Polska nie była i też nie oszukujmy się, nie aspirowała zbytnio do stania się potęgą kolonialną. Owszem, za czasów II Rzeczypospolitej, próbowaliśmy wkręcić się w kolonialny biznes, lecz nasza droga usiana była trudnościami i nogami, podstawianymi nam przez mocarstwa. Mniej osób jednak wie, że już w czasach I RP pojawił się w nas zalążek kolonialnych ambicji.
Od początku
Kolonizacja w czasach I RP jest tak specyficzna, że trudno nawet wybrać, od czego zacząć. Można się również kłócić, czy pierwsza kolonia Polski w ogóle zasługuje na to miano. Z drugiej strony, tak samo kolejne wymienione tu kolonie nie należały technicznie do polskiej korony, a pozostawały własnością naszego lennika. Niemniej przedstawię wam chronologicznie wszystkie miejsca, a wy sami zdecydujecie, co uznać za pierwszą próbę polskiej kolonizacji. Zaczynamy!
W 1462 roku, mieszkańcy Kaffy, dzisiaj Teodozji, wystosowali prośbę do polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka. Pragnęli oni oddać się w królewską opiekę, w zamian ochronę polskiego wojska. Kaffa była w tamtym czasie bogatym, kulturowo zróżnicowanym miastem. Słynęła ze swoich targowisk, potężnego obwarowania i ogromnej liczby mieszkańców, zwłaszcza jak na tamte czasy. Dlaczego więc potrzebowali naszej pomocy?
Otóż w 1453 upadł Konstantynopol. Został on zajęty przez Imperium Osmańskie i Kaffa obawiała się, że podzieli ten los. Nie pomyliła się. W 1475 roku miasto zostało zaatakowane przez liczącą 40 tysięcy żołnierzy armię turecką. Pomoc wysłana przez Polskę okazała się niewystarczająca, by obronić miasto. Nie wynikało to jednak z braku chęci do pomocy. Tak się zdarzyło, że posiłki, mające dodatkowo wesprzeć obronę Kaffy, zostały rozgromione pod zamkiem w Barze.
Księstwo Kurlandii wkracza do gry
Dla tych, co chcą odświeżyć swoją wiedzę, Księstwo Kurlandii i Semigalii to dawne lenno polskiej korony. Znajdowało się ono na terenach dzisiejszej południowo-zachodniej Łotwy. Było to państwo zamieszkane głównie przez Litwinów i Łotyszy. Polscy władcy zazwyczaj nie mieszali się zbyt mocno do polityki księstwa, pozwalając mu na swobody i samodzielne decyzje. Trzeba też rzec, że przy kolonizacji, to Kurlandczycy grali pierwsze skrzypce, jednakże nadal odbywało się to za aprobatą Polski, a wszelkie założone osady stawały się naszym lennem.
Pierwsze próby Kurlandczycy podejmowali samodzielnie. Na swój cel wzięli wyspę Tobago. W 1637 roku polscy lennicy dotarli na wyspę i założyli Nową Kurlandię, zalążek przyszłej kolonialnej potęgi. Niestety, osada okazała się niemożliwa do utrzymania i księstwo musiało ją zlikwidować. Kurlandczycy nie poddawali się jednak i podjęli kolejne dwie, nieudane próby w 1639 i w 1642 roku.
Kurlandzki książę Kettler zastosował w końcu bardziej przemyślane podejście. Po swoich europejskich podróżach postanowił wzorować się holenderskim sposobem kolonializmu. Do tego rozwinął flotę i rozbudował porty w Windawie i Lipawie, żeby stworzyć potrzebne zaplecze. Uznał też, że księstwo samo może sobie nie poradzić z tak wielkim przedsięwzięciem, odezwał się więc z prośbą do swojego seniora, króla Władysława IV Wazy, a gdy ten zmarł niedługo potem, do jego następcy, Jana Kazimierza. Obaj władcy byli przychylni idei Kurlandczyków, a do tego książę zyskał jeszcze jednego partnera handlowego, papieża Innocentego X.
Jedna kolonia? Lepiej dwie!
Jakub Kettler postanowił, że przed ponowną kolonizacją Tobago, kurlandzkie imperium handlowe musi mieć zaplecze w Afryce. W ten sposób chciał stworzyć węzeł handlowy między Ameryką, Europą i Afryką. By zrealizować ten cel, podjął próbę współpracy z Holendrami, ci jednak nie dawali mu jasnej odpowiedzi, wobec czego książę znalazł inną drogę. W 1651 roku major Heinrich Fock nabył od tubylczego króla wyspę nad rzeką Gambia. Wybudował tam Fort Jakuba, a zaraz potem kupił kolejną wysepkę, gdzie założył Fort Jillifree. Kurlandczycy wkrótce wydzierżawili jeszcze jeden kawałek lądu, tym razem od innego, miejscowego króla. Tam zbudowali Fort Bayona.
Osadnicy z Kurlandii, jak na standardy kolonialne, obchodzili się bardzo łagodnie z miejscowymi. Książę nakazał, aby przybysze uczyli się nie tylko zwyczajów, ale i języka tubylców. Miejscowi władcy byli obsypywani podarkami oraz traktowani przez Kettlera i gubernatora na równi z europejskimi książętami. Kurlandczycy co prawda handlowali, tak jak wszyscy, niewolnikami, aczkolwiek lokalnym władcom to nie przeszkadzało, ponieważ ściągali ich z głębi lądu. Książę również nawracał tubylców na chrześcijaństwo, lecz i to nie prowadziło do niezgód. Zresztą, stosunki z miejscowymi były na tyle dobre, że jeden z afrykańskich władców wysłał nawet poselstwo do Mittawy, a do tego wraz z wieloma innymi autochtonami walczył u boku Kurlandczyków z wrogami, atakującymi ich kolonię. O tym jednak powiemy później, teraz przenieśmy się na inny kontynent.
W 1654 roku książę podjął kolejną próbę założenia Nowej Kurlandii na wyspie Tobago. Wykorzystano wcześniej założone przyczółki i wysłano na wyspę 80 rodzin kolonistów i 120 żołnierzy, na największym okręcie kurlandzkiej floty, Herbie Księżnej Kurlandii. Nowi koloniści założyli tam Fort Jakuba oraz osady Jacobstadt i Casimishafen. Tę ostatnią nazwali na cześć Jana Kazimierza.
Osadnicy mieli zajmować się głównie hodowlą trzciny cukrowej, wykorzystując sprowadzanych do tego celu niewolników z Afryki. Wkrótce jednak w obu koloniach zaczęły się nawarstwiać problemy. Co się stało?
Stali się Holendrzy
Tak, ci sami, do których z ofertą współpracy przyszedł wcześniej kurlandzki książę. Wpierw połasili się na kolonie w Gambii. Założyli oni faktorię obok Kurlandczyków, a dzięki większemu wsparciu finansowemu, prześcignęli ich pod względem rozwoju. Od 1655 roku, niejednokrotnie atakowali sąsiednich osadników, jednak dzięki odwadze żołnierzy i pomocy tubylców, Kurlandczycy wielokrotnie obronili swoje posiadłości. Zapytacie, gdzie było wsparcie papieża, lub pomoc króla polskiego? Cóż, papieżowi Innocentemu X stanął na przeszkodzie fakt, że zmarł w 1655 roku. Jan Kazimierz natomiast trapiły poważniejsze problemy na własnym podwórku. Wszak w 1655 zaczął się potop szwedzki.
I to właśnie potop szwedzki przyczyni się znacząco do zwycięstwa holenderskich najeźdźców. W 1658 roku, mimo zachowania neutralności, wycofująca się armia szwedzka splądrowała Kurlandię i wzięła do niewoli księcia Kettlera. To doprowadziło do upadku kurlandzkiej gospodarki i zdezorganizowania działań kolonii. Dlatego też, w 1659 roku, Holendrzy zajęli nie tylko gambijskie posiadłości swoich konkurentów, ale i skutecznie połasili się na Nową Kurlandię.
Dalej historia jest już krótka. W 1660 roku, na mocy pokoju Oliwskiego, książę Kettler został wypuszczony z niewoli, a Kurlandczycy odzyskali kolonię na Tobago, jednak przez konkurencję, piratów i pokłosie gospodarczego zniszczenia, musieli ją opuścić 6 lat później. Książę Kettler podjął jeszcze jedną próbę w 1680 roku, lecz zmarł dwa lata później, co znów doprowadziło do upadku kolonii w 1683. Jego następca, Fryderyk Kettler podejmie próbę odzyskania Nowej Kurlandii w 1686, ale i ona zakończy się fiaskiem, przez problemy z zaopatrzeniem i śmierć 1/3 kolonizatorów z rąk tubylców i chorób. Ostatecznie osadnicy wycofali się z Tobago w 1690 roku, aczkolwiek jeszcze przez ponad 100 lat Kurlandczycy będą rościć sobie prawa do swojej posiadłości. Zakończy się to dopiero w roku 1795, po III rozbiorze Polski, gdy Kurlandia stanie się częścią Rosji. Tak zakończy się kolonizacja lennika I RP.
Co do gambijskiej posiadłości, sprawa jest znacznie prostsza. Tam również Kurlandczycy spróbują odzyskać swoje ziemie. Odbiorą je w 1660 roku Holendrom i ponownie ustanowią na stanowisku gubernatora, lubianego przez tubylców, Ottona Stiela. Niestety, rok później osady i forty zostaną znów zajęte, tym razem przez Anglików. Ostatecznie w 1664 roku Kurlandia zrzekła się praw do swojej ziemi, w zamian za dyplomatyczne poparcie Anglii w ich wysiłkach kolonizowania Tobago. Anglicy oczywiście żadnego poparcia potem nie udzielili.
Maksymilian Jakubiak