Szewska pasja – historia rodziny Kielmanów 

0
249
Zdjęcie ilustracyjne (to nie są buty firmy Jan Kielman). Fot.Pexels/pixabay.com

Wydawać by się mogło, że zwyczaj przekazywania fachu z ojca na syna to już przeszłość. A jednak wciąż istnieją rodziny kultywujące zawodowe tradycje. Wśród nich szczególną rolę odgrywa familia Kielmanów, która od XIX wieku zajmuje się ręczną produkcją butów.

Pochodząca z pogranicza Holandii i Niemiec rodzina Kielmanów zamieszkała w Polsce na początku XIX stulecia. W tym wieku właśnie senior rodu, Tomasz Kielman, pracował u zarządcy w dużym majątku ziemskim w Szczepankowie na terenie Guberni Łomżyńskiej. W 1880 roku jego syn Jan, zwany „pierwszym”, przeniósł się do Warszawy, by rozpocząć własną działalność i zapewnić byt rodzinie na dłuższy czas. Początkowo terminował w cukierni. Wkrótce jednak zdecydował się zmienić fach i przeszedł do branży obuwniczej. „Po trzech latach […] zdobył tytuł mistrzowski a następnie otworzył własną pracownię przy gwarnej ulicy Chmielnej, pod numerem 3” – czytamy na stronie firmy Jan Kielman.

To właśnie w Warszawie Jan poznał Mariannę Doley, pannę wywodzącą się ze stołecznej rodziny przedsiębiorców. Od teścia otrzymał posag, który zainwestował w rozwój pracowni obuwniczej. W pracę wkładał wiele wysiłku, dzięki czemu firma notowała coraz szybszy rozwój, również za sprawą eksportu do Rosji.

Wybuch I wojny światowej sprawił jednak, że wysyłki na wschód należało wstrzymać. Mimo to lokalny popyt okazał się wystarczający do utrzymania prosperity firmy. Jan Kielman dbał o szczególną jakość produkcji, którą rozumiał w sposób tradycyjny. Dlatego też nie pozwolił na wykorzystanie maszyn. Przedkładał bowiem ręczną pracę rzemieślników nad mechaniczną. I to właśnie miało stać się wyróżnikiem firmy przez kolejne lata.

De Gaulle i afgańskie dwórki

Tymczasem wojna się skończyła i nastała oczekiwana przez 123 lata niepodległość. Dorastały też dzieci Jana i Marianny: Julia i Wacław. Ten ostatni, po zagranicznych studiach, w 1927 roku przystąpił do spółki z ojcem. Przekonał go do utworzenia wystawy z neonami. W przedwojennej Warszawie taka forma reklamy stanowiła novum. Kielmanowie umieli jednak łączyć tradycję z nowoczesnością.

Dwudziestolecie międzywojenne obfitowało w sukcesy biznesu Kielmanów. Z usług firmy korzystało wiele znamienitych postaci. Jedną z nich był sam Charles De Gaulle. W 1921 roku ówczesny major zamówił buty oficerskie. To nietypowe zamówienie firma zrealizowała nadzwyczaj dobrze. W efekcie Kielman postanowił na stałe zająć się produkcją klasycznych oficerek i butów do jazdy konnej. Jeszcze bardziej oryginalne okazało się zamówienie od króla Abdullaha z Afganistanu. A konkretnie od dam jego dworu. Opiewało ono łącznie na 200 par pantofli. Jak czytamy na firmowej stronie, wśród znanych klientów tego okresu znaleźli się także prezydent Ignacy Mościcki, generał Władysław Sikorski, Jan Kiepura, Mieczysława Ćwiklińska czy Hanka Bielicka.

Dokwaterowany zegarmistrz

Wojna doprowadziła do śmierci, emigracji lub rozproszenia się członków rodziny Kielmana i części pracowników. Spłonęły także firmowy sklep oraz pracownia. Jednak zawartość magazynów z butami ocalała. Po wojnie Wacław, dzierżący już stery firmy, wraz ze wspólnikiem zabrali się za odbudowę firmy. Pomagali im w tym pracownicy, którzy ocaleli z wojennej pożogi i zdecydowali się wrócić do stolicy.

Rozwój przedsiębiorstwa nie potrwał jednak długo. Wszystko przez presję ze strony władz państwowych. Domiary podatkowe, wezwania do urzędów i kontrole służyły zniechęceniu do prywatnej działalności gospodarczej. Szczególnie złośliwym przejawem presji ze strony władz było dokwaterowywanie do siedziby przedsiębiorstwa niechcianych lokatorów. To właśnie spotkało Kielmanów. „Dołożono” im bowiem zegarmistrza pochodzącego z innej miejscowości. Ten sąsiadował z Kielmanami aż do upadku PRL. Dopiero wówczas mogli „podziękować” mu za sąsiedztwo.

Za komuny firmie nie było więc dane odzyskać przedwojennego blasku. Ale sam fakt  działania w ówczesnych czasach stanowił już niemały sukces. Niestety w latach 70. XX wieku Wacław Kielman zaczął zapadać na zdrowiu. Na początku lat 80. chorującego ojca wspomógł syn – również Jan zwany Drugim. Wcześniej zaś, w latach 70., do firmy dołączyła jego żona – Leokadia.

Za ponurych czasów późnego PRL pracownia Kielmanów stanowiła ostoję normalności. W obliczu powszechnej biedy, chaosu i lenistwa dawała przykład przestrzegania dawnych wartości, takich jak ciężka praca, wytrwałość i troska o jakość. Podczas panowania powszechnej beznadziei przypominała o starych tradycjach i rzemieślniczym kunszcie.

W wolnej Polsce

Historia czasem płata figle i to nie Kielman, lecz PRL upadł. Odzyskanie wolności przez Polskę umożliwiało przedsiębiorstwu swobodne działanie. Do firmy dołączył przedstawiciel młodego pokolenia Kielmanów – Maciej. Rozwinięto też relacje zagraniczne. Przedsiębiorstwo nawiązało kontakty z wiedeńskimi i brytyjskimi producentami i została dostrzeżona w skali międzynarodowej.

W publikacji „Europe’s Elite 1000, Millennium Issue” została uwzględniona na liście 1000 najbardziej elitarnych firm w Europie. Choć tradycyjna, firma pod wieloma względami idzie z duchem czasu. Umożliwia na przykład sporządzanie miar na podstawie internetowych instrukcji i odbiór wykonanych na miarę butów bez konieczności osobistego przybywania do Warszawy. Wciąż jednak można osobiście pojawić się w warszawskiej siedzibie, by skorzystać z usług szewskiego mistrza.

Co niezwykłe, firma nadal nie korzysta z maszyn przy produkcji. Wciąż opiera się na ręcznej pracy rzemieślników. Kielmanowie należą też do Cechu Rzemiosł Skórzanych imienia Jana Kilińskiego – stowarzyszenia warszawskich rzemieślników o wywodzącej się z XIV wieku tradycji. Jednocześnie reklamują się w internecie, rozwijają się w nowym dla nich obszarze (kaletnictwo) i współpracują na skalę międzynarodową.

Buty przez internet ale na miarę

Jak powiedział w 2007 roku Jan Drugi Kielman „robiąc buty na zamówienie, możemy dokładnie ustalić każdy ich szczegół z klientem. Wykorzystujemy kilkanaście rodzajów skór, w różnych gatunkach, kolorach, fakturach i grubościach, sprowadzanych z najlepszych na świecie garbarni. […] Nazwy naszych modeli często pochodzą od nazwy miast: Wiedeń, Londyn, Walencja albo od ich cech charakterystycznych, np. półbuty z grzebieniem. […] Szyjemy buty dokładnie tak samo jak przed stu laty, ale do pozyskiwania klientów od kilku lat używamy Internetu” [1].

Działalność firmy Kielman stanowi najlepszy dowód na to, że hasło „Polak potrafi” to coś więcej niż pusty slogan.

dr Marcin Jendrzejczak

 

[1] Cytat za opracowaniem Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości pt. „Siedem dekad polskiej przedsiębiorczości”. Autorzy pracy to: Mirosława Płyta, Aleksandra Janiszewska, Łukasz Bertram, Maciej Kowalczyk.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj