Mamy rok 1607. Załogi trzech okrętów, Susan Constant, Godspeed i Discovery, należących do Wirgińskiej Kompanii Londyńskiej, zakładają osadę Jamestown u wybrzeży rzeki James. Jej przywódcą zostaje John Smith, a 1 października 1608 roku, kolonia rozrasta się o 70 nowych osadników. Wśród nich znajduje się sześciu Polaków, będących wysoko wykwalifikowanymi rzemieślnikami.
U wybrzeży nowego świata
Michał Łowicki, Zbigniew Stefański, Stanisław Sadowski, Jan Mata z Krakowa, Jan Bogdan z Kołomyi i Lawrence Bohun; tak brzmią imiona pierwszych Polaków zamieszkujących Jamestown. Ich przywódcą został Michał Łowicki, polski kupiec i szlachcic urodzony w Londynie. Nic dziwnego, że to właśnie on został liderem. Jako handlarz często współpracował z Wirgińską kompanią, a do tego płynnie posługiwał się zarówno językiem polskim, jak i angielskim.
Jego kompani przedstawiali sobą różne gałęzie rzemiosła. Stanisław Sadowski, również szlachcic, był specjalistą od wycinki drewna i budowy domów. Jan Mata zajmował się wyrobem szkła i mydła, a Lawrance Bohun, przyjaciel Łowickiego, jako lekarz dbał o zdrowie kolonistów. Muszę tutaj zaznaczyć, że Bohuna nie do końca można uznać za polskiego osadnika. Jego rodzice prawdopodobnie urodzili się w Białymstoku, ale on sam pochodził z Anglii. Na temat jego życia nie wiadomo na tyle dużo, by dało się stwierdzić, z którym narodem się utożsamiał.
Jan Bogdan i Zbigniew Stefański również dobrze się znali. Ten pierwszy zajmował się wydobyciem smoły i szkutnictwem, będąc przy tym znanym poliglotą. Stefański natomiast zasłynął swoim szklarskim rzemiosłem, stając się świetnym specjalistą najpierw w Polsce, potem w Holandii, a w końcu i w Jamestown. Co ciekawe, Stefański jest również autorem niezachowanego do dzisiejszych czasów Pamiętnika Handlowca, czyli wspomnień z wyprawy do nowego świata. Według niego Polacy w kolonii stanowili nie tylko grupę świetnych specjalistów rzemieślniczych, ale i pracowali jako handlarze. Twierdził w nim również, że to właśnie oni zaprezentowali kolonistom grę w palanta, która w późniejszych latach rozwinęła się w baseball.
A dlaczego akurat ściągnięto Polaków? John Smith wybrał ich celowo. Mówiąc krótko i brutalnie, poszukiwał taniej, a jednocześnie kompetentnej siły roboczej, a w tamtych czasach nasi rodacy nie życzyli sobie wiele za swoje usługi.
Ciężka praca
Z roku na rok Jamestown się rozwijało, a osadę zasiedlali nowi przybysze. Mimo tego polscy specjaliści byli wciąż niezmiernie ważni dla funkcjonowania kolonii. John Smith zdecydował, że osada nie tylko powinna wydobywać i produkować tyle, ile potrzeba do jej rozwoju. Uznał, iż musi dodatkowo eksportować produkty do Europy. Rzemieślnicy sprowadzeni z Polski dawali właśnie taką możliwość. Byli tak dobrymi fachowcami, że nie tylko prowadzili warsztaty, ale i nauczali kolejnych osadników swojego rzemiosła. Oczywiście, większość uczniów była Polakami, wszak ze swoimi najłatwiej się dogadać.
Nie tylko pracą wykazali się nasi krajanie. Niektórzy z was mogli słyszeć o tym, jak John Smith został uratowany przed Indianami z plemienia Algonquian właśnie przez Jana Bogdana i Zbigniewa Stefańskiego. Nowi osadnicy z Polski wykazywali się w obronie kolonii przed atakami tubylców, choć tutaj trzeba zaznaczyć, mieszkańcy Jamestown sami dość mocno prowokowali swoich sąsiadów.
Życie w Jamestown
Polakom w kolonii żyło się jednocześnie dobrze i niełatwo. Niełatwo dlatego, że zarabiali mniej niż angielscy koloniści, a pracowali ciężej od nich. Do tego całe osadnictwo bardzo źle zorganizowano. Wirgińska kompania przysyłała mnóstwo kolonistów, ale już nie kwapiła się, by wraz z nimi dosyłać potrzebne zapasy. To oznaczało, że dopiero co założone Jamestown musiało od razu zacząć na siebie zarabiać, żeby móc się samodzielnie utrzymać. W pierwszych miesiącach było co prawda trochę łatwiej. Okoliczni Indianie powitali przybyszów zapasami i liczyli na wymianę handlową. To jednak się zmieniło, gdy zrozumieli, że osadnicy chcą zagarnąć na ich ziemie. Do tego w 1608 roku, zbiory tubylców okazały się na tyle niskie, że nie mogli dzielić się nimi z przybyszami. W efekcie tego koloniści zaczęli napadać na Indian, w celu ograbienia ich z żywności.
A dlaczego nasi rodacy mieli też dobrze? Otóż przywódca Jamestown bardzo lubił Polaków i Holendrów. Wynikało to z tego, że to właśnie oni najciężej pracowali, niezależnie od przeciwności. Gdy inni się ociągali i byli dyscyplinowani przez Smitha, oni harowali dalej, czym zasłużyli sobie na szacunek przywódcy.
Jednakże w 1609 roku Smith uległ wypadkowi. Gdy płynął kajakiem, postanowił zapalić fajkę. Był to kiepski pomysł, biorąc pod uwagę, że w łodzi znajdował się również proch. Wybuch co prawda go nie zabił, ale zranił na tyle, że Smith musiał wrócić na leczenie do Anglii. Jego następca doprowadził do pogłębienia konfliktu z Indianami i głodu w kolonii. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1610 roku. Wtedy kompania zdołała namówić bogatszych Anglików do zasiedlenia Jamestown, co doprowadziło do końca kryzysu z zapasami.
Z Polakami tak się nie pogrywa
Przez kolejne lata kolonia rozwijała się coraz szybciej. Przybywali nowi osadnicy, w tym i z Polski. Rosły kolejne gałęzie biznesu i otwierano nowe warsztaty, ale przez ciągłe konflikty z Indianami, nie można powiedzieć, żeby było spokojnie.
Natomiast Polacy w stosunku do innych kolonistów ustawili się całkiem nieźle. Dzięki temu, że to właśnie oni byli najlepszymi specjalistami, w ich rękach znajdował się prawie cały przemysł Jamestown. Nie znaczyło to, że jakoś szczególnie się bogacili, mimo wszystko umowy podpisywane jeszcze w Europie nie były zbyt korzystne. Z drugiej strony, otrzymali prawa równe angielskim kolonistom, między innymi w zamian za to, że uczyli kolejnych osadników swojego fachu.
Prawa te jednak zostały podeptane w 1619 roku. Wtedy to z rozkazu gubernatora, w kościele w Jamestown, miano wybrać pierwsze w historii amerykańskie Zgromadzenie Ogólne. Miał to być demokratyczny rząd, dbający o dobry byt i szczęście osadników. Zgodnie z uchwalonym statusem prawo do głosu otrzymali wszyscy… pod warunkiem, że są Anglikami.
To doprowadziło Polaków do białej gorączki. Ich prawa właśnie zostały złamane, a oni oficjalnie stali się obywatelami drugiej kategorii. Dlatego też 30 lipca tego samego roku, polscy osadnicy rzucili narzędzia i odmówili wykonywania pracy. Tak zaczął się pierwszy strajk robotniczy w Ameryce Północnej.
Błyskawiczne zwycięstwo
Włodarze Jamestown, lekko mówiąc, nie byli przygotowani na tak radykalne działania Polaków. Wszak to właśnie oni wcześniej tak ciężko pracowali i nie skarżyli się, niezależnie od okoliczności. A teraz nagle wszyscy jednocześnie ogłosili strajk.
Jamestown w 1619 roku liczyło około 1000 stałych mieszkańców, z czego polskich rzemieślników było 50, a do całościowej liczby Polaków, należy oczywiście jeszcze dodać rodziny robotników. Biorąc pod uwagę, że nie wszyscy pozostali koloniści byli Anglikami, to gdyby otrzymali prawo głosu, w ich rękach znalazłby się wielka władza.
Polacy mieli też ogromną kartę przetargową. Jak wspominałem, to oni kontrolowali większość przemysłu Jamestown i gdy zaczęli strajkować, to dosłownie wszystko stanęło. Nawet gdyby pozbyto się ich siłą, kolonia skończyłaby bez robotników, niezbędnych do jej utrzymania.
Gubernator bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę, dlatego ugiął się już po jednym dniu. 31 lipca wprowadził poprawkę, zapewniającą prawo wyborcze Polakom, w zamian za dalszą naukę zawodu nowych kolonistów. Nasi rodacy na to przystali i już następnego dnia wrócili do pracy, stając się najważniejszą po Anglikach siłą polityczną.
Niestety, demokracja w Jamestown nie trwała długo. W 1624 roku król angielski zadecydował o zagarnięciu kolonii z rąk Wirgińskiej kompanii i uczynieniu z niej królewskich włości. Tym sposobem zniweczył marzenia o demokracji, stając się jej zamorskim władcą. Mimo to osada dalej się rozwijała. Jednakże, przez ataki i pożary, w 1699 roku stolica rejonu została przeniesiona do Williamsburga. Tym sposobem, Jamestown powoli zaczęło znikać z mapy Ameryki.
Maksymilian Jakubiak