Zabójczy szał Rosjan i Zaporożców w trakcie wojny z Polską. Mordowali tak, że ulicami miasta lała się krew!

0
340
Car Aleksy dokonuje przeglądu wojsk w roku 1664. Obraz Nikołaja Swierczkowa.

Zdobycie miasta, wymordowanie wielu bezbronnych mieszkańców, a następnie wywiezienie wszystkiego, co tylko da się oderwać od ziemi i rozpoczęcie okupacji. Brzmi to niczym opis działań Rosjan podczas inwazji na Ukrainę w roku 2022, jednak mówimy o wydarzeniach z połowy XVII wieku, gdy Moskale zdobyli Wilno – jedną ze stolic Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

W połowie XVII stulecia Rzeczypospolita rządzona wówczas przez Jana Kazimierza Wazę nie miała szczęścia. A będąc precyzyjnym: nie miała nawet cienia dawnej siły. Państwo, które jeszcze kilkanaście lat wcześniej objęło swoim obszarem milion kilometrów kwadratowych, które zdobyło Moskwę i zdetronizowało cara oddającego następnie w Warszawie hołd królowi Polski, nie było w stanie obronić się przed żadnym poważniejszym zagrożeniem.

Bardzo mocno potencjał obronny Rzeczypospolitej naruszyło powstanie kozackie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. Gdy więc wódz Zaporożców w styczniu roku 1654 zdecydował się umiędzynarodowić konflikt i oddał siebie oraz Kozaczyznę pod opiekę rosyjskiego cara, armia Moskali natychmiast ruszyła na państwo polsko-litewskie. Rzeczpospolita wobec najazdu ze wschodu okazała się całkowicie bezsilna, choć jeszcze chwilę wcześniej Polacy brutalnie pacyfikowali Ukrainę.

Słabość widoczna była szczególnie na północnym odcinku walk. O ile bowiem na południu Polacy bronili się dość skutecznie, o tyle armia Moskali maszerujących na Wielkie Księstwo Litewskie nie napotykała na większy opór. Rosjanie zdobywali kolejne miasta, a w zajętym Mścisławiu doszło do rzezi – dokonały jej wojska pod wodzą kniazia Aleksego Nikitycza Trubeckiego. Wczesną jesienią w ręce Moskali wpadł ponadto Mohylew, a potem Smoleńsk. Nieco dłużej bronił się Witebsk. Po sukcesach roku 1654 car na moment zwolnił marsz.

Walki na północnym odcinku zostały wznowione na wiosnę roku 1655, po klęsce Rosjan na odcinku południowym – w zwycięskiej dla Polaków i Litwinów bitwie pod Ochmatowem (około 100 km na południe od Kijowa).

Obrońcy Wielkiego Księstwa Litewskiego robili co mogli, by powstrzymać Rosjan maszerujących w stronę Wilna. Rzeczypospolita zwyciężyła chociażby pod Szkłowem, gdzie Janusz Radziwiłł pobił liczniejszych najeźdźców. Niestety siły hetmanów – wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła oraz polnego litewskiego Wincentego Aleksandra Gosiewskiego – były zbyt słabe, a dowódcy, za sprawą wcześniejszych klęsk, utracili autorytet. Ponadto Litwa była mocno doświadczona wcześniejszymi walkami z Kozakami. Już w lipcu w ręce Rosjan wpadł Mińsk.

To właśnie z powodu owej słabości Rzeczypospolitej na tych terenach w pierwszej połowie sierpnia roku 1655 w bitwie o Wilno wojska Janusza Radziwiłła (kojarzonego w naszym kraju jako zdrajcy z powodu późniejszego poddania się Szwecji – w kontekście tego czynu warto mieć na uwadze ówczesne podbijanie Litwy przez Rosjan) oraz Wincentego Aleksandra Gosiewskiego uległy siłom cara Aleksego Michajłowicza Romanowa i kozackiego hetmana nakaźnego Iwana Zołotarenki (szwagra Chmielnickiego). Klęska w bitwie otworzyła Rosjanom drzwi do Wilna. Mieszczanie co prawda próbowali się bronić, jednak nie mieli nad sobą dowódców, twierdze pozostawały nieobsadzone, a wojska wycofały się na Zachód Litwy.

Szturm na miasto rozpoczął się 8 sierpnia rano. Jego wynik był łatwy do przewidzenia. W ten sposób Rosjanie i Kozacy weszli do Wilna. Rozpoczęła się rzeź, kilkudniowy szał mordowania mieszkańców jednej ze stolic Rzeczypospolitej oraz wszystkich tych, którzy w Wilnie szukali schronienia przed nadciągającymi ze wschodu wojskami cara.

W ciągu kilkudziesięciu godzin Kozacy i rosyjscy żołnierze, których należałoby raczej nazwać bandytami, wymordowali kilkanaście tysięcy mieszkańców miasta. Ówcześnie żyjący historyk Wawrzyniec Rudawski mówił o 25 tysiącach ofiar i choć dziś uznaje się, że mógł nieco przesadzać, to i tak zginęło wówczas bardzo wielu ludzi. Ogrom tragedii oddają inne słowa z epoki, które mówią o krwi płynącej rynsztokami. Zbrodniarze nie oszczędzali nawet kobiet i dzieci oraz osób duchownych.

Ci ostatni stanowili zresztą w Wilnie jedną z najbardziej narażonych na śmierć grup mieszkańców. Prawosławni Rosjanie i Kozacy mieli bowiem wielką ochotę mordować katolików, a szczególnie unitów. Z tego też powodu przed nadejściem Moskali z Wilna wyjechało wielu duchownych, w tym biskup Jerzy Tyszkiewicz, który udał się do Królewska wraz z relikwiami patrona Litwy – św. Kazimierza. Najeźdźcy wzięli na celownik oczywiście także świątynie. Z 32 kościołów całkowitej dewastacji uniknęły zaledwie 4.

Rosjanie i Kozacy kradli wszystko, co się dało. Dosłownie wszystko. Wywozili więc pieniądze, drogocenne kamienie, ale też srebrne sztućce, naczynia, a nawet elementy obicia skrzyń. Car z kopuł pałacu Radziwiłłów ukradł natomiast złoto, które trafiło do Moskwy. Taki sam los spotkał także marmur, a nawet stoły. O tym wszystkim pisał duchowny z Syrii Paweł z Aleppo (syn tamtejszego metropolity) przebywający w Moskwie w chwili zwożenia łupów wojennych. „Rzadkości, o jakich Moskale dotychczas nie mieli wyobrażenia” – zapisał relacjonując to, co najeźdźcy ukradli w Wilnie. Istotnie, miał rację, gdyż Rosjanie, naród żyjący z dala od europejskiej cywilizacji, zdobyli prawdziwą zachodnią stolicę, której od kilkuset lat nie zajął żaden wróg. Najeźdźcy byli tak łapczywi, że w poszukiwaniu wartościowych rzeczy sprawdzali nawet dno rzeki Wilii. Skala grabieży okazała się tak olbrzymia, że lokalnie, w Moskwie, wpłynęła nawet na spadek wartości talara.

Dzień po zdobyciu miasta do Wilna pełnego ciał pomordowanych mieszkańców triumfalnie wjechał car Aleksy w karecie zaprzęgniętej w dwanaście koni. Zdobywca i dowódca morderców łaskawie zezwolił pochować ofiary terroru. Rozkaz wykonano wrzucając ciała do piwnic.

W wyniku podboju miasta, morderczego szału i grabieży doszło do pożaru Wilna, który trwał 17 dni i na zawsze unicestwił niezwykłe zabytki.

Po wyjeździe cara władzę w mieście objął rosyjski wojewoda Michaił Szachowski. Z powodów taktycznych próbował on poprawić tragiczną sytuację miasta, by zyskać nieco przychylności ludności i w ten sposób utrzymać władzę Moskwy nad Wilnem. Nie było to jednak możliwe na dłuższą metę. Po pierwsze z powodu głodu i epidemii. Po drugie zaś z powodów politycznych i wojskowych. O ile bowiem Rzeczpospolita zaatakowana w owym 1655 roku także przez Szwecję nie była w stanie się bronić, o tyle po kilkunastu miesiącach w wojnie powróciła równowaga, a polsko-litewskie siły zaczęły pojawiać się w okolicy. Warto także odnotować, że stosunkowo ugodowa polityka Szachowskiego nie dotyczyła Żydów i unitów. Gdy natomiast zaistniało realne ryzyko utracenia Wilna przez Rosjan władzę w mieście objął nowy wojewoda, bezwzględny kniaź Daniło Myszecki. I o ile Michaił Szachowski stosował taktykę kija i marchewki, o tyle Myszecki znał tylko kij. Jego władza zapoczątkowana w roku 1659 to epoka represji i egzekucji.

Pierwsze oznaki wolności Wilna to wiosna roku 1660. Wtedy jednak, mimo udanego podjazdu, nie udało się utrzymać miasta. Siły polsko-litewskie odbiły za to część więźniów i porwały kolaborantów. Myszecki odpowiedział represjami. Dopiero w lipcu siły regimentarza Michała Kazimierza Paca odzyskały miasto, ale rosyjski wojewoda utrzymał zamek. Rzeczpospolita dysponowała zaś wówczas na tym terenie zbyt małymi zasobami oblężniczymi, by ostatecznie wygnać Rosjan. Miasto odbito w pełni dopiero pod koniec roku 1661, po przybyciu króla Jana Kazimierza oraz posiłków od dawnego zdrajcy – Bogusława Radziwiłła. Polacy i Litwini nie przeprowadzili jednak szturmu. Nie zdążyli. Rosyjscy obrońcy twierdzy związali i wydali Polakom swojego dowódcę oraz poddali zamek królowi Janowi Kazimierzowi. Daniło Myszecki został wkrótce skazany na śmierć. Wyrok wykonano w grudniu 1661 roku.

Śmierć dowódcy okupantów miała jednak jedynie wymiar symboliczny i moralny. Wilno bowiem nie podniosło się ze zniszczeń przez dziesiątki, a pod pewnymi względami nawet przez setki lat – co przypomina losy innego ważnego miasta, formalnie stołecznego w ramach Rzeczypospolitej Krakowa, który długo nie mógł podnieść się po najeździe Szwedów. Tymczasem we Wilnie, w wyniku podboju, rzezi, grabieży i okupacji, której towarzyszyły represje, ale też głód i epidemia, zmarło wiele tysięcy osób. Miasto na długie lata stało się cieniem samego siebie zarówno pod względem demograficznym, jak i materialnym i kulturalnym. Utracono ponadto zabytki i inne dobra materialne, które przepadły w wyniku pożaru i grabieży w roku 1655 i nie powróciły już nigdy do stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj