieprzyjemności. Mimo że uratował od śmierci setki, a nawet tysiące osób zagrożonych niemieckimi represjami, mimo że dostarczał szczepionki partyzantom, cywilom i Żydom w gettach, władze komunistyczne traktowały go jak obcego, jak niemieckiego kolaboranta, choć wprost odmówił Niemcom zadeklarowania niemieckiej narodowości i sam stracił z tego powodu szansę na Nagrodę Nobla. Owa nieufność, a wręcz wrogość do profesora Rudolfa Weigla spowodowały, że poniekąd odnowił się sojusz nazistów i komunistów. Tak jak oba totalitaryzmy zaatakowały Polskę w roku 1939, tak najpierw naziści, a potem komuniści zablokowali wybitnemu naukowcowi drogę do najbardziej prestiżowej nagrody. Dodatkowo rozpowszechniano plugawe i zakłamane plotki na temat jego rzekomej kolaboracji z Niemcami, w czym wsławił się jeden z naukowców, którego pracę przed rokiem 1939 profesor Weigl ocenił krytycznie.

Rudolf Weigl zmarł w roku 1957. Za swoje przełomowe odkrycie, szczepionkę na tyfus plamisty, która uchroniła przed śmiercią miliony ludzi na całym świecie, otrzymał liczne ordery, ale nie dostał najbardziej prestiżowej Nagrody Nobla. Był do niej wielokrotnie nominowany i nikt nie miał wątpliwości, że na nią zasłużył. Najpierw jednak nie zdecydowano się jej mu przyznać, gdyż uważano, że kolejna nagroda związana z badaniami nad tyfusem powinna chwilę poczekać po przyznaniu Nobla w roku 1928 Charlesowi Nicolle za prace w tym obszarze. Następnie świat ogarnęła wojna, a Weiglowi odmówiono najwyższych honorów najpierw dlatego, że był wierny Polsce i odmówił dokonania narodowej zdrady, następnie zaś dlatego, że komunistyczni zdrajcy mierzyli go swoją miarą i uznawali za kolaboranta.

Rudolf Weigl zasłużył jednak na wdzięczną pamięć całej ludzkości, w tym swoich rodaków: Polaków. Zapisał się bowiem w historii świata złotymi zgłoskami rozpoczynając zwycięską walkę ze śmiertelną chorobą zakaźną. W historii naszego narodu zapisał się zaś także jako wierny syn Polski. Choć nie miał nawet polskiego pochodzenia pozostawał Polakiem także wtedy, gdy wybór oznaczał cierpienie. Dodatkowo robił wszystko co mógł, by ratować ludzi zagrożonych prześladowaniami ze strony okupantów. Słowem: prawdziwy bohater i wzór do naśladowania. Wzór, o którym ciągle mało kto pamięta.

Michał Wałach

1 KOMENTARZ

  1. Nobel to żadna prestiżowa nagroda, otrzymało go masa ludzi nie wartych nawet splunięcia. Pseudonaukowców i postaci byle jakich. Wielu tych, co faktycznie ruszyło naukę z kopyta nie otrzymało niczego. Największy „nobl” to jest pamięć ludzi o tych osobach i ich wynalazkach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj