Odważnie broniły ZSRR, ale musiały ukrywać żołnierską przeszłość. A to nie najgorsze co je spotkało

0
852
Mundur zimowy Armii Czerwonej z czasu II wojny światowej
Mundur zimowy Armii Czerwonej z czasu II wojny światowej. Fot.: User:Urban, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

Walczyły równie dzielnie, co mężczyźni. Służyły w każdym rodzaju jednostek poza dywizjonami ciężkiej artylerii. Podczas czteroletniego konfliktu z III Rzeszą ich łączna liczba wyniosła około 950 tysięcy, z czego aż 350 tysięcy ulokowano na pierwszej linii frontu. Po wojnie nie mogły jednak mówić ani o okrucieństwach, jakie je spotkały, ani nawet o tym, że były żołnierzami. Tak komunistyczne Imperium Zła potraktowało kobiety.

Sprawna sowiecka propaganda nie miała żadnych trudności w rozpowszechnieniu wśród narodu wiedzy o wojennych zasługach snajperki Ludmiły Pawliczenko (309 trafień), czy pilotki Nadieżdy Popowej (około 1000 lotów bojowych). Miała je natomiast jeśli chodzi o całe rzesze kobiet służące na froncie wschodnim. A było ich naprawdę wiele!

I tak np. Centralna Żeńska Szkoła Snajperów wysłała do walki około tysiąca dobrze wyszkolonych kobiet, które dokonały 11 tysięcy skutecznych trafień. Gdy niemieckie oddziały zbliżały się na przedpola Moskwy, prawie 30 tysięcy żołnierek stawało im opór, a 2/3 tej liczby służyło w obronie przeciwlotniczej. Warto też wspomnieć o 80 tysiącach przedstawicielek płci pięknej ze stopniem oficerskim oraz o 95 tytułach Bohatera Związku Radzieckiego przyznanego walczącym kobietom.

Te wyliczenia komunistyczne władze ukrywały przez blisko 30 lat od zakończenia konfliktu. Świadomość, że oprócz mężczyzn bohatersko walczyły również obywatelki ZRRS, zaczęła rosnąć w społeczeństwie dopiero na początku lat 80. XX wieku. Wcześniej odważne kobiety były zmuszone, by ukrywać swoje wojenne zasługi, a co gorsza, również i traumatyczne przeżycia.

Kobiety w mundurach były bowiem narażone na gwałty, na które nie reagowało dowództwo. Część z nich broniła się przed przemocą seksualną, część nie, a jeszcze inne szukały ratunku wśród oficerów stając się ich „polowymi, ruchomymi żonami”. Ci, w zamian za frontowy związek, gwarantowali bezpieczeństwo przed pozostałą męską częścią wojska. Zdarzały się jednak i przypadki, gdy po powrocie do rodzinnego domu po paru dniach walczące kobiety musiały go opuścić. Działo się tak, ponieważ znaczna część społeczeństwa nie wiedząc o ich zasługach uważała je za tzw. „frontowe prostytutki”, a dla takich miejsca nie było. Również dlatego kobiety walczące w Armii Czerwonej wolały przemilczeć swoją żołnierską przeszłość.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj