Wątek śmierci Marty Zaleskiej, życiowej partnerki drugiego Marszałka Polski Edwarda Rydza „Śmigłego”, od wielu lat w swoich pracach podejmuje wielu historyków, m.in. Sławomir Koper. Ekstrawagancka i charyzmatyczna kobieta była obiektem licznych plotek nie tylko wśród elit przedwojennej Rzeczpospolitej, ale również całej Warszawy. Przyjrzyjmy się zatem bliżej biografii Marty Zaleskiej, a właściwie Marty Thomas-Zaleskiej, której życie dobiegło końca w tragicznych okolicznościach.
Femme fatale II RP
To określenie na dobre przylgnęło do wybranki „Śmigłego”, jednakże okoliczność z tym związana miała miejsce na długo przed poznaniem przyszłego Marszałka Polski. Otóż rok przed wybuchem I wojny światowej Marta z domu Thomas wyszła za mąż za ziemianina Michała Zaleskiego, z którym zamieszkała w Sandrakach na Ukrainie. Młode małżeństwo nie zdążyło się sobą nacieszyć, bowiem Zaleskiego powołano w pierwszych tygodniach Wielkiej Wojny do carskiej armii. Przed wyjazdem na front zdołał jeszcze przekonać małżonkę, aby osiedliła się na czas trwania konfliktu w Kijowie, a także by „używała życia”
Niespełna 19-letnia wówczas Marta radę męża potraktowało bardzo poważnie i gdy ten postanowił sprawić jej niespodziankę i (nie informując o tym wcześniej) korzystając z przepustki odwiedził ją w kijowskim mieszkaniu, zastał swą żonę w objęciach kochanka.
Zaleski (będący wówczas oficerem armii rosyjskiej) miał od razu zastrzelić owego mężczyznę, choć według innej wersji dokonał tego dopiero, gdy ten odmówił „honorowego” rozwiązania, jakie zaproponował mu Zaleski, a mianowicie poślubienie Marty.
Abstrahując od ustalenia dokładnych okoliczności faktem jest, że mąż Marty zastrzelił jej kochanka, za co został zdegradowany do stopnia szeregowca i wysłany na pierwszą linię frontu – co ciekawe sąd potraktował całe zdarzenie jako zbrodnię w afekcie. Michał Zalewski przeżył I wojnę światową i zmarł dopiero w 1939 roku.
Związek ze „Śmigłym”
Edwarda Rydza Marta Zaleska poznała w 1918 roku. Znacznie wcześniej zaangażowała się natomiast w działalność konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej, na czele której stał wówczas właśnie „Śmigły”. Przyszły Marszałek Polski miał od razu zakochać się w Marcie, a para dość szybko ogłosiła swój związek.
Niestety nie należał on do udanych. Pogłoski o kolejnych romansach partnerki „Śmigłego” stawały się coraz liczniejsze. Jednakże, nie zagłębiając się w intymne aspekty ich związku, gro współpracowników Rydza wskazywało na różnice charakteru jakie miały dzielić zakochanych. Martę uważano za zarozumiałą, arogancką oraz nad wyraz skąpą (ta cecha wydaje się nietrafiona biorąc pod uwagę jej monakijski etap życia, o którym za chwilę). Pojawiały się również pogłoski o jej emocjonalnych zaburzeniach czy wręcz chorobie. Nagłe ataki histerii oraz nerwicy miały być powodem niepojawiania się Marty u boku Śmigłego na uroczystościach państwowych oraz innych wydarzeniach, w których uczestniczył (zachowało się jedynie kilka zdjęć przedstawiających parę razem, sporo natomiast, gdzie pojawiają się oddzielnie, np. na ministerialnych rautach, czy balach).
Monako
Przełomowym momentem w życiu Marty Zaleskiej był rok 1938. To właśnie wtedy partnerka Marszałka opuściła Warszawę i osiadła w kamienicy przy Boulevard des Moulins w Monte Carlo. Cały wyjazd owiany był tajemnicą, a współpracownicy Rydza pilnowali, aby żadne informacje nie przedostały się do opinii publicznej. Tajemnicy nie udało się jednak utrzymać, a za powód wyjazdu podawano doskonalenie dobrych manier oraz umiejętności lingwistycznych. Wszystko to miało bowiem przygotować ją do roli przyszłej pierwszej damy, gdy „Śmigły” zastąpiłby Ignacego Mościckiego na urzędzie głowy państwa.
W wyjeździe tym zapewne nie byłoby nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że lokum przeznaczone dla Zalewskiej zakupiono z funduszy Oddziału II Sztabu Generalnego, czyli słynnej „dwójki” – jak określano wywiad II RP. Kolejną intrygującą kwestią jest to, że nazwisko partnerki Rydza figurowało na liście płac Wojska Polskiego. Do dziś nie wiadomo, w jakim charakterze korzystano z jej usług szpiegowskich – jeśli w ogóle korzystano (być może był to kolejny przykład traktowania przez obóz rządzący finansów państwa jako prywatnych środków).
Gdy pozycja Śmigłego rosła, szczególnie po śmierci Józefa Piłsudskiego, wraz z Martą zamieszkał w pałacyku vis-à-vis Belwederu (u zbiegu ulic Belwederskiej i Klonowej). To właśnie ten obiekt, a raczej odwiedzający go ludzie, stali się „interesujący” dla kontrwywiadu. Otóż Marta nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem. Niedowład prawej ręki oraz inne schorzenia nasilały się wraz z upływem wieku. „Śmigły” chcąc ulżyć ukochanej zaczął sprawdzać do Warszawy (gdy tradycyjna medycyna nie dawała rezultatów) licznych znachorów i szeptunów. Otoczenie Marszałka Polski stawało się coraz „dziwniejsze”, aż w końcu potrzebna była obserwacja kontrwywiadowcza. Ostatecznie nie ujawniono niczego, co mogłoby zagrażać bezpieczeństwu państwa.
Marta do Polski wróciła jeszcze dwukrotnie – pod koniec 1938 roku oraz w przededniu wybuchu II wojny światowej. Tuż po agresji Niemiec na nasz kraj partnerka Rydza wywiozła resztę dobytku z pałacyku na ulicy Klonowej, który w części był mieniem państwowym. Dwa wojskowe ciężarowe samochody obrały kurs na Bukareszt. Kolejnym przystankiem okazał się port w Konstancji, skąd drogą morską dobytek przetransportowano do Monte Carlo. Oprócz prywatnych pamiątek i kosztowności Zalewska zabrała również szablę koronacyjną Augusta II Mocnego, którą podarowano „Śmigłemu”. Jej zachowanie wywołało oburzenie wśród rodaków.
W czasie wojny wiodła bardzo dostatnie życie, a to za sprawą wysprzedawanego na potęgę mienia, które zabrała z Warszawy. Widywana była często w monakijskich kasynach, choć sama nie przywiązywała dużej wagi do hazardu (był dla niej formą rozrywki).
Po wojnie zaś nie zmieniła trybu życia – z jednym wyjątkiem. Jej osoba zaczęła przyciągać zdemobilizowanych polskich żołnierzy tworzących Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, a po 1945 roku trudniących się handlem i przemytem. Obracała się również wśród handlarzy narkotyków oraz przedstawicieli lokalnego półświatka. Należy pamiętać, że Monaco, a przede wszystkim Monte Carlo, było ówczesną europejską stolicą przemytników, a duża liczba obcych wywiadów posiadała tu własne agentury. Zalewska czuła się idealnie w takim otoczeniu.
Zbrodnia doskonała?
Dla znajomych, przyjaciół, jak i francuskiej emigracji, której przedstawiciele utrzymywali bliższe relacje z Zaleską, wiadomość o jej zniknięciu była szokiem. Jeszcze większym okazała się informacja, że zmasakrowane i pozbawione kończyn oraz głowy (której nigdy nie odnaleziono) ciało wyłowione z rzeki w miejscu oddalonym około 40 kilometrów od Nicei to zaginiona Marta Zaleska (16 lipca 1951 roku). Udało się je zidentyfikować dzięki amerykańskiej bieliźnie, którą miała w zwyczaju nosić i w którą była ubrana przed dwoma tygodniami, czyli w dniu zaginięcia (tak zeznała służąca Zaleskiej).
Spośród licznych hipotez trzy wydają się najbardziej prawdopodobne: była partnerka „Śmigłego” padła ofiarą mafijnych porachunków, zginęła z przyczyn politycznych lub zniknęła, a odnalezione zwłoki to inna osoba. Z jej mieszkania w Monte Carlo skradziono kosztowności oraz prywatne listy Rydza, a także jego dziennik z lat 1939-1942 spisany w ostatnich latach życia.
Pierwsza wersja jest najbardziej prawdopodobna. Niejasne źródła dochodów Zaleskiej, kontakty z przestępczym półświatkiem oraz liczni, niewypłacalni dłużnicy mogli stać za zabójstwem bogatej Polki. Druga, a zatem mord na tle politycznym, również jest możliwa. Dziennik Rydza oraz inne materiały, w posiadaniu których była Zaleska, mogły obciążyć emigracyjne elity lub dysydentów tworzących PRL. Ku takiej wersji skłaniał się Dariusz Baliszewski. I wreszcie trzecia hipoteza, którą wysnuł Sławomir Koper: Zaleska postanowiła zniknąć i zależało jej na tym, aby upozorować własną śmierć. Ostatecznie głowy denatki nigdy nie odnaleziono, a identyfikacja opierała się wyłącznie na marce żeńskiej bielizny. Z mieszkania zniknęły kosztowności, dzięki którym Zaleska mogła dalej wieść dostatnie życie.
Na zakończenie należy dodać, iż akta z tej sprawy do dziś pozostają utajnione. Francuscy śledczy uznali mord z lipca 1951 roku za zbrodnię doskonałą. Jednakże jeden z policjantów badający tę sprawę wyjawił, iż nigdy nie spotkał się z tak zagmatwanych i skomplikowanym materiałem zebranym w toku śledztwa, które ostatecznie po kilku miesiącach umorzono.
Michał Wolny