Zgodnie z dość popularnym poglądem Rosja to kraj wewnętrznie słaby i mniej groźny niż chciałby tego Kreml, ale jednocześnie potrafiący odnosić polityczne zwycięstwa dzięki skutecznej dyplomacji (oraz międzynarodowej sieci agentów). Historia sprzedaży Alaski Stanom Zjednoczonym pokazuje jednak, że także rzekomo wybitna polityka graniczna Moskwy (a wtedy: Petersburga) może być wyłącznie propagandową wydmuszką.
Skąd Rosjanie wzięli się nad Pacyfikiem?
Rosja już w czasach Iwana IV Groźnego, a więc jeszcze za rządów Rurykowiczów, rozpoczęła budowanie czegoś na kształt imperium kolonialnego. Co prawda państwo carów nie zakładało przyczółków w zamorskiej Afryce czy Ameryce, a zdobywało tereny tuż za własnymi granicami, jednak poza tą drobną różnicą logistyczną i geograficzną działania Moskwy nie różniły się zbytnio od polityki Paryża czy Londynu.
Co więcej, można nawet powiedzieć, że cechy kolonizacji miały średniowieczne wpływy Nowogrodu Wielkiego w północno-zachodniej Syberii. Gdy więc republikańskie księstwo podbiła Moskwa, to przejęła także owe tereny etnicznie niesłowiańskie. Potem – właśnie za Iwana Groźnego – przyszedł czas na militarny, zbrojny podbój Chanatu Kazańskiego. Kolejne dekady i wieki to ekspansja kosztem państw i plemion Syberii, Azji Centralnej i Kaukazu, a już w połowie XVII wieku rosyjscy kolonizatorzy dotarli do Pacyfiku. Nie zanosiło się jednak na to, że ocean zatrzyma ich imperialny pęd, który – istotnie – trwał w najlepsze.
Rosja na obu brzegach Cieśniny Beringa
Jeszcze w I połowie XVIII wieku Rosjanie zaczęli eksplorować północno-zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej. W tym stuleciu, z rozkazu Katarzyny II, powstały też pierwsze punkty oparcia Petersburga na trzecim kontynencie. Ekspansji brakowało jednak wizji i dopiero po kilkunastu latach powstała faktoria handlowa na wyspie Kodiak. Warto natomiast nadmienić, że rosyjskie ekspedycje dotarły aż do ówczesnej hiszpańskiej Kalifornii i założyły tam nawet fort! Czy więc ludzkości groziło, że słynny napis „Hollywood” na zboczu góry Lee zostanie zapisany cyrylicą?
Wątpliwe, gdyż mimo zauważalnej poprawy sytuacji Rosjan w kolonizowanej Ameryce Północnej w ostatnich latach XVIII wieku, a szczególnie za czasów Pawła I, cały czas handel skórami i futrami nie jawił się jako najbardziej dochodowy biznes na świecie. Zapewne to właśnie ów czynnik w połączeniu z olbrzymimi odległościami od ojczyzny spowodował, że nigdy liczba rosyjskich kolonizatorów na Alasce nie przekroczyła nawet 400 osób.
Sprzedać – i z głowy!
Trudności w umocnieniu rosyjskiego panowania w Ameryce Północnej w połączeniu z fatalną sytuacją finansową państwa carów po przegranej wojnie krymskiej z Turkami, Francuzami i Brytyjczykami skłoniły Petersburg do… sprzedaży tego gigantycznego, ale rzadko zaludnionego (szczególnie Rosjanami) terenu. A tak się złożyło, że w Stanach Zjednoczonych część elit politycznych wyznawała poglądy, które wręcz zmuszały ich do zakupu. Na przeszkodzie nie stały wtedy także złe stosunku z USA, gdyż w tym czasie Petersburg i Waszyngton żyły w całkowitej zgodzie, a Rosja obawiała się raczej utraty słabo opanowanych terenów na rzecz znienawidzonych Brytyjczyków niż ich przejęcia przez Amerykanów. Szczególnie że ci gotowi byli zapłacić.
Za transakcję ze strony Waszyngtonu odpowiadał sekretarz stanu (a więc – przekładając ową rangę na warunki europejskie – minister spraw zagranicznych) William H. Seward, który jeszcze przed wojną secesyjną interesował się zagadnieniem. Walka wewnętrzna opóźniła jednak proces, ale z racji wyznawanych poglądów dyplomata nie zapomniał o swojej ambicji. Chciał bowiem, by Stany Zjednoczone rządziły absolutnie całym kontynentem Ameryki Północnej! Jak więc wobec tego miałby nie skorzystać z rosyjskiej propozycji? Szczególnie, że Petersburg – reprezentowany w negocjacjach przez Eduarda Andriejewicza Stiekla (Eduard de Stoeckl) – gotów był oddać tereny za… grosze!
Reprezentanci obu państw porozumieli się szybko i w nocy z 29 na 30 marca roku 1867 doszło do zawarcia umowy. Rosja zgodziła się oddać Stanom Zjednoczonym Alaskę za zaledwie 7,2 mln dolarów, co – po uwzględnieniu spadku siły nabywczej waluty – możemy uznać za równowartość nieco ponad 100 mln dzisiejszych dolarów. Ponadto, aby niechętni zakupowi ogrodu dla niedźwiedzi polarnych – jak nazywano prowincję – politycy z USA wyrazili zgodę na transakcję, Rosja musiała szeroko otworzyć sakiewkę z łapówkami, co pokazuje, jak problematyczną kwestią pozostawało posiadanie Alaski i jak bardzo Petersburg chciał się jej pozbyć, a Waszyngton nie palił się do zakupu. W ten sposób to Rosjanie wydali tysiące dolarów, by pokazać Amerykanom, jak świetny interes robią nabywając północno-zachodni fragment kontynentu.
Złoto, ropa, zimna wojna
Ostatecznie wszystkie organy amerykańskiej władzy zaakceptowały transakcję i Alaska oficjalnie stała się częścią USA (choć na status stanu musiała poczekać blisko sto lat). W ten sposób Rosjanie mogli odetchnąć z ulgą, gdyż co prawda zgarnęli niewielkie pieniądze, ale 7,2 miliona dolarów to i tak coś w obliczu ryzyka zbrojnego przejęcia terenów przez Brytyjczyków i zostania z niczym lub – w przypadku innego rozwoju wydarzeń – ciągłego męczenia się z terenem, który wymagał wielkich nakładów finansowych nie dając w zamian wymiernych korzyści. Teraz to Amerykanie mieli problem, a nie mieli kilku milionów dolarów. Wszak Alaska cały czas pozostawała niezagospodarowana i nikt nie miał pomysłu jak tchnąć w nią życie.
Sytuacja zmieniła się pod koniec XIX wieku i na zawsze odmieniła oblicze tego fragmentu świata. Należy jednak odnotować, że część osób spodziewała się takiego rozwoju wypadków. Zanim bowiem Rosja sprzedała Amerykanom północno-zachodni skrawek kontynentu, w pobliżu, nad rzeką Fraser w Kolumbii Brytyjskiej (a więc między Stanami Zjednoczonymi a Alaską), trwała gorączka złota, a niektórzy obserwatorzy i poszukiwacze liczyli, że idąc dalej na północ także odnajdą upragniony kruszec. I odnaleźli go w dużej ilości nad rzeką Klondike kilkanaście lat po włączeniu terenu w skład USA.
To właśnie owo odkrycie i chęć łatwego wzbogacenia się doprowadziły do masowych wyjazdów do dotąd tajemniczego i słabo zaludnionego terenu. Alaska zaczęła nabierać kształtu, miasta przestały przypominać opustoszałe wsie, a Rosjanie mogli pluć sobie w brodę.
Kolejne powody do smutku związanego z niemalże darmowym odsprzedaniem Alaski Stanom Zjednoczonym nadeszły w wieku XX – szczególnie zaś po roku 1945. Gdyby bowiem Sowieci posiadali tereny na północno-zachodnim krańcu Ameryki Północnej mogliby bez większego trudu szantażować swojego głównego zimnowojennego przeciwnika i zmuszać USA chociażby do rozlokowania większych sił nie w Europie, ale na Alasce. Nie da się też wykluczyć, że w takim scenariuszu ZSRR pokusiłoby się nawet o dokonanie inwazji. Tymczasem zamiast sowieckiego podboju USA z terytorium Alaski obszar został w roku 1959 kolejnym amerykańskim stanem, a niedługo później odnaleziono tam potężne złoża ropy naftowej, co znacząco osłabiło pozycję ZSRR na rynku surowców energetycznych. Kopalinę wydobywa się w olbrzymich ilościach do dziś, a niekiedy docierają nawet do nas informacje o odkrywaniu kolejnych złóż.
Widać więc wyraźnie, że transakcja z czasów Aleksandra II – wtedy (pomijając śmieszną kwotę) uzasadniona i racjonalna – to jeden z najgorszych interesów w historii ludzkości. Wszak car dostał grosze, a w zamian oddał przyszłemu przeciwnikowi Rosji w globalnej rywalizacji politycznej, ideologicznej i militarnej strategiczny teren oraz pozbył się surowców wartych setki miliardów dolarów.
Michał Wałach