Instytut Pamięci Narodowej ocenia, że pacyfikacja katowickiej kopalni „Wujek” była największą zbrodnią stanu wojennego. I ciężko dziwić się takiej opinii. W wyniku tego tylko jednego komunistycznego ataku na Polaków zginęło 9 osób.
Górnicy z „Wujka” zdecydowali się na protest w reakcji na wprowadzenie stanu wojennego przez wojskową juntę Wojciecha Jaruzelskiego i jego towarzyszy. Działania komunistów i akcja rozpoczęta w nocy z 12 na 13 grudnia roku 1981 miały na celu zdławienie popieranego przez zdecydowaną większość Polaków ruchu związanego z szyldem NSZZ „Solidarność”.
Pracownicy katowickiej kopalni „Wujek” wiedzieli jednak nie tylko o działaniach ekipy Jaruzelskiego, o których lider junty informował poprzez radio i telewizję. Górnicy słyszeli także o brutalnym zatrzymaniu przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarności” Jana Ludwiczaka. Człowieka od nich, z ich zakładu – człowieka, którego znali osobiście.
To właśnie te dwie sprawy spowodowały, że górnicy zdecydowali się na strajk okupacyjny. Oczywiście do górników z „Wujka” dołączyli inni pracownicy z Katowic, okolic i całego kraju. W samym tylko województwie katowickim protestowało 50 zakładów – podane serwis ipn.gov.pl.
Strajkujący z „Wujka” żądali od władz PRL uwolnienia zatrzymanych, w tym Ludwiczaka, zniesienia stanu wojennego i ponownej legalizacji „Solidarności”. Komuniści nie mieli jednak nawet zamiaru rozmawiać z protestującymi.
„Czerwona” junta wojskowa rządząca Polską po 13 grudnia roku 1981 postanowiła spacyfikować kopalnię „Wujek”, by pokaz siły komunistów odstraszył innych protestujących. Podobna logika stała zresztą za działaniami władz wobec protestujących w kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu-Zdroju. Tam wojsko i milicja strzelały do górników. Raniono 4 osoby.
Pogrom kopalni „Wujek” okazał się być jednak jeszcze bardziej tragiczny w skutkach, a komuniści nie szukali porozumienia. 15 grudnia podjęto decyzję, by wobec około 3 tys. strajkujących użyć siły.
A nie były to siły małe. Mówimy o blisko 1,5 tys. uzbrojonych funkcjonariuszy milicji i ZOMO oraz 760 żołnierzach. Porażający był także ogrom sprowadzonego na miejsce sprzętu: 22 czołgi, 44 wozy bojowe. Takimi siłami można by zająć podczas wojny niejedno miasteczko. Tutaj władza „ludowa” postanowiła „uspokoić” lud.
Akcję pacyfikacji zaplanowano na 16 grudnia i tak też się stało. O poranku Kopalnię Węgla Kamiennego „Wujek” otoczyła milicja oraz wojsko. Górników wezwano do rozejścia się, na co ci odpowiedzieli śpiewem hymnu Polski.
Polskojęzyczni komuniści musieli uznać „Mazurek Dąbrowskiego” za gest wrogi wobec nich, gdyż zareagowali użyciem armatek wodnych i gazu. Zaczął się atak na kopalnię z użyciem czołgów i wozów bojowych. Górnicy w pośpiechu stawiali barykady, ale nie mieli większych szans.
Po godzinie 12 do akcji wkroczył specjalny pluton ZOMO z pistoletami maszynowymi. W wyniku tych działań na miejscu zginęło 6 osób. W szpitalach zmarły kolejne 3. Najmłodsza ofiara komunistycznej akcji miała 19 lat.
Historycy oceniają, że brutalna pacyfikacja będąca de facto masakrą strajkujących górników stanowiła działanie celowe – z premedytacją. Wskazuje na to charakter ran postrzałowych protestujących (jama brzuszna, czaszka, klatka piersiowa). Ponadto służby komunistycznego państwa utrudniały akcję ratunkową.
Komuniści po brutalnym spacyfikowaniu Polaków postanowili tych, którzy przeżyli, postawić przed sądem. Taki los spotkał organizatorów strajku. Kilka osób usłyszało wyroki i trafiło do więzienia (przewodniczący Komitetu Strajkowego Stanisław Płatek – 4 lata, Adam Skwira, Marian Głuch i Jerzy Wartak – 3 lata). Wymiar „sprawiedliwości” PRL umorzył natomiast postępowanie w sprawie użycia broni palnej przez funkcjonariuszy.
Po upadku PRL winni pacyfikacji kopalni „Wujek” ponieśli karę, ale – to jednak zwykle w takich sytuacjach bywało – na sprawiedliwość przyszło czekać wiele lat. Dowódca specjalnego plutonu ZOMO sierż. Romuald Cieślak został skazany na 6 lat pozbawienia wolności w roku 2008. Jego podwładni usłyszeli niższe wyroki. Natomiast komunistyczni liderzy junty Jaruzelskiego odpowiedzialni politycznie za tragiczne wydarzenia nie ponieśli odpowiedzialności. Czesław Kiszczak był w sprawie kopalni „Wujek” sądzony kilka razy. Raz sąd stwierdził nawet jego „nieumyślną winę”, ale wkrótce szef komunistycznych służb został oczyszczony z zarzutów i uznany za osobę niewinną.
Michał Wałach