Rosyjscy arystokraci często traktowali poddanych im chłopów w sposób uwłaczający ludzkiej godności. W gronie właścicieli ziemskich nie brakowało też najzwyklejszych sadystów i zwyrodnialców. Zwykle jednak przemoc uchodziła im na sucho, a wyjątek w bezkarności stanowi sprawa Darii Sałtykowej.
Daria z domu Iwanowa była na pozór typową przedstawicielką rosyjskiej arystokracji XVIII wieku. Pochodząc z zamożnej rodziny wyszła za mąż za wysokiego rangą wojskowego i nic nie zapowiadało, że jej życie stanie się koszmarem dla dziesiątek innych osób.
Gdy żył jej mąż Daria była wręcz osobą pobożną i hojnie wspierała potrzebujących. Jej sadyzm albo był wtedy dobrze skrywany albo wręcz nieobecny. Wszystko zmieniło się po śmierci Gleba Sałtyka.
Daria, 26-letnia wdowa z dwójką dzieci, musiała zająć się odziedziczonym majątkiem męża. Podlegało jej wówczas kilkuset chłopów – to właśnie oni mieli paść ofiarą chorych skłonności arystokratki.
Samotna Daria początkowo związała się z geodetą Nikołajem Tiutczewem, jednak ostatecznie zdecydował się on wziąć ślub z inną kobietą, na co Sałtykowa zareagowała… próbą zorganizowania zamachu na dawnego kochanka. Akt terroru nie powiódł się.
Najpewniej jednak nie był to pierwszy przykład przemocy w wykonaniu Darii i już wcześniej kobieta katowała chłopów w swoim majątku. Opisy przemocy i zbrodni jakich się dopuszczała budzą przerażenie. Sałtykowa potrafiła nie tylko bić ludzi (np. kijem), ale także skazywać ich na potworne męki takie jak oblewanie wrzątkiem czy przypalanie rozgrzanym żelazem. Wystawiała także swoje ofiary na niskie temperatury w celu doprowadzenia do ich śmierci. Można ponadto natknąć się na wzmianki o oskalpowaniu przez nią pokojówki. Ginęły głównie kobiety, ale nie tylko. Nie miała nawet litości dla niemowląt.
Horror trwał kilka lat, a carscy urzędnicy robili wszystko, by nie słyszeć docierających do nich sygnałów. Dlaczego? Część z nich mogła sama dopuszczać się haniebnych praktyk wobec chłopów. Inni mogli być natomiast krewnymi lub przyjaciółki Sałtykowej. Niezależnie jednak od tego kilkanaście informacji przekazanych do władz okazało się liczbą zbyt małą, by interweniować. Nie było natomiast problemu w chłostaniu chłopów skarżących się na swój los i oddawaniu ich Darii.
W końcu jednak informacja o jej bestialstwie trafiła do samej carycy Katarzyny II, która postanowiła interweniować. Nie wiadomo czy chłopskie cierpienie wywarło na niej wrażenie, ale z pewnością miała wówczas interes w pokazaniu arystokracji, że to ona jest władczynią. Chodziło ponadto o zaprezentowanie chłopom carycy jako troskliwej opiekunki, co mogło łagodzić nastroje buntownicze. Najpewniej dominował więc pragmatyzm, szczególnie że inni arystokratyczni sadyści tamtej epoki nie zostali ukarani.
Wtedy też rozpoczął się pokazowy proces Darii Sałtykowej, która cały czas nie wierzyła, że poniesie konsekwencje swoich czynów. Wszak jeszcze w swoim majątku miała po jednej ze zbrodni krzyczeć, że nikt nie może jej niczego zrobić. Nic zresztą dziwnego – była osobą dobrze urodzoną i miała wpływowych krewnych oraz przyjaciół. Ponadto arystokratyczni sadyści mogli czuć się wówczas bezkarni.
Caryca dopięła jednak swego, a Daria została ukarana. Kobieta była oskarżana o zamordowanie 75 osób, a ostatecznie udowodniono jej 38 zabójstw. I tak była to jednak gigantyczna liczba, choć dziś niektórzy eksperci oceniają, że mogła pozbawić życia nawet 150 osób!
Zgodnie z wyrokiem Katarzyny II Sałtykowa musiała przez godzinę stać pod pręgierzem z informacją, że jest morderczynią i dręczycielką. Odebrano jej też tytuły szlacheckie i majątek. Następnie trafiła do maleńkiej celi bez okien i praktycznie z nikim nie mogła rozmawiać. Po kilku latach złagodzono karę i przeniesiono ją do celi z oknem. Pozostała jednak w więzieniu aż do śmierci w roku 1801. Jej proces natomiast niestety nie zmienił podejścia rosyjskich arystokratów do swoich poddanych.
Michał Wałach