Choć mówiąc o „hołdzie ruskim” należy mieć świadomość potężniej nieścisłości owego określenia, to i tak wydarzenia z 29 października roku 1611 były jednym z największych sukcesów w historii Polski.
„Hołd ruski” – nie taki hołd, nie taki ruski
Na wstępie wyjaśnijmy jednak owe nieścisłości, abyśmy wiedzieli w stu procentach o czym mówimy, a o czym… nie mówimy! Otóż sformułowanie „hołd ruski” to bardzo atrakcyjna publicystycznie i dość zwięzła nazwa hołdu złożonego Zygmuntowi III Wazie przez Wasyla IV Szujskiego, zdetronizowanego już (a więc byłego, obalonego!) cara Rosji oraz jego braci. Owo wydarzenie, choć będące przejawem największej potęgi Rzeczpospolitej, nie może być jednak porównywane z hołdem pruskim. Tymczasem nazwa rodzi takie skojarzenia w sposób wręcz automatyczny. Hołd pruski z roku 1525 oznaczał jednak utworzenie w Prusach księstwa zależnego od Polski, podległego jej na zasadach lennych. Hołd ruski zwany (celniej) hołdem Szujskich nie powodował natomiast, że Wielkie Księstwo Moskiewskie stawało się lennem Rzeczpospolitej. I to z kilku powodów.
Przede wszystkim dlatego, że jesienią roku 1611 Wasyl IV nie był już carem. Co więcej, władzy nie pozbawili go nawet Polacy i Litwini, a sami poddani – bojarzy. Tym samym były car korzył się przed Zygmuntem III Wazą oraz – co ważne – królewiczem Władysławem, a więc de facto swoim następcą, jako osoba prywatna.
Ponadto w tamtym czasie nikt w Rzeczpospolitej nie wpadłyby nawet na pomysł nazywania takiego wydarzenia (niezależnie od tego czy ustanawiałoby lenno na wschodzie czy też nie) hołdem ruskim, gdyż państwo polsko-litewskie nie uznawało, a wręcz odrzucało moskiewskie pretensje do całej Rusi. Ruś była bowiem znacznie większa niż państwo zarządzane przez Rurykowiczów, a potem Godunowów, Szujskich, Wazów (formalnie) i w końców (po opisywanych wydarzeniach) Romanowów. Spory obszar, a zwykle większość Rusi należała do… Wielkiego Księstwa Litewskiego, a po decyzjach ostatniego z Jagiellonów Zygmunta Augusta także do Korony.
Rzeczpospolita odrzucała także carski (a więc królewski) tytuł władców z Moskwy przyjęty przez Iwana IV Groźnego w roku 1547 – dla Polaków i Litwinów aż do XVIII wieku byli oni jedynie wielkimi książętami. Absurdem byłoby tym bardziej mówienie w tym kontekście o hołdzie rosyjskim.
Hołd nieoczywisty, ale wymowny
A jednak – mimo tych licznych zastrzeżeń – były władca moskiewski Wasyl IV Szujski 29 października roku 1611 podczas sesji sejmu w Warszawie oddał pokłon królowi Polski Zygmuntowi III Wazie, co świadczyło o potędze Rzeczypospolitej.
Dlaczego? Otóż Polska i Litwa okazały się w tamtym okresie na tyle silne, że zdołały nie tylko pobić w polu wojska Rosjan (i wspierających ich Szwedów), ale także zająć Moskwę, a bojarzy zdecydowali się obalić dotychczasowego cara i powierzyć władzę synowi polskiego króla. To właśnie dlatego ówcześni określili owo wydarzenie jako „akt tak sławny, wielki i nigdy w Polsce niewidziany” (za: Diariusz gdański). Jak do niego doszło?
Polacy kontra Rosjanie przed hołdem Szujskich
Ekspansywne (z różnym skutkiem) oraz brutalne (oprycznina) rządy Iwana Groźnego zdestabilizowały państwo Rurykowiczów. Terror nie budował jednak ani siły, ani politycznej wspólnoty, co w sytuacji wygaśnięcia dynastii groziło rozpadem Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Tymczasem po Iwanie Groźnym i jego niezbyt odnajdującym się w roli władcy synu Fiodorze I nastał kres panujących w Europie Wschodniej od IX wieku Rurykowiczów.
Władzę przejął Borys Godunow, ale mimo jego talentów politycznych opanowanie zdestabilizowanego kraju było niemożliwe, szczególnie, że na bunty chłopskie nałożyła się susza wywołująca głód oraz… pojawienie się Dymitra Samozwańca I. Tajemniczy mężczyzna przekonywał zaś, że jest… cudownie ocalałym synem Iwana IV Groźnego i należy mu się dziedzictwo.
Wiara lub niewiara w jego „wersję” wydarzeń nie była jednak istotna. Ważne okazały się interesy polskich, ale też rosyjskich rodów magnackich. To właśnie dlatego po wizycie w Krakowie Dymitr Samozwaniec uzyskał wsparcie. W inicjatywę na razie nie włączało się jednak państwo polsko-litewskie, ale możni. Ponadto nadzieje na usadowienie na tronie w Moskwie swojego człowieka mieli także jezuici oraz katolickie elity – wszak Dymitr przyjął katolicyzm i mógł doprowadzić do pożądanej przez Rzym unii kościelnej z Moskwą.
Walki o tron nie były jednak łatwe, a sytuacja stała się dla Samozwańca korzystna dopiero po śmierci Borysa Godunowa. Wtedy też „syn” Iwana IV Groźnego zajął Moskwę i został carem biorąc za żonę Marynę Mniczech, córkę zaangażowanego w ową polityczną awanturę polskiego magnata. Rządy Dymitra Samozwańca I nie trwały jednak długo. Stracił poparcie, jakim początkowo się cieszył, między innymi poprzez zachodnie, nietypowe dla Rosjan zachowanie. Negatywnie do władcy nastawiało poddanych także otaczanie się przez niego obcokrajowcami oraz fatalne zachowanie Polaków, którzy przybyli wraz z nim na ślub i wesele. W ten sposób doszło do spisku przeciwko życiu Dymitra Samozwańca I. Lider grupy, Wasyl Szujski, został wkrótce carem.
Śmierć ustanowionego przez magnatów cara oraz rzeź Polaków nie oznaczała jednak wojny z Polską. Przeciwnie. Wasyl zawarł nawet rozejm z Rzeczpospolitą, jednak złamał go wiążąc się potem ze Szwecją. Dla Zygmunta III Wazy marzącego o odzyskaniu władzy w skandynawskiej ojczyźnie ta decyzja Moskwy oznaczała wojnę.
Najbardziej znana bitwa owego konfliktu to zarazem jeden z największych sukcesów militarnych w dziejach Rzeczpospolitej. 4 lipca 1610 roku hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski rozbił bowiem pod Kłuszynem znacznie liczniejsze wojska Rosji i Szwecji. Droga do Moskwy stała otworem. I to nie tylko dla prywatnych inicjatyw magnatów, ale państwa całego polsko-litewskiego.
Wkrótce po bitwie Wasyl IV został zdetronizowany, a przybyły pod Moskwę hetman Żółkiewski rozpoczął negocjacje. Ich efektem był wybór na moskiewski tron królewicza Władysława, syna Zygmunta III. Następnie polskie wojska weszły do Moskwy i aresztowały byłego cara oraz jego najbliższych.
Jak przebiegał „hołd ruski”?
Zdobywca Moskwy i zwycięzca spod Kłuszyna hetman Stanisław Żółkiewski przybył w październiku roku 1611 do Warszawy na sejm. Miał ze sobą jeńców: byłego cara Wasyla, jego brata Dymitra (dowódcę rosyjsko-szwedzkich wojsk w bitwie z roku 1610), kolejnego brata – Iwana, Jekaterinę (żonę Wasyla) i innych liderów pokonanego państwa.
„Około godziny dziesiątej ukazał się oddział odświętnie ubranej jazdy, asystujący senatorom i hetmanowi, który jechał we wspaniałej karocy, zaprzężonej w sześć białych koni. Za nim, w następnym pojeździe ciągnionym również przez sześć rumaków, siedzieli trzej dostojni jeńcy hetmana: car Wasyl Szujski i jego bracia: Dymitr, nieszczęsny wódz spod Kłuszyna, oraz Iwan. Za rodziną carską jechał następny oddział jazdy, kończący paradę. Tłum mieszczan i szlachty wiwatował na cześć zwycięzcy, biły dzwony, strzelały rusznice i muszkiety” – pisał o owych wydarzeniach i triumfalnym wjeździe Żółkiewskiego do Warszawy historyk Leszek Podhorodecki.
Następnie zwycięski hetman przyprowadził jeńców do senatu. To właśnie wtedy dostojnie ubrany były car Wasyl oraz jego braci oddali hołd polskiemu królowi oraz przyrzekali mu wierność. Zgodnie z przekazami Wasyl głęboko się skłonił, dotknął ręką ziemi i ją ucałował, zaś bracia zdetronizowanego cara dotykali czołem ziemi (jeden nawet trzykrotnie).
Po tych wydarzeniach Szujscy i ich bliscy oraz współpracownicy trafili do pałacu na Mokotowie. Mimo iż byli jeńcami cieszyli się sporym zakresem swobody. Po kilku tygodniach natomiast trafili do zamku w Gostyninie i byli traktowani godnie. Zmarli jednak w ciągu roku, co zrodziło podejrzenia o ich otrucie. Najpewniej padli jednak ofiarą choroby zakaźnej. Zmarłych pochowano w Gostyninie, a następnie w specjalnie wybudowanej na tę okoliczność prawosławnej Kaplicy Moskiewskiej w Warszawie, która stanowiła zarówno mauzoleum jak i przypominała o potędze Rzeczypospolitej. Po kilku latach Rosjanie wykupili jednak ciało Wasyla i pochowali go w Moskwie. Kaplica zaś z czasem zmieniała swoje funkcje, ale też stała się obiektem rosyjskich nacisków. Romanowowie nie chcieli bowiem istnienia takiego obiektu w polskiej stolicy i nie zapomnieli o kaplicy także po rozbiorach, gdy Warszawa znalazła się pod ich panowaniem. Hołd Szujskich był bowiem potężnym ciosem wizerunkowym dla Rosji i bolesnym wspomnieniem o dotkliwej klęsce poniesionej w starciu z Rzeczpospolitą.
I to pomimo faktu, że pokłon Szujskich formalnie nie był aktem rangi państwowej, a prośbą jeńców (w tym człowieka nie będącego już w tamtym momencie carem) o zmiłowanie. Nie da się jednak ukryć, że owo wydarzenie i tak świadczyło o wielkiej potędze państwa polsko-litewskiego, o sile pokazanej w starciu z Moskwą. Niestety owe przewagi Rzeczpospolitej nie przełożyły się na trwałą, a przynajmniej wieloletnią dominację polityczną nad wschodnim sąsiadem.
Michał Wałach