Kim był przywódca rabacji galicyjskiej? Historia Jakuba Szeli. Część I: Przed rzezią

0
777
Rabacja chłopska 1846. Obraz Jana Lorenowicza. Fot.:Pesell, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons

Rabacja galicyjska boleśnie zapisała się w polskiej świadomości historycznej jako jedna z największych zbrodni popełnionych podczas zaborów. Jej symbolem do dziś pozostaje Jakub Szela. Degenerat, wybawiciel, potwór, chłopski król, zbój, bojownik, upiór, narzędzie kary Boskiej – tymi, jak i wieloma innymi epitetami określali Szelę współcześni mu ludzie. Kim jednak był naprawdę?

Czerń i Biel

Życiorys Szeli jest trudny do przedstawienia głównie z powodu sporej ilości źródeł na jego temat, wśród których nie doszukamy się jednak zbyt wielu wiarygodnych. Dlaczego? Cóż, już za życia chłopa powstało wiele legend, a głównie dwie skrajne wersje zostały zapamiętane.

Biała, czyli chłopska, przedstawia go jako wyzwoliciela i bojownika o wolność pospólstwa. Jest ona oparta na zeznaniach chłopów uczestniczących w rabacji, spisanych przez austriackich urzędników oraz o miejscowe podania przekazywane z pokolenia na pokolenie. Natomiast czarna, szlachecka, przedstawia go jako zatwardziałego mordercę, degenerata i potwora. Tu za najważniejsze źródła uchodzą pamiętnik Ludwiki Bogusz, córki Stanisława Bogusza, seniora rodu zamordowanego przez Szelę oraz powstała na podstawie tych wspomnień praca Wieś Siedliska-Bogusz Adama Bogusza, wnuka Stanisława. Mamy więc chłopów i Austriaków, częściowo odpowiedzialnych za rabację oraz rodziny zabitych. Wśród takich źródeł raczej nie możemy liczyć na same fakty i bezstronność. Problem z Szelą jest na tyle duży, że zachowały się nawet różne opisy jego wyglądu. Także najbardziej znana grafika przedstawiająca go z długimi włosami, kapeluszem w ręku i nieprzyjemną miną, nie ma nic wspólnego z wyglądem Szeli, jako że jej autor nie miał pojęcia, jak wygląda opisywany tu chłop.

Zachowało się za to parę biurokratycznych dokumentów i listów Szeli. Z ich pomocą można spróbować zrekonstruować życiorys i charakter chłopa oraz spróbować odpowiedzieć na pytanie; kim naprawdę był jeden z dowódców rabacji galicyjskiej. Żeby jednak oddać mu pełną sprawiedliwość trzeba opisać to krwawe wydarzenie, co odnajdą państwo przy okazji omawiania tego okresu w życiorysie Szeli.

Wczesne lata

Jakub Szela urodził się we wsi Smarzowa w 1787 roku. Miał co najmniej siedmioro rodzeństwa, w tym starszego brata, Kazimierza, co oznaczało, że Jakuba czekała przymusowa, 14-letnia służba w austriackim wojsku. Chłop jednak uniknął tego losu z pomocą siekiery, którą to obciął sobie dwa palce.

Po uniknięciu wojska nieposiadający ziemi Jakub rozpoczął pracę rzemieślnika. Mimo uszkodzonej ręki stał się znakomitym kołodziejem i cieślą. Dzięki temu pojął za żonę Rozalię, wychowankę dworu Boguszów. Dostała ona od dziedziców w posagu zagrodę i tym sposobem Szela uzyskał ziemię na swoje użytkowanie. Dwór zauważył potencjał dobrego rzemieślnika mającego wpływ na chłopów, dlatego ziemia znajdowała się niedaleko dworu Boguszów, w wiosce Siedliska, aby dziedzice mogli mieć oko na Jakuba.

Szela sprawnie zarządzał ziemią i zasłynął gościnnością. Zawsze miał do zaoferowania coś do jedzenia czy mocniejszego do picia, mimo że sam wzbraniał się od alkoholu. Był też trzy lub czterokrotnie żonaty, a okoliczności śmierci jego małżonek pozostają do dziś owiane tajemnicą. Niektórzy uważają, że zmarły naturalnie, a inni, że to Szela przyczynił się do ich śmierci.

Do najbardziej „okrutnych” przesłanek z życia Szeli trzeba jednak podchodzić z dystansem. Propaganda szlachecka rozpowszechniała wiele takich informacji, z czego większość pozostaje niepotwierdzona, a ich główne źródło to na przykład wspomniany pamiętnik Boguszowej. Przykładem takiego „faktu” jest choćby spalenie ojcowskiej chaty przez Szelę. Przejaskrawienia (choć mniej liczne) znajdziemy także w propagandzie pozytywnej. Nie wynika to jednak z faktu, że Szela był całkowicie pozytywną postacią – absolutnie nie – ale z tego, że Austriakom po rabacji zależało raczej na wyciszeniu postaci Szeli, który stał się wzorem do naśladowania dla wielu chłopów.

Chłopska krew

Szela nie był tak pokornym chłopem, jakby Boguszowie sobie tego życzyli. Zyskał szacunek w nowej wsi i mimo analfabetyzmu stał się jej reprezentantem w licznych sprawach, jak choćby w każdym sporze z dziedzicami Siedlisk. Ze skargami do starosty tarnowskiego, Josepha Breinla, chodził pieszo, a przez panów za swoją niepokorność był wielokrotnie karany. Na ziemiach Boguszów nie szczędzono kija na chłopów niepłacących pańszczyzny, mimo że według prawa wprowadzonego przez austriackiego cesarza bić ich już nie było wolno. Ten problem istniał jednak na terenie całej Galicji – ba – w mniejszym lub większym stopniu i w całej Europie.

Zabijanie chłopów również zostało zabronione, ale zdarzały się przypadki „śmierci przez zamęczenie”, czyli celowe karanie przez tak długi czas, aby chłop cało z tego nie wyszedł, np. poprzez trzymanie biedaka w beczce z wodą aż zgnił.

Szela, jako reprezentant praw wsi w konfliktach z Boguszami, dość często stawał się ofiarą kar. Z pewnością bito go kijami, najpewniej też zamykano w ciemnym pomieszczeniu. Raz też przywleczono go w łańcuchach do kościoła na Boże Narodzenie. Tam, w środku zimy, kazano mu stać boso w centrum kościoła, wystawiając go tym samym na pośmiewisko i przestrogę. Odmrożenia z tamtego dnia dokuczały mu do końca życia.

Głównym powodem konfliktu na linii Szela-Bogusze stała się pańszczyzna. Szela był jej ogromnym przeciwnikiem – do tego stopnia, że odmawiał jej wykonywania. Uważał ją za rażącą niesprawiedliwość powodującą biedę chłopów. Miał wśród mieszkańców wsi wielu zwolenników zmęczonych zarówno nieprzynoszącą im niczego harówką, jak i bolesnymi karami nakładanymi przez panów. Im dłużej jednak trwała jego walka z pańszczyzną i cierpienia, tym mocniej przebijał się jeszcze jeden motyw konfliktu. Zemsta. I nie on jeden miał na nią chęć.

Czara goryczy

Życie pod rządami Boguszów nie było wcale wyjątkowe, a to, co spotykało ich chłopów, działo się i na innych terenach. Nie znaczy to oczywiście, że każdy dziedzic to wcielenie zła znęcające się nad poddanymi. Niektórzy nie tylko traktowali pospólstwo w sposób neutralny, oczekując odrabiania pańszczyzny i nie stosując bolesnych kar, ale i zdarzały się osoby pomagające im z narażeniem życia. Taka sytuacja miała miejsce choćby na dworze w Grudnej Dolnej. W 1799 roku mieszkała tam Eufrozyna Chwalibóg. Dama osobiście opiekowała się chłopami podczas epidemii i nie szczędziła pieniędzy na lekarzy. Chłopi jeszcze długo potem wspominali dobrą panią i zapewne dlatego nie doszło na tamtym terenie do rabacji.

Spostrzegawczy czytelnik zauważy jednak, że Szela ze swoimi poglądami kursował jedynie pomiędzy starostą a wsią. Galicja była natomiast znacznie większa. Jak więc, co sugerują niektórzy, niepiśmienny deputowany pobudził tak wielki obszar do rabacji? Otóż odpowiedź jest prosta: nie zrobił tego.

I tutaj na pierwszy plan wkracza starosta tarnowski Breinl, który miał w Galicji problem. Pojawili się tam bowiem polscy demokraci nawołujący chłopów i szlachtę do narodowego powstania. Ze szlachtą szło im całkiem nieźle, jednak dla wielu chłopów idea powstania narodowego i utożsamiania się z Polską była dość abstrakcyjna, choć i wśród nich znalazło się paru chętnych. Tu właśnie zawiodła propaganda niepodległościowców. Przestali agitować we wsiach i skupili się na szlachcie, licząc, że pospólstwo pójdzie za powstaniem, gdy już się zacznie.

Tę lukę wypełnił Breinl. Starosta tarnowski żył z chłopami całkiem dobrze. Chętnie przyjmował ich u siebie i pozwalał zwierzać się z problemów. Składał im obietnice, przekonywał o dobroci cesarza i straszył dziedzicami, co – biorąc pod uwagę praktyki szlachty – bywało niekiedy dość łatwe. Nie warto się jednak łudzić, że Breinl był człowiekiem szczególnie wrażliwym na cierpienia ludu. Był on po prostu zręcznym politykiem manipulującym ludźmi dla swoich korzyści. Obawiał się powstania, które w wyniku leniwych działań politycznych Lwowa i Wiednia oraz skromnej armii obecnej na jego terenach stanowiło realne zagrożenie. Dlatego też Breinl był bardzo zainteresowanym przeciągnięciem gminu na stronę cesarza.

Jednym z chłopów przyjmowanych u starosty był właśnie Jakub Szela. Urzędnik odnosił się do niego dość przyjaźnie, choć z zachowanych wspomnień jego i współpracowników możemy wywnioskować, że nie darzył go szacunkiem. Krążą nawet pogłoski, że przynajmniej raz siedział obok niego na kanapie. Podobno też obiecał mu, że austriacki cesarz usunie pańszczyznę i nazwał Szelę wiernym sługą, który, gdy nadejdzie czas, będzie miał 24 godziny, by uczynić z polskimi panami to, co uważa za słuszne.

Oprócz przyjmowania chłopów starosta rozsyłał ludzi po wsiach, żeby straszyli wieśniaków powstańcami. Według austriackiej propagandy panowie nie szykowali się do walki o niepodległość, a mieli zamiar zabijać chłopów. Przyjmowani przez starostę deputowani roznosili w swoich wsiach wieści o dobroci cesarza i planowanym zniesieniu pańszczyzny, a urlopnicy, czyli powracający do domu poborowi austriaccy, głosili pochwały cesarskiej władzy. Przez to pałający nienawiścią do panów chłopi zaczęli odczuwać jeszcze silniejsze emocje, w tym strach. Z drugiej strony mieli przedstawioną postać dobrego cesarza, który już zakazał bicia i zabijania chłopów. Dlatego nie dziwi, że gdy miało już dojść do powstania wydarzyła się tragedia.

Maksymilian Jakubiak

Część II tekstu można przeczytać klikając TUTAJ.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj