Zarówno w sporcie, jak i w historii nie brakowało gestów wykonywanych przez sportowców czy polityków, które na dobre zapisały się w naszej zbiorowej pamięci. Bodaj najpopularniejszy z nich, znany na całym świecie, to gest uformowanych w kształt litery V z palców serdecznego oraz środkowego, oznaczając łacińskie słowo victoria, czyli zwycięstwo. Rozpropagował go w czasie II wojny światowej brytyjski premier Winston Churchill, a później podchwycili przedstawiciele ruchów wolnościowych z różnych stron świata, chociażby członkowie polskiej Solidarności. Jednakże o wiele bardziej wymownym okazał się inny gest, wykonany przez polskiego tyczkarza Władysława Kozakiewicza w czasie zmagań na letnich Igrzyskach Olimpijskich organizowanych w Moskwie latem 1980 roku. Co oznaczał i jak zareagowali na niego Rosjanie?
Władysław Kozakiewicz urodził się w 1953 roku w Solecznikach znajdujących się 45 kilometrów od Wilna. Były to rzecz jasna ówczesne tereny Związku Sowieckiego, z których rodzina Kozakiewiczów została przesiedlona cztery lata po narodzinach przyszłego mistrza olimpijskiego. Od pokoleń żyjący i związani z Wileńszczyzną ludzie bardzo dobrze pamiętali zetknięcie z komunizmem oraz sowieckie praktyki względem podbitej ludności. Krótki pobyt małego Władka w ZSRR oraz rodzinne przekazy sprawiły, że awersja do ówczesnego wschodniego sąsiada Polski dość szybko zakiełkowała w umyśle małego chłopca.
Osiedlając się w Gdyni Kozakiewicz rozpoczął swoją przygodę z lekkoatletyką w klubie sportowym Bałtyk Gdynia. Talent oraz ciężka praca sprawiły, że bez trudu dostał się do seniorskiej reprezentacji Polski, dzięki czemu mógł zawodowo zająć się sportem, a konkretnie skokiem o tyczce.
Letnie Igrzyska Olimpijskie Moskwa 1980, pomimo bojkotu reprezentantów Stanów Zjednoczonych (co było sprzeciwem wobec sowieckiej interwencji zbrojnej w Afganistanie) oraz prób namówienia innych reprezentacji do niewystartowania w stolicy ZSRR, ostatecznie się odbyły. W składzie licznej reprezentacji Polski nie mogło zabraknąć Władysława Kozakiewicza mającego za sobą udane starty na letnich mitingach (w maju na zawodach organizowanych w Mediolanie pobił rekord świata skacząc na wysokość 5 metrów i 72 centymetrów). Były to dla niego drugie Igrzyska w karierze.
Pamiętny konkurs odbył się 30 lipca 1980 roku na moskiewskim stadionie Łużniki. Od samego początku zmagań Polak prezentował się najlepiej z całej stawki zawodników, choć nie przystępował do rywalizacji w roli faworyta. W pierwszej próbie pokonał wysokość 5,35 m, a w kolejnych: 5,60, 5,65 i wreszcie 5,70, co zapewniło mu bezapelacyjne prowadzenie. Do tego momentu toczył walkę z reprezentantem gospodarzy Konstantinem Wołkowem, który nie zdołał zaliczyć nawet 5,65 m. Ogromny hałas generowany przez kibiców w czasie skoków nie tylko Kozakiewicza, ale i każdego tyczkarza spoza ZSRR, był deprymujący i źle wpływał na koncentrację. Wyjątkiem okazał się Polak, na którego nieprzychylny doping nie tylko nie oddziaływał, ale i motywował go.
To właśnie po wspomnianym już skoku na 5,70 m Kozakiewicz wykonał swój słynny gest. Będąc w życiowej formie i mając już niemal zapewnione olimpijskie złoto bynajmniej nie poprzestał na wspomnianej próbie. Okrutnie rozzłoszczony, a zarazem zmotywowany i skupiony chciał potwierdzić swą dominację w konkursie wobec czego tyczka powędrowała na wysokość 5 metrów i 75 centymetrów (na tą samą, jaką ustawił Wołkow). Przed próbą Polaka znów wezbrały się nieprzychylne okrzyki i gwizdy wśród moskiewskiej publiczności, co i tym razem tylko pomogło naszemu reprezentantowi oddać udany skok, rzecz jasna, w pierwszej próbie. Po istnym locie wzwyż na twarzy tyczkarza pojawił się ogromny uśmiech, a ręce znów wykonały triumfalny gest skierowany w stronę wrogo nastawionych kibiców. – Co wy mi możecie? – chciał zapewne spytać Kozakiewicz i sam zarazem sobie odpowiedział: A takiego wała!
Wołkow nie powtórzył próby Polaka i strącił tyczkę, co oznaczał złoto dla Kozakiewicza oraz srebro dla Tadeusza Ślusarskiego (ex aequo z Rosjaninem). Na zakończenie olimpijskiego konkursu Władysław Kozakiewicz pobił rekord świata skacząc na wysokość 5,78 m.
Po zmaganiach radzieckie władze nie kryły oburzenia, a ambasador ZSRR w Polsce domagał się od Polskiego Komitetu Olimpijskiego odebrania medalu Kozakiewiczowi za obrazę narodu radzieckiego. Natomiast polski ambasador w Moskwie tłumaczył gest naszego zawodnika skurczem mięśnia, z którym miał zmagać się w trakcie rywalizacji. Później wersję zmieniono, a gest utożsamiano z okazaną radością po udanym skoku.
Po powrocie do Ojczyzny Władysław Kozakiewicz stał się wręcz narodowym bohaterem, a także sportowcem roku 1980. Gest, który wymierzony był w skandalicznie zachowującą się sowiecką publiczność w czasie olimpijskich zmagań, nad Wisłą odbierano jako polityczny, okazujący sprzeciw wobec kremlowskiej supremacji nad Polską, co w kontekście zbliżających się wydarzeń na Wybrzeżu (sierpień 1980) istotnie nabrało wymownego charakteru.
Michał Wolny