W czasach komunistycznych rządów Edwarda Gierka do Polski Ludowej przybyło aż trzech prezydentów USA. Każda z wizyt była niezwykle ważna, każda odbywała się w nieco innej atmosferze międzynarodowej i każda została zapamiętana z odmiennego powodu. Najwięcej uśmiechu na twarzach narodu pojawiło się natomiast pod koniec roku 1977, gdy nasz kraj odwiedził Jimmy Carter.
Wcześniej nad Wisłą gościli Richard Nixon (1972) i Gerald Ford (1975). Natomiast pod koniec grudnia roku 1977 w Warszawie przebywał Jimmy Carter. Z tą wizytą wielkie nadzieje łączyły zarówno komunistyczne władze PRL jak i demokratyczna opozycja. Zanim jednak doszło do ważnych rozmów na wysokim szczeblu i prób pokazania się światu, zachodnim politykom i dziennikarzom, przez siły antykomunistyczne, miał miejsce pewien wesoły incydent.
Oczywiście dyplomatyczne wpadki mają to do siebie, że niekiedy kończą się skandalami i międzynarodowymi napięciami. Tym razem było jednak inaczej, lepiej, po prostu zabawnie.
29 grudnia roku 1977 Jimmy Carter wraz z małżonką Rosalynn Smith wylądował na Okęciu. Towarzyszyli mu doradcy, w tym Zbigniew Brzeziński, Polak urodzony przed II wojną światową w Warszawie, który wspierał wielu prezydentów USA, a w administracji Cartera pełnił funkcję doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego.
Na amerykańskich gości na lotnisku czekał pierwszy sekretarz KC PZPR Edward Gierek, faktyczny „czerwony” władca komunistycznej Polski oraz mniej istotni politycy, których obecność była konieczna przynajmniej z powodów protokolarnych: mający nieco władzy premier Piotr Jaroszewicz oraz de facto figurant pełniący formalnie obowiązki głowy państwa, przewodniczący Rady Państwa prof. Henryk Jabłoński.
Przed takim międzynarodowym, polsko-amerykańskim gronem politycznym oraz zgromadzonymi osobami najpierw przemawiał Edward Gierek, a potem Jimmy Carter. Przemówienie prezydenta Stanów Zjednoczonych przekładał na język polski doświadczony, profesjonalny amerykański tłumacz ustny uczestniczący w swojej karierze w wielu rozmowach najwyższego szczebla, w tym na linii USA-ZSRR, Steven Seymour. Znał język polski, rosyjski oraz francuski i nawet przekładał z tych języków na angielski utwory literackie, a jego żona pochodziła z Europy Wschodniej, z Rosji. Jednak tego dnia Seymour – mówiąc językiem sportowym – nie był w najwyższej formie.
To właśnie dlatego zgromadzeni zamiast usłyszeć, że prezydent Stanów Zjednoczonych rano wyleciał z USA, dowiedzieli się, że… Carter porzucił Ameryką na dobre, aby przylecieć do Polski. A to nie koniec! Z „kwiatów” należy wymienić także zapewnienie przez Cartera (a w tak naprawdę: przez tłumacza), że prezydent USA… pożąda Polaków – choć w rzeczywistości mówił, iż chce zrozumieć pragnienia Polaków dotyczące ich przyszłości. Crème de la crème niefortunnego tłumaczenia stanowiły natomiast słowa o zadowoleniu prezydenta Cartera z możliwości… obłapiania Polski. Oczywiście lokator Białego Domu miał na myśli coś innego – wyrażał radość z faktu, że może być w Polsce.
Prezydent USA wygłaszający swoje ogólne i dość standardowe przemówienie na płycie lotniska był mocno zdziwiony faktem, że na jego stosunkowo nudne i raczej poważne słowa zgromadzeni, w tym władze PRL, reagują śmiechem.
Dzień później ze słów Cartera, a mówiąc ściślej: z tego, jak przemówienie prezydenta USA przełożył na język polski amerykański tłumacz, śmiała się cała Warszawa, co wspominał Zbigniew Brzeziński. W przyszłości amerykański tygodnik „Time” uznał tę zabawną i nieszkodliwą sytuację za 9 z 10 najbardziej żenujących sytuacji w historii dyplomacji.
Mimo tego wizytę wszyscy mogli uznać za udaną. Prezydent USA złożył kwiaty pod pomnikami Bohaterów Warszawy i Bohaterów Getta, co można było interpretować jako uznanie dla wolnościowych aspiracji Polaków oraz polityczny ukłon w stronę amerykańskich wyborców pochodzenia polskiego oraz żydowskiego. Ponadto Carter sugerował, że Polska może odegrać istotną rolę w rozmowach amerykańsko-sowieckich. Władze PRL cieszyły się natomiast z otrzymanych kredytów, choć niezaplanowana wcześniej wizyta żony Cartera Rosalynn Smith oraz Zbigniewa Brzezińskiego w Pałacu Prymasowskim u kardynała Stefana Wyszyńskiego, prymasa, z pewnością nie przypadła komunistom do gustu. Obawiali się oni także transmitowanej na żywo, a więc bez cenzury, konferencji prasowej. Taki był bowiem warunek strony amerykańskiej. Tu odbyło się jednak bez niespodzianek. Drobne sukcesu odniosła także polska opozycja, która w pewnym stopniu zainteresowała swoim istnieniem zachodnie media. Ponadto nie na konferencji, a listownie – ale jednak, antykomuniści otrzymali odpowiedź od prezydenta USA, który skierował pismo na ręce Kazimierza Janusza z ROPCiO.
Krótko mówiąc: pożądanie i obłapianie Polaków obecne w zaskakującym tłumaczeniu słów Jimmy’ego Cartera nie przeszkodziło w sukcesie dwudniowej wizyty prezydenta USA w Polsce.
Michał Wałach