Szlachta i jedzenie mumii. Makabryczny zwyczaj dawnej Europy!

0
556
Mumia przechowywana w Muzeum Brytyjskim. Ibex73, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons

Kanibalizm kojarzy się nam raczej z odległymi lądami i dzikimi plemionami. Rzadko kiedy wyobrażamy go sobie w Europie, chyba, że podczas głodu. Prawda jest jednak taka, że na Starym Kontynencie także możemy się „pochwalić” specyficznym, społecznie akceptowanym kanibalizmem, który dzisiaj mógłby stanowić scenariusz horroru.

Doktor Śmierć radzi…

Powiedzmy sobie szczerze, osobom trudniącym się dawniej dbaniem o zdrowie ludzkości, do głowy przychodziły zarówno lepsze, jak i gorsze pomysły na radzenie sobie z chorobami czy urazami. Oczywiście nie należy podważać zasług prekursorów współczesnej medycyny, bo tym właśnie byli ówcześni lekarze, ale trzeba zaznaczyć, że niektóre pomysły mieli… interesujące.

Jednym z nich było właśnie używanie ludzkich ciał jako lekarstwa. I mówiąc o używaniu, mam na myśli ich konsumpcję przez pacjenta. Według dawnych medyków i cyrulików jednym z lekarstw na dolegliwości było spożycie określonego kawałka człowieka w formie proszku, wymieszanego np. z alkoholem. Oprócz wspomnianego proszku zażywano również ludzką krew. Dobór konkretnego specyfiku polegał na skojarzeniach. Tym sposobem, medykamentem na ból głowy stawała się sproszkowana czaszka, a na problemy z krwią, porcja czerwonego płynu wypompowanego z umarlaka.

Co więcej, wierzono, że ludzkie ciało pomaga nie tylko na dolegliwości fizyczne, ale i psychiczne. Dlatego też w europejskich miastach nie dziwił widok kolejek ustawiających się do kata, aby zakupić trochę krwi świeżo straconego skazańca. Wszak mogła ona ochronić pijącego przed pójściem w ślady osądzonego zbrodniarza.

Arabskie lekarstwo

Skąd w ogóle wziął się pomysł, by spożywać ciała w celach medycznych? Zwyczaj ten w Europie sięga głęboko, już choćby starożytni Rzymianie uważali, że wypicie krwi gladiatora posiada działanie lecznicze. Mumie jednak mają swoją specjalną historię, a ich początkowa popularność lecznicza, wynika najprawdopodobniej z… lingwistycznej pomyłki.

Chodzi o słowo mummija, którego Arabowie używali zarówno na określenie mumii, jak i bituminu, czarnej substancji ropopochodnej, której przypisywali wiele leczniczych właściwości. Dziś robi się z niego na przykład asfalt, dlatego też w sumie sam nie wiem, jakie lekarstwo wolałbym zażywać.

Gdy chrześcijanie przybyli do ziemi świętej, nie mogli się nie zorientować, że arabscy lekarze zachwalają mummiję. Jednakże przez różnice językowe, medycy uznali, że chodzi o mumię, a nie o nieznany im bitumin. Pomyłka pogłębiła się, gdy doszło do pierwszych wypraw krzyżowych. Podróżujący pielgrzymi, słysząc o właściwościach leczniczych mumii, zaczęli wykradać je z grobów i przemycać w głąb Europy. Niektórzy posuwali się o krok dalej, susząc różne ciała w pustynnym słońcu i owijając je w bandaże, aby w ten sposób stworzyć fałszywki.

Podróże

Mimo starań niewiele prawdziwych mumii docierało do chrześcijańskich krajów. Krucjaty i wojny sprawiały, że ich pozyskanie było trudne, tak samo zresztą, jak transport. Mimo to proch z mumii stał się dla naszych przodków lekarstwem na wiele schorzeń jak choćby epilepsje, bóle, krosty, czy nawet problemy z wymową.

Zmiana zaszła, gdy w 1517 roku władzę w kraju faraonów przejęli Turcy osmańscy. Otworzyli się oni na pozostałe narody, przez co przybywający tłumnie turyści zaczęli wywozić zmumifikowane zwłoki na własny użytek. Stały się dzięki temu tak popularne, że niektóre apteki mogły szczycić się na szyldach posiadaniem wyrobów z mummiji.

Wśród turystów-przemytników znajdziemy nawet Polaka. Mowa tu o Mikołaju Krzysztofie Radziwille, który podczas swojej podróży do Egiptu pod koniec XVI wieku, ukradł dwie mumie i próbował zabrać je do Polski. Zwłoki jednak koniec końców wylądowały w morzu. Gdy okręt powracającego do kraju Radziwiłła dopadł sztorm, on sam, przekonany, że umarli na pokładzie przynoszą pecha, wyrzucił ciała za burtę.

Ten przemyt bądź zakupy, jako że Egipcjanie często sprzedawali mumie, choć obywał się na większą skalę niż wcześniej, to wciąż był domeną szlachty i aptekarzy. Co ciekawe, wielu ówczesnych medyków odradzało specyfiki z prochu mumii, twierdząc słusznie, że nie tylko nie posiadają działań zdrowotnych, a jeszcze zatruwają organizm. Jednakże tak jak i dziś, ludzie uważali, iż wiedzą lepiej od lekarzy co im pomaga, a co nie, wobec czego handel prochem z mumii wciąż kwitł.

Podróż do Egiptu i zakupy kosztowały, wobec czego i cena lekarstwa szybowała w górę. Jednakże w późniejszym okresie, brytyjska korona dzięki wpływom w państwie faraonów, zyskała nieograniczony dostęp do zwłok starożytnych Egipcjan.

Szlacheckie podniebienie

Druga połowa XIX wieku. Okres rozwoju przemysłu i rośnięcia świadomości klas społecznych. Od 1871 roku, czas Belle époque, pełen problemu, ale i rozkwitu, przerwanego brutalnie Wielką Wojną.

Wielką Brytanią w tym okresie władała Królowa Wiktoria, od imienia której nazwano epokę Wiktoriańską. Angielscy dżentelmeni wykazywali się opanowaniem, powściągliwością i obrzydzeniem, gdy myśleli o uczciwej pracy i brataniu się z pospólstwem. Jednakże oni również chorowali i chcieli się przed wszelkiego rodzaju przypadłościami zabezpieczyć. Lekarze oferowali im różne, sproszkowane części ciała, kości, a także i krew, ale przecież dżentelmen nie będzie leczył się zwłokami byle skazańca, czy, co gorsza, biedaka! I wtedy nadeszło objawienie. Proszek z mumii i to nie byle jakiej, a z faraona! Zaiste, lekarstwo godne króla.

Zaradni aptekarze z łatwością zdobywali mumie, choćby kupując je od wracających z Egiptu żeglarzy. Co prawda zwłoki nie zawsze należały do faraonów, ale dżentelmen przecież nie musiał o tym wiedzieć. Wystarczyło mu wmówić, że wydobyty proszek jest lekarstwem pozyskanym z Szeszonka V, czy jakiegokolwiek innego egipskiego władcy. Wiktoriańska śmietanka spożywała taki medykament z dumą, radując się, że wprowadzają do swojego organizmu lek o tak godnym rodowodzie. Zresztą nie tylko fragmentów ciała używano w celach medycznych. Nawet kurz z sarkofagu, według dżentelmenów, posiadał cudowne właściwości. Kuzyn królowej Wiktorii twierdził choćby, że dzięki jego spożyciu, odrosły mu zęby.

Warto też zauważyć, że w tamtym czasie Anglicy mieli wyjątkowego hopla na punkcie zmumifikowanych ciał. Nie tylko je spożywali, ale i skupywali w celach wystawowych. Za czasów królowej Wiktorii, dżentelmeni organizowali specjalne przyjęcia, w trakcie których za znakomitą atrakcję uchodziło publiczne otwieranie mumii i przeprowadzanie jej sekcji przed publicznością.

Makabryczne podróbki

Odkąd tylko ludzkość para się handlem, a gdzieś pojawia się popyt na określony towar, zawsze znajdzie się ktoś cwany, próbujący zarobić za pomocą oszustw. Tak jest dzisiaj, gdy mamy do czynienia z zalewem podróbek, tak było i wtedy, gdy wiktoriańska szlachta leczyła dolegliwości prochem z mumii.

Źródło tych podrobionych lekarstw było co najmniej makabryczne. Pokątni handlarze, chcący zarobić na nowej modzie, nie mogli sobie pozwolić na prawdziwe mumie z Egiptu, dlatego też znaleźli tańsze zamienniki. Żeby przekonać klienta o prawdziwości towaru, pokazywali zmumifikowane ciało, ale kto tak naprawdę leżał w bandażach, to już zupełnie inna sprawa.

Otóż, żeby zdobyć dobrze zachowane ciało, nadające się do obandażowania, pokątni handlarze musieli znaleźć coś, co nie uległo jeszcze rozkładowi. Postanowili więc szukać młodych, najlepiej żywych jeszcze osób w biedniejszych dzielnicach angielskich miast. Nieuczciwi kupcy i nie oszukujmy się, mordercy, wysuszali ich ciała, owijali w bandaże, po czym sprzedawali jako mumie.

Co do podróbek trafiających do pozostałych krajów, najczęściej sprowadzano je z samego Egiptu. Tam, również mumifikowano świeże, wysuszone w pustynnym słońcu ciała, najczęściej straconych skazańców, i sprzedawano jako prawdziwe mumie faraonów. Tutaj jednak oszustwa wychodziły na jaw, bo o ile w Anglii można było wcisnąć mumię po „okazyjnej cenie” biedniejszemu i bardziej naiwnemu dżentelmenowi, to do Egiptu na takie zakupy przybywali często aptekarze i lekarze, umiejący rozpoznać kilkuletnie zwłoki.

Mumia wróciła do sarkofagu

Nie ma co się oszukiwać, proceder spożywania mumii i ciał w celach leczniczych, wcale nie skończył się tak dawno temu. Mumie stosowano jako lekarstwo jeszcze na początku XX wieku i prawda jest taka, że jej użycie zaczęło zanikać głównie przez wyczerpanie się angielskich zapasów. Dzisiaj na szczęście, badania poszły już naprzód i jasno stwierdziły, że spożywanie prochu z ciała nie zapobiega ani epilepsji, ani innym chorobom, wobec czego faraonowie mogą już bezpiecznie leżeć w swoich sarkofagach.

Maksymilian Jakubiak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj