Franklin Delano Roosevelt jest jednym z najbardziej znanych Prezydentów USA. Niewiele osób jednak wie o jego ciężkiej chorobie, z którą zmagał się podczas sprawowania urzędu.
Wszystko zaczęło się w 1921 roku, kiedy Roosevelt nie uczestniczył aktywnie w życiu politycznym, a pracował w firmie prawniczej. Z powodu zmiany władzy w poprzednim roku został zmuszony do ustąpienia z funkcji asystenta sekretarza marynarki, które zajmował w czasach prezydentury Woodrow Wilsona.
W trakcie wakacyjnego wyjazdu na wyspę Campobello Roosevelt niefortunnie wpadł do wody. Nie zwiastowało to jeszcze niczego groźnego. Następnego dnia pomagał gasić pożar, a potem znów kąpał się w jeziorze. Mimo pogorszenia stanu zdrowia nie zatroszczył się jednak o odpowiedni ubiór. Wywołało to paraliż dolnej części ciała i gwałtowną gorączkę. Przyszły prezydent nie mógł poruszać się samodzielnie.
Lekarze postanowili zbadać trudne do wytłumaczenia dolegliwości. W końcu ustalono, że pacjent cierpi na chorobę Heinego-Medina. Oznaczało to paraliż nóg, które trzeba było umieszczać w żelaznych protezach. Roosevelt został przewieziony do szpitala w Nowym Yorku i pozostał tam do grudnia. Intensywna rehabilitacji i upór pozwoliły mu odzyskać część sprawności.
Mimo różnych zabiegów leczniczych 32. Prezydent Stanów Zjednoczonych musiał do końca życia poruszać się na wózku inwalidzkim. Również w trakcie zmagań wojennych Stanów Zjednoczonych. Otoczenie głowy państwa troszczyło się w tym czasie o minimalizowanie skali skojarzeń prezydenta z niepełnosprawnością – np. wszystkie wydarzenia publiczne z jego udziałem musiał być odpowiednio zorganizowane.
Mimo przeciwności Roosevelt z ogromną energią wykonywał obowiązki prezydenckie.
Przykład prezydenta na wózku pokazuje, że nawet pomimo paraliżu fizycznego, determinacja pozwala przełamywać słabości i kształtować historię. Wbrew stereotypom.