„Młot na Czarownice” – kultowy podręcznik dla inkwizytorów

0
693
Obraz Davida Teniersa (młodszego)

Rok 1487. Trwa pontyfikat Innocentego VIII i jednocześnie epoka chciwości oraz upadku moralności i dekadenckiego życia kleru. Jest to też rok narodzin przyszłego papieża Juliusza III oraz rok publikacji Malleus Maleficarum, czyli Młota na Czarownice – książki, która stanie się dziełem kształtującym inkwizycję na długie lata.

Autor czy autorzy?

Summis desiderantes affectibus lub po polsku Pragnąc najgoręcej, to tytuł bulli papieskiej wydanej 5 grudnia 1484 roku i potępiającej praktyki magiczne szerzące się w Niemczech i nakazującej Heinrichowi Kramerowi oraz Jakobowi Sprengerowi walkę z herezją na tamtych terenach. Bulla powstała zresztą na wniosek Kramera i nadawała obu panom szerokie prawa zwalczania heretyków, powstrzymując pod groźbą ekskomuniki lub innych kar tych, którzy chcieliby ich powstrzymać. W praktyce jednak nie było takiej potrzeby. Heinrich Kramer co prawda nie przepadał za tym, gdy ktoś dawał mu do zrozumienia, że powinien iść polować na heretyków gdzieś indziej, jednak jeśli prośby do niego były grzeczne i dobrze umotywowane, stosował się do nich i nie czynił nikomu problemów, choć mimo wszystko wcześniej w swoim życiu miał kilka spięć z biskupami. Sprenger natomiast znacznie więcej uwagi poświęcał odmawianiu Różańca niż sprawom heretyków. Czy więc rzeczywiście obaj inkwizytorzy na pewno są autorami Młota na Czarownice?

Spójrzmy najpierw na tego, któremu dziś możemy przypisać autorstwo w prawie stu procentach, czyli Heinrichowi Kramerowi. Ten urodzony około roku 1430 w Schlettstadt (okolice Strasburga) dominikanin już w swoich czasach wzbudzał wiele kontrowersji. Z jednej strony był profesorem teologii, żarliwym wędrownym kaznodzieją, który nie mógł usiedzieć dłużej w jednym miejscu i napisał kilka, jeśli nie kilkanaście mniej lub bardziej znanych prac. Z drugiej jednak strony był on parokrotnie w centrum skandali dotyczących choćby defraudacji kościelnych dóbr, o co oskarżał go między innymi Sprenger. Jego oddanie walce z czarami i herezją było wręcz fanatyczne, na tyle nawet, że przed wydaniem wspomnianej bulli archidiecezja salzburska nakazała mu zaprzestania działalności kaznodziejsko-inkwizytorskiej na jej terenie. To połączenie czyniło z niego inteligentnego fanatyka, który znając wiele pism kościelnych i filozoficznych był w stanie napisać Malleus Maleficarum. Co ciekawe jednak, jego inteligencja sprawiała również, że na przykład stał się przeciwnikiem stosowania tortur, ale bynajmniej nie z przyczyn humanitarnych. Kramer, wierząc całym sercem w istnienie czarownic i herezji, miał świadomość, że z ich pomocą osoba władająca czarami może znieść ból – w przeciwieństwie do zwykłego człowieka, co doprowadza tylko do tego, że skazywano niewinne osoby. Co więcej, według niego winne puszczano wolno, ponieważ tortury w średniowieczu nie polegały na męczaniu kogoś aż się przyzna. Inkwizytorzy mieli każdego dnia dokładnie określoną ilość czasu, a jeśli mu go zabrakło, byli zobowiązani by więźnia wypuścić. Po pracach Kramera można zauważyć, że na podstawie posiadanej wiedzy faktycznie próbował odnaleźć trudniących się magią, a nie zwykłych ludzi. Z drugiej jednak strony, to że nie aprobuje tortur, nie przeszkadza mu w polecaniu konkretnych z nich w swoim dziele. Jeśli chodzi natomiast o śmierć Kramera, odszedł tak jak żył. Zmarł w 1505 roku w Kromieryżu, do końca życia polując na braci czeskich, których mylił z waldensami.

Jakob Sprenger natomiast to osoba, która tak naprawdę nie ma zbyt wiele wspólnego z Kramerem. Był inkwizytorem i dominikaninem oraz przez jakiś czas działał na tych samych terenach, ale tutaj już podobieństwa między nimi się kończą.

Sprenger urodził się w Rheinfelden – miejscowości znajdującej się w okolicach Bazylei. Dokładny rok jego narodzin nie jest znany, ale szacuje się, że na świat przyszedł w latach 1435-1438. Był on inkwizytorem dobrze wykształconym i lubującym się w pracy naukowej. W czasie swojego życia był m.in. dziekanem teologii na uniwersytecie w Kolonii. Jego działalność inkwizycyjna była o tyle specyficzna, że tak naprawdę nie wiadomo czy podjął jakiekolwiek działania oprócz uczestnictwa w kilku procesach i ewentualnym napisaniu Malleus Maleficarum. Zamiast tego propagował on wśród wiernych ideę modlitwy Różańcowej i założył nawet pierwsze w Kolonii Bractwo Różańcowe. Był też zwolennikiem reformy Kościoła. Uważał, że powinien się on nastawić na praktyczną pobożność. Jeśli chodzi o dzieła literackie, to – oprócz Młota – jedynym, o jakim nam wiadomo, jest krótka praca na temat Różańca. Sprenger zmarł w 1495 roku w Strasburgu będąc przez ostatnie trzy lata życia w niełasce po oskarżeniach, które rzucał pod adresem Kramera.
Jak to więc się stało, że dwie tak odmienne postacie zebrały się razem i napisały tak znane ówcześnie dzieło? A może napisał je tylko jeden z nich albo żaden? Otóż jak to w historii niestety często bywa, nie można odpowiedzieć ze stu procentową pewnością na żadne z tych pytań.

Pierwszy problem przy ustaleniu autorstwa pojawia się gdy uzmysłowimy sobie, że twórca dzieła podpisywał się tylko jako „autor”. Nazwisko Kramera zupełnie się w nim nie pojawia, a nazwisko Sprengera występuje tylko w podpisie początkowej apologii, w której wspomina o podróżującym z nim duchownym, którym to najprawdopodobniej był Kramer. Te informacje sugerowałyby, że udział Sprengera w napisaniu dzieła jest bardziej prawdopodobny niż Kramera, jeśli przyjmiemy hipotezę, że tylko jeden z dominikanów ją napisał, ale byłoby to dość mylne założenie, od którego badacze odeszli już dawno temu. Otóż zachowały się informacje, jakoby współpracownik Sprengera – Servatius Fanckel – miał po jego śmierci jasno zaznaczyć, że kolega nie miał nic wspólnego z napisaniem omawianego tu utworu. Oprócz nazwiska, które pojawiło się w jednym miejscu, nie było też ku jego autorstwu innych przesłanek. Skąd więc wziął się w apologii? Otóż niektórzy badacze twierdzą, że Kramer celowo użył nazwiska Sprengera, żeby podeprzeć się autorytetem znanego teologa. Z drugiej jednak strony Kramer był nie mniej znaną osobistością niż Sprenger, a gdy chodzi o sprawy czarów należał do czołówki inkwizytorów – w przeciwieństwie do swojego kolegi po fachu, który był raczej znany ze swoich osiągnięć naukowych. Jak zauważył Jakub Zielonka, dlaczego Kramer miałby podnosić autorytet księgi opisującej walkę z czarami, umieszczając w niej nazwisko osoby zajmującej się głównie Różańcem, omijając przy tym swoje miano? To (i jeszcze jeden fakt omówiony niżej) sprawia, że udział Kramera w pisaniu utworu jest niemal pewny.

Skąd jednak wiadomo, że Kramer w ogóle miał cokolwiek do czynienia z Młotem? Jest to pytanie uzasadnione. Otóż wynika ono choćby z tego, że dzięki zachowaniu się większej liczby prac wędrownego inkwizytora mamy rozleglejszą wiedzę na jego temat i możemy lepiej wywnioskować, iż miał w omawianym dziele swój udział. Do tego zamieszczenie bulli nadającej prawa inkwizycyjne dla niego i Sprengera, wykazywanie się wyjątkową wiedzą na temat praktyk czarownic i poglądy przedstawiające wspomniany wcześniej fanatyczny pragmatyzm Kramera, wskazują na jego autorstwo. To oraz brak wiedzy o innych inkwizytorach, którzy mogliby napisać ten „podręcznik”, sprawia, że autorstwo Kramera jest prawie pewne, a jeśli uznamy, że Młot ma dwóch autorów, to na pewno dominujące.

Młot w rękach

Opisując Młot na Czarownice w pierwszej kolejności musimy przyjrzeć się samemu tytułowi, który jest przetłumaczony z łaciny z pewnym błędem. Widać to choćby po dziele, które prawdopodobnie częściowo inspirowało autorów, czyli Malleus Judeorum, co tłumaczy się jako Młot Żydów. Gdy spojrzymy również na angielskie tłumaczenie ujrzymy tam tytuł Hammer of Witches, czyli Młot Czarownic – jak powinno się nazywać ten utwór. Prawda jednak jest taka, że tytuł Młot na Czarownice przyjął się już w Polsce jako tytuł dzieła.
Samo słowo Czarownica w tytule również zwraca pewną uwagę. Skoro książka traktuje o heretykach, magii, demonologii i czarach, to dlaczego w tytule są tylko czarownice, a nie np. czarodzieje, demony czy heretycy? Otóż najprawdopodobniejsze jest to, że autorzy utworu nie chcieli zbytnio mieszać do sprawy mężczyzn, którzy mogliby zostać posądzeni o herezję. W średniowiecznej świadomości ludowej magią niską najczęściej parały się właśnie niepiśmienne kobiety, magią wysoką natomiast osoby dobrze wykształcone – na przykład profesorowie i doktorzy teologii, a najwięcej takich person znajdziemy w lwiej części wśród duchownych.

Malleus Maleficarum jest podzielone na trzy działy. Części te zawierają rozdziały, których tytuły są zapisane w formie pytań, na które autorzy udzielali odpowiedzi. Pierwsza partia udowadnia samo istnienie magii, druga opisuje ją, a trzecia podaje sposoby na wykrywanie, karanie i osądzenie czarownic. Tutaj warto wrócić do kwestii autorstwa. Przy czytaniu poszczególnych części można zauważyć, że różnią się one między sobą. Pierwsza część przypomina bardziej pracę naukową, opatrzoną tezami, hipotezami i argumentami za i przeciw, druga i trzecia natomiast są napisane trochę inaczej – z mniejszą bezosobowością, a za to z większą żarliwością. Dlatego też przyjmuje się czasem, że Sprenger pracował nad pierwszą częścią Młota, a Kramer nad resztą. Jednakże, jeśli chodzi o dowody, to i tu ich nie znajdziemy, a prawda jest taka, że obaj autorzy mogli ze sobą współpracować, pracować osobno i po wszystkim dopiero złożyć razem tekst albo i nie napisać go we dwójkę. W niniejszym artykule przyjmijmy jednak koncepcję o autorach ze względu na to, że udział obu dominikanów jest prawdopodobny.

Utwór został opublikowany po raz pierwszy w 1487 roku, ale później był wielokrotnie wznawiany i czytany. Jego wpływ na wiedzę o demonologii był tak duży, że dopiero w ostatniej dekadzie XVI wieku pojawiły się utwory, które zastąpiły Młot jako główne źródło wiedzy w tym temacie. Później jednak był on wielokrotnie wydawany również w antologiach o czarach, gdzie zawsze zajmował zaszczytne pierwsze miejsce jako najstarszy utwór traktujący o zagadnieniach. Oczywiście znajdowały się też osoby, które nie zgadzały się z tezami zawartymi w dziele dominikanów, jednak ograniczało się to jedynie to paru prac i dysput naukowych. Samo Malleus Maleficarum było na tyle popularnym utworem, że przyczyniło się do wzrostu częstotliwości polowań na czarownice oraz obserwowania tego zjawiska przez ludzi. Pomagał też temu fakt, że dzieło owych specjalistów od walki z herezją było rozprowadzane nie tylko wśród duchownych, ale również wysyłane do wielu europejskich bibliotek.

Młot otwarty

Co znajdziemy w Młocie na Czarownice? Mówiąc najprościej i może trochę zbyt poetycko: świadectwo dawnych czasów i niezmiernie ciekawy kawałek historii, który jest w stanie pomóc nam zrozumieć sposób myślenia ludzi z XV i XVI wieku. Opowiadanie o samej treści Młota nie ma większego sensu – najlepiej jest samemu złapać go do ręki i poczytać co wtedy uważało się o czarach i herezji. Wiele z tez wyda się dzisiejszemu czytelnikowi zupełnie absurdalna, zaczynając od opisów niszczenia zbiorów z pomocą magii, poprzez odkrywanie działań diabła, który poprzez życiowe tragedie próbuje przeciągnąć człowieka na swoją służbę. Takie stwierdzenia znajdziemy w drugiej, najbardziej znanej w Polsce części. W pierwszej natrafimy np. na pytanie – tu cytat z tłumaczenia Jakuba Zielonki – „czy twierdzenie iż czarownicy istnieją jest tak dalece katolickie, że kto przeciwnego wytrwale broni, całkiem jest od kościoła oderwany?”. Po pytaniu następuje kilkustronicowe przytaczanie argumentów za i przeciw oraz rozpracowywanie ich przy pomocy opinii doktorów Kościoła i starożytnych myślicieli, przy których przeczytamy na przykład, że diabeł może wpływać rękami człowieka na świat, ale nie ma sił go zniszczyć, jako że jest od Pana Boga słabszy. W trzeciej części natomiast możemy przeczytać o tym, jak eliminować fałszywe oskarżenia i jak rozpoznać kiedy ktoś jest winny. Winna na przykład zawsze była kobieta, która nie płakała na swoim procesie. Do tego znajdziemy tam sposoby tortur – nie tylko cielesnych, ale i psychicznych. Te drugie właśnie preferował Kramer, zarzucając często oskarżonych gradem pytań i twierdzeń religijnych. Biorąc pod uwagę, że osobą przesłuchiwaną najczęściej był kiepsko wykształcony człowiek, próby podejścia oskarżonego poprzez zaciągnięcie go w zawoalowaną dysputę teologiczną, wyglądałoby dla nas dziś dość komicznie.

Argumenty przytaczane przez autorów niestety nie są jasne tak jak czytelnik mógłby chcieć. Prawda jest taka, że czasem trudno jest się domyślić co dokładnie piszący mieli na myśli i jak w zasadzie brzmią odpowiedzi na zadawane przez nich pytania. Zwłaszcza w pierwszej części, obfitującej w argumenty, dużo zależy od interpretacji czytającego.

Polski czytelnik natomiast przez długi czas nie miał dostępu do pełnej wersji Młota na Czarownice w rodzimym języku. Tłumaczenia tego utworu na polski są tak naprawdę dwa, z czego starsze zostało kilkukrotnie uwspółcześnione. Tym jest wydane po raz pierwszy w Krakowie w 1614 roku tłumaczenie prawnika Stanisława Ząbkowica, choć prawda jest taka, że nie do końca można to nazwać translacją Malleus Maleficarum. Jest tak dlatego, że Ząbkowic wybrał większość drugiej i niektóre fragmenty z pozostałych dwóch części i przetłumaczył je w ten pocięty sposób. Przez to, choć ciekawe historycznie, jest to tłumaczenie bardzo niedokładne i nie oddaje całego dzieła inkwizytorów. Niemniej jednak przez długi czas było to tłumaczenie, które jako jedyne dawało możliwość, by zapoznać się Młotem w języku polskim.

Drugie tłumaczenie jest znacznie dokładniejsze i spisane częściowo uwspółcześnionym językiem. Pochodzi z 2021 roku i jego autorem jest Jakub Zielonka. Jak na razie ukazały się dwa tomy obejmujące kolejno pierwszą i drugą część tekstu Kramera i Sprengera. To tłumaczenie od translacji Ząbkowica odróżnia to, że jest ono dokładne i daje pełny wgląd w Malleus Maleficarum. Jest również stworzone uwspółcześnionym językiem i przetłumaczone bezpośrednio z łaciny.

Ktoś jednak może zadać sobie pytanie: po co w ogóle wracać do takiej książki? Warto przy tym pamiętać, że dzięki lekturze czytelnik może zobaczyć, w jaki sposób inkwizytorzy motywowali swoje działania i jak starali się dojść do prawdy. Zobaczymy historię prześladowań, ale i w pewnym sensie próby szukania sprawiedliwości w nie do końca zrozumiałym dla człowieka świecie. Czytając dowiemy się więcej o tym, jak naprawdę działała inkwizycja i obalimy parę mitów, które wokół niej narosły. Dlatego przy ocenie Malleus Maleficarum, Kramera, Sprengera i wszystkich osób zaangażowanych w walkę z czarami, warto pamiętać o kontekście epoki. Wbrew pozorom oskarżenia o czary nie zawsze pojawiały się znikąd, a często były poparte świadkami lub dowodami dotyczącymi realnych zbrodni, przez co obejmowały nie tylko kogoś, kto był oskarżony o skwaszenie czarami mleka, ale i morderców czy dzieciobójczynie. I może czytając Młot nie poznamy wielkich prawd czy odpowiedzi, ale trochę bardziej zrozumiemy historię, co jest nie mniej ważne od samego jej poznania.

Maksymilian Jakubiak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj