Czekoladowa epopeja ze zwrotami akcji i smak przedwojennej Warszawy, czyli historia firmy Wedel

0
382
Kamienica Emila Wedla w Warszawie i słynny chłopiec na zebrze. Fot.:Wistula, CC BY 3.0 , via Wikimedia Commons

Dzieje firmy Wedel przypominają epopeję. Pokazują jak budować przedsiębiorstwo przez pokolenia, zachowywać jego kluczowe wartości i zapewniać radość kolejnym pokoleniom Polaków. Niestety jest to epopeja bez szczęśliwego zakończenia. Przynajmniej dla samej rodziny założycieli.

Czy firma Wedel powstała w 1850 czy w 1851 roku? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. W ogłoszeniu reklamowym z lat 70. XIX wieku podano rok 1850 jako moment założenia przedsiębiorstwa. Prawdopodobnie nastąpiło to jednak dopiero rok później. Ojcem-założycielem dynastii związanej ze słodkościami okazał się Jan Wedel.

Co ciekawe, początkowo warszawski zakład nie produkował czekolady. A w każdym razie nie chwalił się tym. Zmieniło się to gdy 1854 roku ściągnięto maszynę parowo-walcową specjalnie z Paryża. Rok później ruszono z kampanią reklamową znanego wszystkim przysmaku.

Słodki produkt szybko zyskał popularność w kraju. Jednak nie wszyscy byli przyjaciółmi Wedla. Niektórzy zarzucali mu bowiem nieopłacenie składek na manifestacje patriotyczne. W 1861 roku tłum podjudzony przez stronnictwo czerwonych zdemolowała fabrykę. Na wieść o wandalizmie do Warszawy przybył syn Karola i przyszły właściciel firmy Emil Wedel i szybko zaczął działać. Przeniósł siedzibę firmy na Szpitalną. Tam też uruchomił fabrykę czekolady. To wszystko przygotowywało go do wzięcia sterów w swoje ręce.

Fabryka na ślub

Różne są prezenty ślubne. Kwiaty, sprzęt AGD, czasem nawet samochody. Emil Wedel w 1872 roku otrzymał w prezencie ślubnym fabrykę. Wówczas powstaje też znak towarowy E. Wedel powstały za pomocą faksymile podpisu Emila.

To właśnie za „kadencji” tego ostatniego w 1894 roku w narożniku ulicy Szpitalnej i Hortensji w Warszawie powstaje „Staroświecki sklep” (de facto pijalnia czekolady). To legendarne miejsce spotkań literatów i poetów. Swój szczególny klimat zawdzięcza zgodnemu zresztą z nazwą wystrojowi.

Jan Wedel i złote lata firmy

Po śmierci Emila interes w 1919 roku przejęła jego żona, a następnie syn Jan. Na początku lat 30. doszlusowują do niego dwie siostry. To właśnie Janowi zawdzięczamy „wypuszczenie” na rynek „Ptasiego Mleczka”. My dziękujemy mu za „kultowy” już przysmak, a pracownicy dziękowali za nowatorskie metod zarządzania. Opierały się one na szczególnej trosce o pracowników, wyrażanej choćby przez nadawane im przywileje o charakterze socjalnym.

Ostatnie lata przed II wojną światową okazują się szczególnie korzystne dla rozwoju przedsiębiorstwa. W połowie lat 30. firma kwitnie i rozwija się również zaplecze socjalne dla zatrudnionych w niej osób. Takiego nie mają nawet dzisiejsi pracownicy. Zatrudnionym w „Wedlu” nie brakuje nawet ptasiego mleczka. Do dyspozycji otrzymali stołówkę, łaźnię, gabinety lekarskie oraz żłobek. To szczególnie istotne, gdyż lwią część pracowników stanowiły kobiety. Firma działa na skalę międzynarodową – i to w czasach ograniczeń w handlu międzynarodowym, jakie nastąpiły po Wielkim Kryzysie. Sklep wedlowski trafia też do ówczesnej stolicy kultury – Paryża.

Modernizacja Wedla

Jan Wedel dbał też o modernizację firmowych metod przemieszczania się. To dzięki niemu firma nabyła własny samolot. Zdecydował się również na przejście z transportu konnego w samochodowy, co wówczas nie było bynajmniej czymś oczywistym. Jan był przykładem szefa osobiście znającego produkt. Rozróżniał subtelne różnice walorów smakowych  i zapachowych czekolady, dzięki czemu określał kraj ich pochodzenia. Mawiają, że sam sprawdzał próbki z transportów i badał, na co je można przeznaczyć. Dbał o najwyższą jakość marki i chciał przekazywać ją w reklamie.

To na zlecenie Jana włoski artysta Leonetto Cappiello w 1926 roku stworzył plakat przedstawiający ubranego na czerwono i przypominającego pajacyka chłopca dosiadającego zebrę. Na plecach wiezie on cztery gigantyczne tabliczki czekolady, o wielkości wspomnianego zwierzęcia.

Wojenna zawierucha

Niestety to, co dobre, często się na tym łez padole szybko kończy. Tak było też w przypadku Wedla. Wojna przerwała złote lata firmy, a wielu zatrudnionych w niej pracowników musiało przerwać pracę. Podczas wojny zakład funkcjonował w ograniczonej formie, a Wedel udzielał schronienia AK-owskim fotoreporterom. Pod koniec wojny pracownicy zaczęli wracać do fabryki, w której Niemcy poczynili zniszczenia.

Produkcja ruszyła od nowa. Ruszyła także reklama, wykorzystująca zresztą nowatorskie formy wyrazu. Warto zauważyć, że pierwszy neon w powojennej Polsce znalazł się właśnie na budynku fabryki Wedla. Stało się to w listopadzie 1945 roku.

Komuniści zawłaszczają Wedla

Niestety w mrocznym okresie stalinizmu nie było miejsca na prężnie rozwijający się prywatny biznes. Dlatego firmę znacjonalizowano w 1949 roku, a dwa lata później nadano jej nazwę „Zakłady Przemysłu Cukierniczego 22 Lipca w Warszawie”. Na opakowaniach słodyczy wciąż jednak wykorzystywano starą nazwę. Komuniści zamierzali bowiem pasożytniczo wykorzystać dobrą opinię zrabowanego przez siebie przedsiębiorstwa.

Jednak Jan Wedel nie zamierzał dawać za wygraną. Zdecydował się zaskarżyć posunięcia komunistów przed Trybunałem Handlowym w Hadze. Co ciekawe, otrzymał nawet odszkodowanie od PRL. Komuniści nie zrezygnowali jednak całkiem z używania starej nazwy, choć zwrócili uwagę, że chodzi o nazwę dawną. Nazwali zakłady mianem „22 lipca, d. E. Wedel”.

Życie Jana Wedla miało się jednak ku końcowi. Przedsiębiorca zmarł w 1960 roku. Natomiast produkty będące dziełem dynastii Wedlów znamy po dziś dzień. Niestety instytucja nie wróciła już nigdy w ręce rodziny. Burzliwe koleje losu sprawiły, że jej właścicielami są częściowo Koreańczycy z firmy Lotte. Stąd przedsiębiorstwo nazywa się teraz Lotte-Wedel. Po dziś dzień jednak nad warszawską „kamienicą Emila Wedla” góruje chłopiec na zebrze, przypominając dawną chwałę i smak przedwojennej Warszawy.

Marcin Jendrzejczak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj